XAVIOtworzyłem oczy i od razu spojrzałem na elektroniczny zegarek, który stał na szafce nocnej. Było już po ósmej i słyszałem, że cały dom już jest na nogach. Zdziwiło mnie to, że jeszcze nikt mnie nie obudził. Może postanowili dać mi trochę czasu, bo w końcu popołudniu mam się ożenić? Leżałem sam w gościnnym pokoju. Ostatnimi czasy, gdy budziłem się w tym domu, obok zawsze jeszcze spała, zwinięta w kulkę, Shelley. Na początku było dziwnie, bo spałem w łóżku z praktycznie obcą osobą, ale z czasem stało się to coś normalnego. Shell zawsze była otwartą osobą, której nic nie jest straszne. Nawet ślub z kimś kogo ledwo zna!
Właśnie miałem się podnosić, kiedy do pokoju wpadła Shell w szarych dresach i upiętymi wysoko włosami. Zatrzasnęła za sobą drzwi i ciężko oddychając, oparła się o nie plecami. Do klatki piersiowej mocno dociskała kartonowe pudełko.
- Xavi, ratuj - mruknęła.
- Coś się stało? - zmarszczyłem brwi.
- Oni wszyscy są gorsi od potworów! Musisz coś dla mnie przemycić! - usiadła po turecku na łóżku, obok mnie i przysunęła pudełko. Odsunąłem wieko i zobaczyłem parę bielutkich trampek.
- Buty?
- Po pierwsze, to nie jest mój prawdziwy ślub. Po drugie, nie cierpię wysokich obcasów, na które tak bardzo nalegają wszystkie kobiety w tym domu i mówią, że inaczej mnie nie wypuszczą z pokoju. Po trzecie, zakładając wysokie buty, będę od ciebie wyższa, co będzie przekomicznie wyglądać, a po czwarte... Połamię sobie nogi po dwóch krokach - wypuściła całe powietrze z płuc, a ja zacząłem się śmiać. - Nie śmiej się ze mnie! To bardzo poważna sprawa!
- Właśnie słyszę - wyszczerzyłem się i podniosłem do pozycji siedzącej. - Więc co dokładnie mam zrobić?
- Przed samym ślubem, gdy będę już gotowa, przyniesiesz mi te buty, bym mogła je zamienić z tych piekielnych szpilek!
- Tak, bo pewnie dopuszczą mnie do ciebie przed ceremonią - wywróciłem oczami. - Ciotka sama stanie na straży pod twoim pokojem. Wygoni mnie gdy pokażę się na samym korytarzu i zacznie śpiewkę, że widok panny młodej w sukience przed ślubem przynosi pecha.
- W naszym przypadku to nie grozi - uśmiechnęła się. - Spróbujesz przynajmniej? - złożyła dłonie jak do modlitwy i zrobiła proszącą minkę. - Xavi?
- No dobrze. Zobaczę co się da zrobić - odparłem i wtedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Shell pośpiesznie złapała za pudło i chciała je rzucić za łóżko, ale robią to, wylądowała na moim torsie w momencie gdy w progu pojawiła się sama Angelica.
- Szukam Shelley... - zaczęła i nagle złapała się pod boki. - Na litość boską, was to zostawić na pięć minut samych! - zawołała, gdy zobaczyła nas w jednoznacznej pozycji. - Ja też byłam kiedyś w waszym wieku, byłam zakochana po uszy, ale przed wami całe życie. Jeszcze się sobą nacieszycie! - mówiła.
- Tak, tak - mruknęła Shell i podniosła się. - Chciałam tylko coś powiedzieć Xaviemu - uśmiechnęła się lekko.
- Mam taką nadzieję, dziecko - westchnęła ciotka. - Trzeba was będzie bardziej pilnować - zaśmiała się po chwili. - Chodźmy - zwróciła się do mojej przyszłej żony, po czym prawie wyprowadziła ją siłą z pomieszczenia.
Byłem chyba gotowy. Miałem na sobie czarny garnitur z kamizelką, białą koszulę i do tego biały krawat. Wyglądałem raczej dobrze. Tak jak powinien pan młody. Odwróciłem się i w ostatnim momencie zobaczyłem pudełko z butami, które cały czas leżało obok łóżka. Zaśmiałem się pod nosem i zabrałem go. Wyszedłem z pokoju i na moje szczęście, nikogo nie było na korytarzu. Wszyscy chyba byli już na dole. Ciotka naprawdę się postarała, bo ściągnęła urzędnika z urzędy stanu cywilnego i przygotowała salon do całego przyjęcia.
Ostrożnie przystanąłem przy ścianie i zajrzałem w drugi korytarz, czy czasem aby nikt się tu nie wałęsał. Było czysto, więc zapukałem cicho do drzwi naszego pokoju, który od wczoraj należał tylko do Shelley.

podszedłem, kładąc na podłodze pudełko z butami, a ja usiadłem obok niej.
- Jak się czujesz? - zapytałem.
- Możesz się zacząć śmiać, ale im bliżej do ślubu, tym bardziej się stresuje, co jest dziwne, bo przecież udajemy - sama się zaśmiała i zaczęła ubierać trampki.
- Spokojnie, Shell. Mówiłem, że wcale nie musisz tego robić - powiedziałem.
- Wiem, ale obiecałam ci, że zagram twoją dziewczynę przed Angelicą, a jeżeli teraz już jesteśmy tak daleko... Jakoś nigdy mi się do tego nie śpieszyło. Faceci też jakoś specjalnie nie lgnęli - wzruszyła ramionami i wstała. - Od razu lepiej - uśmiechnęła się pod nosem. Ja również wstałem i stanąłem przed nią.
- To dobrze - pokiwałem głową. - Ale zaraz... Jak to faceci do ciebie nie lgnęli? Śliczna dziewczyna, kochająca piłkę, która ma poukładane w głowie?
- Bywa i tak - uśmiechnęła się lekko, ciągle patrząc na mnie. Ja też nie byłem dłużny, bo wpatrywałem się w nią. Trwało to chyba dłuższą chwilę, bo usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Oboje spanikowaliśmy! W ostatnim momencie Shell wpakowała mnie za drzwi i stanęła na środku pokoju, pozwalając tej osobie wejść.
- Hej Shelley, jesteś sama? - usłyszałem głos swojej siostry i zacząłem się modlić by nie weszła bardziej do pokoju.
- Tak. Kazano mi czekać na moment aż ktoś po mnie przyjdzie - powiedziała Shell, lekko się uśmiechając i w tym momencie kątem oka spojrzała na mnie.
- No i jestem - zaśmiała się Ariadna. - Zapytałam czy jesteś sama, bo wcięło nam gdzieś pana młodego i ciotka kazała sprawdzić czy nie ma go u ciebie, bo podobno już raz was dziś rozdzielała.
- Spokojnie, nie ma go u mnie - odparła spokojnie. - Jak to go wcięło?
- Nie martw się. Pewnie gdzieś się plącze po domu i korzysta z ostatnich chwil kawalerstwa - uśmiechnęła się. - Shell, chcę żebyś wiedziała, że bardzo się cieszę, że mój starszy braciszek cię poznał i chce się z tobą ożenić. Witamy w rodzinie, przyszła pani Hernandez - dodała i chyba się przytuliły.
- Dziękuję, Ari - odparła Shelley.
- No nic, chodźmy już na dół, bo wszystko jest gotowe i czekamy - dokończyła moja młodsza siostra i obie wyszły z pokoju. Teraz się okazuje, że cała moja rodzina połknęła haczyk, a ja z Shelley tak wspaniale gramy zakochanych, że nikt nic nie zauważa!
Na szczęście wydostałem się bez problemy z pokoju i bocznymi schodami, pierwszy dotarłem do salonu, gdzie stanąłem w specjalnie przygotowanym miejscu, pomiędzy urzędnikiem i Andresem, moim świadkiem.
Wszyscy posyłali mi uśmiechy. Wszyscy byli zadowoleni. Najbardziej moja ciotka i rodzice. I nagle w jednym momencie ktoś włączył z odtwarzacza marsz weselny, a w progu pojawiła się Shelley ze swoim ojcem, który prowadził ją przez całe pomieszczenie.
Wyglądała tak samo przepięknie jak kilka minut temu, gdy staliśmy w pokoju na górze. Po chwili stała już obok mnie. Złapaliśmy się za ręce i próbowaliśmy sprawiać wrażenie wielce w sobie zakochanych.
- Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Shelley i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe - powtórzyłem za urzędnikiem, patrząc prosto w oczy szatynki.
- Świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Xavierem i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe - powiedziała, ciągle się uśmiechając.
