czwartek, 8 stycznia 2015

epílogo

SHELLEY
   Leżałam wtulona w... swojego męża, który nadal spał. Był ranek po naszym ślubie. Nowy Rok, który zaczynam z wielkim hukiem. Miał być cichy ślub, tylko ze względu na ciotkę Angelicę, a skończyło się na tym, że Xavi mnie pocałował na balkonie. Spanikowałam, bo nie zrozumiałam o co chodzi. Nie dotarło to wtedy do mnie. Uciekłam do łazienki i chciałam się przebrać, ale natrafiłam na problem i jednak musiałam skorzystać z pomocy piłkarza. Przyszedł, rozsunął zamek i gdy poczułam jego dotyk, całe moje ciało ogarnął przyjemny dreszcz. Zawsze czułam się przy nim tak normalnie, naturalnie. Widział mnie w przeróżnych sytuacjach. Gdy śmiałam się, gdy miałam durne pomysły, gdy się denerwowałam, gdy byłam zła, smutna, gdy płakałam i nawet o poranku bez makijażu, w stanie, w którym nie pokazałabym się nikomu innemu. Myślałam, że tylko się przyjaźnimy, ale... Teraz wiem, że gdyby nie ta cała akcja, czułabym pewną pustkę. Xavi był facetem, o którym niejedna marzyła.
  Moja sukienka leżała na oparciu fotela, a części jego garnituru, walały się po pokoju. Ta noc... Była niesamowita. I przyznam, że nigdy nie pomyślałabym o Hernandezie w tym znaczeniu, ale nigdy nie powiem, że tego żałuję.
  Poczułam jak się porusza, drapie się po torsie i otwiera leniwie oczy, od razu spoglądając na mnie.
   - Cześć - uśmiechnął się lekko.
   - Hej - odparłam cicho. - Jak się spało?
   - Muszę przyznać, że całkiem dobrze - zaśmiał się i lekko przybliżył, dając mi buziaka w policzek. - A tobie?
   - Też nie narzekam - wzruszyłam ramionami, jakby nic się nie wydarzyło.
   - Shelley... - mruknął. - Co dalej? - zapytał, a ja chyba lekko zakłopotana spojrzałam w sufit. No to świetnie... Co jeżeli mamy na ten temat całkiem sprzeczne opinie? - Musimy wstać i zejść na dół - odpowiedział sam. Wstaliśmy i prawie w idealnej ciszy, ubraliśmy się. Xavi pierwszy był gotowy i czekał na mnie przy drzwiach. Podeszłam i chciałam otworzyć drzwi, ale on pierwszy złapał za moją dłoń i sam otworzył przepuszczając mnie pierwszą. Szliśmy pustym korytarzem, trzymając się za ręce, a ja czułam jak to wszystko rozsadzało mnie od środka. Czyżby ta cała wielka śmiałość Hernandeza skończyła się w nocy? Koniec? Co dalej? Ma być tak jak wcześniej, pomimo tego, że... Kochaliśmy się? Uprawialiśmy seks? Zaliczyliśmy przygodę?
   - Nie, stop! - powiedziałam głośno i szarpnęłam za jego dłoń, zatrzymując się. - Okłamałam cię wczoraj.
   - Co? - zmarszczył brew i spojrzał na mnie.
   - No tak! Okłamałam cię. Wczoraj zdałam sobie sprawę, że wcale nie pominęłam żadnego podpunktu - mówiłam jak nakręcona. - Zakochałam się - dodałam nieco ciszej. - I nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć i nie mam pojęcia co ty o tym myślisz, ale spróbujmy... - popatrzyłam na niego niepewnie, a ten jakby zahipnotyzowany, patrzył w moje oczy. Nagle poczułam jak łapie moją twarz w dłonie i całuje, tak aż brak tchu.
   - Nie udawajmy już, okej? - zapytał, nadal mając usta tuż przy moich. Ja tylko pokiwałam głową, nadal oswajając się z tym, że jednak Xavi coś zrobił. - I zamieszkasz ze mną - powiedział pewnie i znów mnie pocałował. - Razem spełnimy każdy twój cel z listy.
   - W sumie - zaśmiałam się cicho. - Noc, o której długo nie zapomnę, też mamy już za sobą - wyszczerzyłam się.
   - A to miał być może komplement? - zapytał z cwaniackim uśmiechem.
   - Jak najbardziej, panie Hernandez - dodałam i teraz ja go pocałowałam. Mojego męża, z którym będę się musiała nauczyć żyć, bo się w nim zakochałam.

ROK PÓŹNIEJ
XAVI
  Siedzieliśmy w salonie w domu ciotki Angelici na kanapach i czekaliśmy na kawę, którą miał nam przynieść Ernesto. Sylwestra i za razem pierwszą rocznicę naszego ślubu spędziliśmy w Paryżu, a od razu z lotniska mieliśmy pojechać do Manresy.
  Jak widać, przetrwaliśmy i jest nam dobrze. Shelley zaraz w styczniu tamtego roku, pożegnała się z posadą drugiego trenera z Barcy B, bo wiadomo, że była tylko na zastępstwo, ale w naszym klubie nikt nie traci pracy, kto na nią zasługuje. Moja żona została pierwszym trenerem, ale damskiej drużyny młodzieżowej. Nastolatki od razu wyszukały wszystkich informacji o niej i pokochały jako nową panią trener. Shell pracuje z nimi do dziś i jest bardzo zadowolona.
   Mężczyzna w końcu przyniósł tacę z trzema filiżankami kawy oraz talerzykiem z domowym ciastem, a ciotka rozkazała nam opowiedzieć o wszystkim co robiliśmy we Francji.
   - Wiecie co? Jak tak na was patrzę, to jestem z siebie dumna - powiedziała uśmiechnięta kobieta, a my na nią popatrzyliśmy pytająco. - Dzieci, dzieci, dzieci... Chyba czas w końcu was uświadomić. Może moja siostra nie domyśliła się o wszystkim, ale ja od razu wiedziałam, że Shelley nie była twoją prawdziwą dziewczyną. To było widać - dodała, a ja prawie zakrztusiłem się kawą. - Nie gniewam się za to, że chciałeś wyprowadzić starą ciotkę w pole, bo sama dla was coś zaplanowałam i się udało.
   - O czym ciocia mówi? - zapytałem, odkładając filiżankę na stolik. Tak dla własnego bezpieczeństwa.
   - Od początku spodobaliście mi się razem, a że za kolejnym spotkaniem widziałam, że pomiędzy wami jest chemia, postanowiłam symulować chorobę i zaplanować ślub, bo pewnie inaczej byście się nie zeszli. I teraz popatrzcie na siebie! Nie musicie mi dziękować - machnęła ręką. Siedziałem naprzeciw niej razem z Shelley i na zmianę patrzyliśmy się po sobie, to po ciotce. Żadne z nas nie wiedziało co ma powiedzieć.
   - Chce ciocia powiedzieć, że to wszystko było wtedy przez ciebie ustawione? - zapytała dziewczyna.
   - Oczywiście! Ale cudownie się na was patrzy, bo bije od was tyle miłości i szczęścia! - uśmiechnęła się. I miała rację, bo Shelley to była najcudowniejsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała. - I Shell tak promienieje! A już martwiłam się, że nie doczekam waszych dzieci... - dodała, a ja myślałem, że znów niedosłyszałem. Spojrzałem na Shell, ale jej mina mówiła to samo co moja. - Ojj! To chyba tylko przypuszczenia moje i siostry - skrzywiła się ciotka, co wyglądało nawet zabawnie.
   - To znaczy.. - zaczęła szatynka. - Mogłabym porozmawiać z Xavim?
   - Ależ oczywiście! - zareagowała kobieta i od razu wyszła z pomieszczenia, ale znając życie, zostanie zaraz obok, by wszystko dobrze słyszeć.
   - Shell, wiesz o czym mówiła ciocia? Ta ostatnia rzecz.
   - Xavi, na to wygląda, że kobieta potrafi to rozpoznać, jeżeli twoja mama i ciocia przypuszczają, że jestem w ciąży, bo... - zacięła się i spojrzała na mnie. - Chciałam ci powiedzieć w Paryżu, ale nie miałam zielonego pojęcia jak to zrobić - uśmiechnęła się lekko.
   - Będziemy mieli dziecko? - zapytałem, a ona pokiwała głową. - Będziemy mieli dziecko - powtórzyłem i mocno ją przytuliłem. - Tylko ciekawe czy to też było w planach Angelici - wyszeptałem jej do ucha, a ona się zaśmiała.


***
 Szczerze? Jakoś nie wyobrażam sobie Xaviego w roli tatusia, ale może w tym przypadku by wypaliło? Takie postanowienie było od początku. Ciotka miała być szalona, nieprzewidywalna i podstępna - wszystko by zobaczyć szczęście swojego siostrzeńca.
Tak jak było wyżej, to był już epilog, więc zostało mi tylko pożegnać się z tym opowiadaniem. Bardzo, bardzo go lubiłam i cieszyłam się, że Wam również się podobało! I dziękuję za wszystkie komentarze i bardzo chciałabym Was w tym miejscu poprosić, by każdy kto go czytał, zostawił komentarz, nawet jeżeli wcześniej tego nie robił :) Chciałabym po prostu sprawdzić ile Was tu było ;*
Niedługo rozpocznę swoje kolejne opowiadanie, więc już zapraszam - klik.
Jeszcze raz dziękuję i życzę Wam wszystkiego dobrego ;*

Obserwatorzy