niedziela, 22 czerwca 2014

prólogo

XAVI 
  Jak co roku trzeba było się wstawić w Manresie na urodzinach ciotki Angelici. W tym roku powiedziała, że nie chce słyszeć wymówek, bo kończy osiemdziesiąt lat i według niej to piękny wiek. Sama zawsze nazywa się starą pijaczką i hazardzistką, ale ja i moje rodzeństwo nigdy nie mogliśmy powiedzieć na nią złego słowa. My lubiliśmy ją, a ona lubiła nas. Zawsze w dzieciństwie dostawaliśmy od niej te najlepsze prezenty. Angelica Creus trzy razy została wdową i teraz ma niemały majątek, wielka willa, spory kawałek ziemi, a moje konto zapewne musi się chować przy tym jej. Nie miała dzieci, więc zawsze powtarzała, że to wszystko zapisze na naszą czwórkę. Jednak my życzymy jej tego życia jak najwięcej. 
  Po godzinnej jeździe z Barcelony do Manresy, w końcu dotarłem pod posiadłość ciotki. Podjechałem pod wielką bramę i wychylając się przez okno, nacisnąłem na dzwonek. Odebrał lokaj ciotki. Pokazałem się do kamerki, po czym brama zaczęła się otwierać. Wjechałem, okrążyłem okrągły zajazd przed domem i zaparkowałem tuż przy samochodzie swojego starszego brata. Nałożyłem na nos czarne okulary, zabrałem starannie opakowane pudełko i wysiadłem z pojazdu. Kierowałem się do wejścia, bawiąc się kluczykami. Wszedłem bez pukania, jak zwykle, a w korytarzu powitał mnie Ernesto, lokaj ciotki, który otworzył mi bramę. Przywitałem się z nim, zdejmując okulary. Mężczyzna pokierował mnie do salonu, gdzie byli już wszyscy. Przywitałem się z jubilatką, wręczając jej prezent. Ciotka kolekcjonowała różnoraką porcelanę, czym zaraziła się od swojego drugiego męża, Juana Carlosa, świeć Panie nad jego duszą. W tym roku nadziałem się na rzecz, którą wiedziałem, że na pewno spodoba się ciotce! Komplet porcelanowych talerzy we wzór znaczków z talii kart. 
 Gdy ona rozpakowywała prezent, ja witałem się z resztą rodziny. Dłużej przystanąłem przy mojej młodszej siostrzyczce, by zapytać się jak z jej samopoczuciem. Ostatnio dowiedziałem się, że znów uczyni mnie dumnym wujkiem! 
   - Xavier, są przepiękne! - zawołała ciotka, a ja szeroko się uśmiechnąłem. - Siostrzeniec wie jak trafić w gust starej ciotki! - zaśmiała się. - A teraz zapraszam na obiad - wskazała na jadalnię. Wtedy wszyscy tam ruszyliśmy. 
   - Angelico, wcale nie jesteś stara! Zapewne zaraz nam wyskoczysz tu z jakimś młodzieniaszkiem, że to twój przyszły mąż! - śmiała się moja mama.
   - Oj, to już nie te lata - pokręciła głową. - Teraz moim jedynym marzeniem jest to, by ten mój wieczny kawaler się ożenił - puściła do mnie oczko. Słyszałem to już od kilku lat. Moi bracia już mają żony i dzieci, siostra też ma swoją rodzinę. Zostałem tylko ja.
   - Ciociu, jeszcze przyjdzie na mnie pora - odparłem i odsunąłem jej krzesło przy stole. 
   - Pora, nie pora. Ja chcę doczekać tego momentu, a czasu jeszcze dużo nie mam - pokręciła głową, a ja wtedy usiadłem pomiędzy mamą, a Alexem. - No nic, życzę smacznego! - powiedziała. To już chyba koniec na dziś tego tematu, mam taką nadzieję...
SHELLEY
  Siedziałam w salonie z małą księżniczką, która pokazywała mi swoją najnowszą książkę z baśniami, którą dostała od rodziców. Valeria kartkowała książkę i opowiadała mi o czym jest każda historia. Jedna o kocie, który chodził w butach, a później zjadł olbrzyma, który był myszką, druga o księżniczce, uwięzionej w wysokiej wieży z bardzo długimi włosami, a jeszcze inna o dziewczynce, która była bardzo, bardzo maleńka. Wtedy usłyszeliśmy otwierające się drzwi. Dziewczynka spojrzała w tamtą stronę i uśmiechnęła się szeroko.
   - Tatuś! - zapiszczała i rzuciła się w jego stronę. Andres wziął ją na ręce i mocno przytulił. Po chwili za nią, do korytarza wyszłam i ja. 
   - Kogo ja widzę? - zawołał uśmiechnięty pomocnik. - Shell, jaka niespodzianka! - dodał i objął mnie jedną ręką. 
   - No widzisz, niespodziankowa dziewczyna - usłyszeliśmy głos Any, wychodzącej z kuchni. Podeszła do swojego męża i ucałowała go na powitanie. Znałam się z Ortiz od małego, bo mieszkałyśmy obok siebie w małym miasteczku, a nasze mamy się przyjaźniły. - Możecie iść umyć ręce, zaraz podaję do stołu - zakomunikowała Anna, a nasza trójka udała się do łazienki. Po chwili byliśmy już w jadalni. 
   - Czasem mam wrażenie, że sesje zdjęciowe są bardziej męczące niż treningi - westchnął Iniesta, siadając na swoim miejscu przy stole. Wtedy Anna wniosła już ostatnią misę i usiadła z nami. 
   - A potem i tak wychodzisz niczym najlepszy model - zaśmiała się Anna, nakładając jedzenie na talerz. Jej mąż tylko się zaśmiał, kręcąc głową. - A no właśnie Andres, nie wiesz może o jakiejś wolnej posadzie gdzieś dla naszej Shelley? - zapytała, a on na mnie spojrzał. 
   - Chcesz zmienić pracę? 
   - Praktycznie to muszę - uśmiechnęłam się lekko. - Ten nasz mały klubik rozwiązano, więc już nie mam kogo trenować. 
   - Jesteś po dwóch kierunkach studiów, więc mogę popytać - pokiwał głową i wtedy zabraliśmy się za jedzenie. Jestem świeżo po studiach wychowania fizycznego i psychologii. Było cholernie ciężko, ale taki cel sobie obrałam. W dużej mierze pomogli mi z tym moi rodzice. Matka była psychologiem, a ojciec od lat uczył wf-u w miejscowej podstawówce. Obie te rzeczy bardzo mnie fascynowały, więc nie mogłam wybrać. Przez kilka lat dorabiałam sobie jako pani trener w miejscowym klubie z młodymi chłopcami. Z roku na rok było ich coraz mniej, więc teraz padła decyzja o rozwiązaniu. Rodzice podsunęli mi pomysł wyjazdu do większego miasta za poszukiwaniem nowej pracy. Pomyślałam o Annie i tak oto wylądowałam w Barcelonie.

***
No i wystartowałam z nowym opowiadaniem, które miałam zacząć udostępniać troszeczkę później, ale za namowami IswedWolf...
Więc to było wprowadzenie do nowego opowiadania o Xavim :)
Zapraszam do czytania i komentowania! 


Obserwatorzy