- Wobec zgodnego oświadczenia obu stron, złożonego w obecności świadków, oświadczam, że Związek Małżeński Pani Shelley i Pana Xaviera został zawarty zgodnie z przepisami. Jako symbol łączącego Państwa związku wymieńcie proszę obrączki - odezwał się mężczyzna i Andres podał nam dwie złote obrączki. Mniejszą wsunąłem na jej serdeczny palec, a większą ona na mój. Podpisaliśmy dokumenty i praktycznie byłoby po wszystkim, gdyby nie ciotka zaczęła na całe gardło krzyczeć, że pora na pocałunek! Z resztą to nie była jakaś wielka rzecz. W końcu już wcześniej się całowaliśmy.
Minęła północ, powitaliśmy Nowy Rok i obejrzeliśmy pokaz fajerwerków. Niedługo później postanowiliśmy z Shelley pójść już na górę. Tamci oczywiście śmiali się dlaczego już uciekamy, ale się tym nie przejmowaliśmy. Pożegnaliśmy się z naszymi gośćmi i wyszliśmy na górę do pokoju. Wyszedłem na balkon by jeszcze obejrzeć kolorowe strzały, który rozpryskiwały się na czarnym niebie. Nie było wcale zimno. Byłem w swoim garniturze i musiałem przyznać, jak na styczeń, było ciepło. Pogoda czasem lubi płatać figle.
Po chwili obok pojawiła się też Shelley, oparła się o barierkę i westchnęła.
- No to mamy to już za sobą.
- Nie było tak źle, co? - zapytałem.
- Myślę, że było w porządku - uśmiechnęła się. - To dziwne uczucie, być czyjąś żoną!
- Dziwne? Nie jesteś czyjąś żoną, tylko moją - dalej żartowałem. - Nie jest ci zimno? - zapytałem, bo była w samej sukience, ale nie czekałem na odpowiedź, tylko od razu nałożyłem swoją marynarkę na jej ramiona.
- Dziękuję - uśmiechnęła się lekko i spojrzała w niebo. - Można uznać, że kolejny punkt na mojej liście mogę odhaczyć. Nie po kolei, ale zawsze coś..
- Jaka lista? - spojrzałem na nią, a ta się zaśmiała.
- Gdy miałam jakieś piętnaście lat, spisałam swoje plany na przyszłość - zaczęła. - Pod jedynką było skończenie szkoły średniej z jak najlepszymi ocenami. Odhaczone. Później, zagrać dla reprezentacji krajowej. Wykonane. Dalej, znalezienie pracy, którą pokocham. Mam taką. I teraz muszę przeskoczyć o jeden punkt, do ślubu.
- A co było tym punktem?
- Zakochać się - wzruszyła ramionami. - Ale następnie, po wyjściu za mąż była niezapomniana noc poślubna, duży dom, dzieciaki i pies!
- Szerokie perspektywy - dodałem.
- A ty? Jakie ty masz plany na przyszłość?
- Ja? - zapytałem sam siebie i podrapałem się po głowie. - Chciałbym jeszcze pograć. To jest mój plan, a wszystko inne może przyjść samo kiedy chce.
- Nie jesteś wybredny, Xavi - pokręciła głową. - Nigdy nie myślałeś o takiej prawdziwej miłości?
- Może czasem... Przeważnie wtedy gdy nie wychodziło mi z jakąś dziewczyną - zaśmiałem się i spojrzałem na nią. Lekko się uśmiechała i również na mnie patrzyła. I wtedy zdarzyło się coś o czym bym nie pomyślał. No dobra, pomyślałbym i to wielokrotnie! Pochyliłem się i pocałowałem ją. Tak, ja! Odwzajemniła go, ale po chwili sama to przerwała i weszła do środka. Szczerze? Nie żałuję tego czynu. I nie dostałem w twarz, czyli albo czeka nas jakaś rozmowa, albo zapomnienie o sprawie. Wszedłem więc i ja do środka. Moją marynarkę zostawiła na fotelu, a ona zapewne poszła do łazienki, bo drzwi były lekko uchylone i widziałem zaświecone światło. Postanowiłem się przebrać i gdy do połowy rozpiąłem guziki w koszuli, usłyszałem jej głos.
- Xavi... - zawołała. - Mam problem.
- Coś się stało? - podszedłem do drzwi.
