SHELLEY
Od dwóch dni
mieszkam u Andresa i Any w Barcelonie. Chciałam od razu poszukać
mieszkania, ale ci uparli się, że mam u nich zostać do momentu
znalezienia pewnej pracy. Uważali, że na razie to nie ma sensu, bo
jeżeli nie znajdę pracy to po co kupować mieszkanie. Oczywiście
życzyli mi jak najlepiej. Nie chciałam im siedzieć na głowie, ale
Ana uparła się, że tak pomogę jej w domu i z Valerią.
Do południa szperałam w Internecie w poszukiwaniach ofert pracy, a później w porannej gazecie. Niestety nic nie udało mi się znaleźć. Ana sama przyznała, że to tego potrzeba czasu i cierpliwości.
Wieczorem wyszłam z Valerią na spacer, bo moja przyjaciółka źle się poczuła i wcześniej położyła. Chodziłam z dziewczynką po osiedlu, a ona pokazywała mi gdzie co się znajduje. Była otwarta i cały czas radosna, lecz w pewnym momencie stwierdziła, że jest już zmęczona, więc ruszyłyśmy już w drogę powrotną.
W pewnym momencie obok nas zatrzymało się białe, rodzinne Audi, które należało do Andresa, który wracał z popołudniowego treningu. Odsunął szybę i wychylił głowę, uśmiechając się.
- A panie to może gdzieś podwieźć?
- Z wielką chęcią, bo ta pani już wysiada - pogłaskałam Valerię po główce. Andres wtedy zjechał na pobocze, wysiadł i zapakował córkę do jej fotelika na tylnym siedzeniu, a ja sama zasiadłam z przodu na miejscu pasażera.
- W sumie to ja mam dla ciebie dobrą wiadomość, Shell - powiedział Hiszpan, gdy wsiadał do samochodu. - Zwolniła się posada u nas w klubie, na razie na jakiś czas, ale później pewnie znajdą ci jakąś inną - spojrzał na mnie i odpalił silnik.
- U ciebie w klubie? - otworzyłam szeroko oczy. - Niby jako kto?
- Rozmawiałem już z odpowiednimi osobami i masz jutro się tam wstawić na rozmowę. Jest szansa, że na jakiś czas zastąpisz asystenta Sacristana - podrapał się po brodzie.
- Czekaj... - musiałam to przetrawić. - To jest ten z Barcy B? - chciałam się upewnić.
- Tak, dokładnie. Jego asystent ma mieć jakąś operację, więc szukają kogoś zaufanego i znającego się na rzeczy. Podsunąłem im ciebie.
- To miłe, ale... Wątpię czy będą mnie chcieli. Ja w FC Barcelonie?
- Spróbować możesz, prawda? Jak nie tu, to wyślę cię do szkółki! No chyba, że nie chcesz pracować w sporcie?
- Chcę! - zawołałam od razu. - Dziękuję, Andres, że mi pomagasz - uśmiechnęłam się. - Jestem tobie i Annie bardzo wdzięczna.
- Będziesz jak praca wypali - odpowiedział i zajechał pod swój dom. Wysiedliśmy za samochodu i weszliśmy do domu. Tam głodny Andres wparował do kuchni, a ja z Val od razu wyszłyśmy na górę. Ona od razu pobiegła do swojego pokoju, a ja zajrzałam do Any. Było już jej lepiej, ale nadal wolała zostać w łóżku.
Do południa szperałam w Internecie w poszukiwaniach ofert pracy, a później w porannej gazecie. Niestety nic nie udało mi się znaleźć. Ana sama przyznała, że to tego potrzeba czasu i cierpliwości.
Wieczorem wyszłam z Valerią na spacer, bo moja przyjaciółka źle się poczuła i wcześniej położyła. Chodziłam z dziewczynką po osiedlu, a ona pokazywała mi gdzie co się znajduje. Była otwarta i cały czas radosna, lecz w pewnym momencie stwierdziła, że jest już zmęczona, więc ruszyłyśmy już w drogę powrotną.
W pewnym momencie obok nas zatrzymało się białe, rodzinne Audi, które należało do Andresa, który wracał z popołudniowego treningu. Odsunął szybę i wychylił głowę, uśmiechając się.
- A panie to może gdzieś podwieźć?
- Z wielką chęcią, bo ta pani już wysiada - pogłaskałam Valerię po główce. Andres wtedy zjechał na pobocze, wysiadł i zapakował córkę do jej fotelika na tylnym siedzeniu, a ja sama zasiadłam z przodu na miejscu pasażera.
- W sumie to ja mam dla ciebie dobrą wiadomość, Shell - powiedział Hiszpan, gdy wsiadał do samochodu. - Zwolniła się posada u nas w klubie, na razie na jakiś czas, ale później pewnie znajdą ci jakąś inną - spojrzał na mnie i odpalił silnik.
- U ciebie w klubie? - otworzyłam szeroko oczy. - Niby jako kto?
- Rozmawiałem już z odpowiednimi osobami i masz jutro się tam wstawić na rozmowę. Jest szansa, że na jakiś czas zastąpisz asystenta Sacristana - podrapał się po brodzie.
- Czekaj... - musiałam to przetrawić. - To jest ten z Barcy B? - chciałam się upewnić.
- Tak, dokładnie. Jego asystent ma mieć jakąś operację, więc szukają kogoś zaufanego i znającego się na rzeczy. Podsunąłem im ciebie.
- To miłe, ale... Wątpię czy będą mnie chcieli. Ja w FC Barcelonie?
- Spróbować możesz, prawda? Jak nie tu, to wyślę cię do szkółki! No chyba, że nie chcesz pracować w sporcie?
- Chcę! - zawołałam od razu. - Dziękuję, Andres, że mi pomagasz - uśmiechnęłam się. - Jestem tobie i Annie bardzo wdzięczna.
- Będziesz jak praca wypali - odpowiedział i zajechał pod swój dom. Wysiedliśmy za samochodu i weszliśmy do domu. Tam głodny Andres wparował do kuchni, a ja z Val od razu wyszłyśmy na górę. Ona od razu pobiegła do swojego pokoju, a ja zajrzałam do Any. Było już jej lepiej, ale nadal wolała zostać w łóżku.
XAVI
Właśnie szliśmy z
Andresem w stronę parkingu. Zakończyliśmy poranny trening i
mogliśmy się jeszcze urwać na godzinkę do domu, a później
musieliśmy się wstawić w hotelu. Popołudniu mieliśmy grać
ligowy mecz.
- Ja uciekam, Xavi. Do zobaczenia - odezwał się Iniesta, podając mi dłoń.
- Gdzie to cię jeszcze niesie? - zapytałem.
- Do biur. Muszę sprawdzić jak tam radzi sobie moja podopieczna.
- Ta przyjaciółka Any, co mówiłeś, że jest u was? - zapytałem. Raz coś wspominał, że jest u nich jakaś dziewczyna i chcą jej pomóc w znalezieniu pracy.
- