XAVI
Jak co roku trzeba było się
wstawić w Manresie na urodzinach ciotki Angelici. W tym roku
powiedziała, że nie chce słyszeć wymówek, bo kończy
osiemdziesiąt lat i według niej to piękny wiek. Sama zawsze nazywa
się starą pijaczką i hazardzistką, ale ja i moje rodzeństwo
nigdy nie mogliśmy powiedzieć na nią złego słowa. My lubiliśmy
ją, a ona lubiła nas. Zawsze w dzieciństwie dostawaliśmy od niej
te najlepsze prezenty. Angelica Creus trzy razy została wdową i
teraz ma niemały majątek, wielka willa, spory kawałek ziemi, a
moje konto zapewne musi się chować przy tym jej. Nie miała dzieci,
więc zawsze powtarzała, że to wszystko zapisze na naszą czwórkę.
Jednak my życzymy jej tego życia jak najwięcej.
Po godzinnej jeździe z
Barcelony do Manresy, w końcu dotarłem pod posiadłość ciotki.
Podjechałem pod wielką bramę i wychylając się przez okno,
nacisnąłem na dzwonek. Odebrał lokaj ciotki. Pokazałem się do
kamerki, po czym brama zaczęła się otwierać. Wjechałem,
okrążyłem okrągły zajazd przed domem i zaparkowałem tuż przy
samochodzie swojego starszego brata. Nałożyłem na nos czarne
okulary, zabrałem starannie opakowane pudełko i wysiadłem z
pojazdu. Kierowałem się do wejścia, bawiąc się kluczykami.
Wszedłem bez pukania, jak zwykle, a w korytarzu powitał mnie
Ernesto, lokaj ciotki, który otworzył mi bramę. Przywitałem się
z nim, zdejmując okulary. Mężczyzna pokierował mnie do salonu,
gdzie byli już wszyscy. Przywitałem się z jubilatką, wręczając
jej prezent. Ciotka kolekcjonowała różnoraką porcelanę, czym
zaraziła się od swojego drugiego męża, Juana Carlosa, świeć
Panie nad jego duszą. W tym roku nadziałem się na rzecz, którą
wiedziałem, że na pewno spodoba się ciotce! Komplet porcelanowych
talerzy we wzór znaczków z talii kart.
Gdy ona rozpakowywała prezent,
ja witałem się z resztą rodziny. Dłużej przystanąłem przy
mojej młodszej siostrzyczce, by zapytać się jak z jej
samopoczuciem. Ostatnio dowiedziałem się, że znów uczyni mnie
dumnym wujkiem!
- Xavier, są przepiękne!
- zawołała ciotka, a ja szeroko się uśmiechnąłem. -
Siostrzeniec wie jak trafić w gust starej ciotki! - zaśmiała się.
- A teraz zapraszam na obiad - wskazała na jadalnię. Wtedy wszyscy
tam ruszyliśmy.
- Angelico, wcale nie
jesteś stara! Zapewne zaraz nam wyskoczysz tu z jakimś
młodzieniaszkiem, że to twój przyszły mąż! - śmiała się moja
mama.
- Oj, to już nie te lata
- pokręciła głową. - Teraz moim jedynym marzeniem jest to, by ten
mój wieczny kawaler się ożenił - puściła do mnie oczko.
Słyszałem to już od kilku lat. Moi bracia już mają żony i
dzieci, siostra też ma swoją rodzinę. Zostałem tylko ja.
- Ciociu, jeszcze
przyjdzie na mnie pora - odparłem i odsunąłem jej krzesło przy
stole.
- Pora, nie pora. Ja chcę
doczekać tego momentu, a czasu jeszcze dużo nie mam - pokręciła
głową, a ja wtedy usiadłem pomiędzy mamą, a Alexem. - No nic,
życzę smacznego! - powiedziała. To już chyba koniec na dziś tego
tematu, mam taką nadzieję...
SHELLEY
Siedziałam w salonie z małą
księżniczką, która pokazywała mi swoją najnowszą książkę z
baśniami, którą dostała od rodziców. Valeria kartkowała książkę
i opowiadała mi o czym jest każda historia. Jedna o kocie, który
chodził w butach, a później zjadł olbrzyma, który był myszką,
druga o księżniczce, uwięzionej w wysokiej wieży z bardzo długimi
włosami, a jeszcze inna o dziewczynce, która była bardzo, bardzo
maleńka. Wtedy usłyszeliśmy otwierające się drzwi. Dziewczynka
spojrzała w tamtą stronę i uśmiechnęła się szeroko.
- Tatuś! - zapiszczała i
rzuciła się w jego stronę. Andres wziął ją na ręce i mocno
przytulił. Po chwili za nią, do korytarza wyszłam i ja.
- Kogo ja widzę? -
zawołał uśmiechnięty pomocnik. - Shell, jaka niespodzianka! -
dodał i objął mnie jedną ręką.
- No widzisz,
niespodziankowa dziewczyna - usłyszeliśmy głos Any, wychodzącej z
kuchni. Podeszła do swojego męża i ucałowała go na powitanie.
Znałam się z Ortiz od małego, bo mieszkałyśmy obok siebie w
małym miasteczku, a nasze mamy się przyjaźniły. - Możecie iść
umyć ręce, zaraz podaję do stołu - zakomunikowała Anna, a nasza
trójka udała się do łazienki. Po chwili byliśmy już w jadalni.
- Czasem mam wrażenie, że
sesje zdjęciowe są bardziej męczące niż treningi - westchnął
Iniesta, siadając na swoim miejscu przy stole. Wtedy Anna wniosła
już ostatnią misę i usiadła z nami.
- A potem i tak wychodzisz
niczym najlepszy model - zaśmiała się Anna, nakładając jedzenie
na talerz. Jej mąż tylko się zaśmiał, kręcąc głową. - A no
właśnie Andres, nie wiesz może o jakiejś wolnej posadzie gdzieś
dla naszej Shelley? - zapytała, a on na mnie spojrzał.
- Chcesz zmienić pracę?
- Praktycznie to muszę -
uśmiechnęłam się lekko. - Ten nasz mały klubik rozwiązano, więc
już nie mam kogo trenować.
- Jesteś po dwóch
kierunkach studiów, więc mogę popytać - pokiwał głową i wtedy
zabraliśmy się za jedzenie. Jestem świeżo po studiach wychowania
fizycznego i psychologii. Było cholernie ciężko, ale taki cel
sobie obrałam. W dużej mierze pomogli mi z tym moi rodzice. Matka
była psychologiem, a ojciec od lat uczył wf-u w miejscowej
podstawówce. Obie te rzeczy bardzo mnie fascynowały, więc nie
mogłam wybrać. Przez kilka lat dorabiałam sobie jako pani trener w
miejscowym klubie z młodymi chłopcami. Z roku na rok było ich
coraz mniej, więc teraz padła decyzja o rozwiązaniu. Rodzice
podsunęli mi pomysł wyjazdu do większego miasta za poszukiwaniem
nowej pracy. Pomyślałam o Annie i tak oto wylądowałam w
Barcelonie.
No i wystartowałam z nowym opowiadaniem, które miałam zacząć udostępniać troszeczkę później, ale za namowami IswedWolf...
Więc to było wprowadzenie do nowego opowiadania o Xavim :)
Zapraszam do czytania i komentowania!