- Musisz mi pomóc - dodała ciszej a ja lekko pchnąłem drzwi. Znów wchodząc do pomieszczenia, zobaczyłem ją stojącą w sukience, tyłem do drzwi. Przed nią było lustro, więc widziałem jej twarz. - Nie mogę sobie poradzić z zamkiem. Chyba się zaciął - mruknęła.
- Zobaczymy - powiedziałem cicho i podszedłem do niej. Złapałem delikatnie za mały uchwyt i pociągnąłem w dół, ale faktycznie nie chciał drgnąć. Znów spróbowałem, ale tym razem po woli i się udało! Rozsuwałem cały zamek, równocześnie sunąc opuszkami palców po jej plecach. Nie wiem co się działo, ale dziś myślałem tylko o niej. Spojrzałem w lustro i zobaczyłem nas w odbiciu. Shell wpatrywała się we mnie, a ja w nią. Po chwili odwróciła głowę w moją stronę spojrzała na mnie tak niewinnie i położyła dłoń na moim ramieniu. Gdy ja objąłem ją w talii i przysunąłem bardziej do siebie, ona lekko mnie pocałowała. Wolnym krokiem ruszyliśmy z powrotem do sypialni, automatycznie kierując się na łóżko. Ułożyłem się nad nią, całując szyję, obojczyk i wracając do warg.
No i czemu takie zakończenie? Tak mało szczegółów :( Ale na szczęście coś się dzieje między nimi :D A tak poza tym rozdział świetny! ;*
OdpowiedzUsuńAch..... Rozdział totalnie mnie rozczulił! :**
OdpowiedzUsuńWreszcie chemia! Tak jest!!!! :***
Czekam na więcej i to z niecierpliwością! ;D
OOOO warto było czekać tyle bo rozdział BOSKI!!!!!
OdpowiedzUsuńSzczee już nie mogę się doczekać co będzie dalej a co do rozdziału to boooski, kochana pięknie piszesz ♥♥♥
OdpowiedzUsuń...
...
KOCHAM TEGO BLOGA!!
Ej! Wszyscy usłyszeli?
Nie?
No to powtórzę...
KOCHAM TEGO BLOGA!!( ciebie też xD )
Pisz dalej, wene miej i żyj spokojnie ;))
Kisses xxx
AAAAAAA!!!!!KOCHAM! KOCHAM ! I JESZCZE RAZ KOCHAM ! ♥Ale dałaś czadu z tym rozdziałem aż 3 razy czytałam i nie mogłam sie nasycić nim.Rozdział jak zawsze suuppperr! :) x / Emily
OdpowiedzUsuńCudowny !! *.* p oprostu sjsjhzhsbshsjdjjs!!! *.* no to teraz musisz dodać kolejny bo ja tu umrę z ciekawości xD hahaha
OdpowiedzUsuńWeny ! I zdrówka! ;D
łał jeden z dłuższych rozdziałów
OdpowiedzUsuńAle sie robi ....coraz ciekawiej
Szybko pisz kolejny!
~cleo
KOCHAM! KOCHAM ! I JESZCZE RAZ KOCHAM ! ♥ Jak dla mnie jeden z najlepszych blogów jakie czytałam ! Kiedy kolejny rodzial ?! ♥♡ Szkoda że tak mało opisów ale był BOSKI!!! Noc poślubna????TAK i jeszcze raz TAK!!!!
OdpowiedzUsuńJESTEM UZALEŻNIONA, tak jestem uzależniona od tego opowiadania. Brakuje mi przymiotników żeby je opisać, bo genialne to stanowczo za mało. To teraz postaw się w sytuacji UZALEŻNIONEJ mnie, która codziennie wchodzi na Twojego bloga z nadzieją na nowy rozdział, na który czasami trzeba sporo poczekać, ale nie ważne, bo jak mają one być takie to ja mogę poczekać, bo warto ! Ale jakby Ci się udało dodawać rozdziały trochę częściej to będzie mega. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńZlituj się nad nami, spragnionymi nowego rozdziału czytelnikami i dodaj już proszę kolejny.
OdpowiedzUsuńTen jak zawsze świetny. Nic dodać, nic ująć. Pozdrawiam ;)
Ohohoh robi się gorąco XD
OdpowiedzUsuńUuuu a jednak, miłość !! Super rozdział i taki romantico xD
OdpowiedzUsuńpozdro ;)
~ Angi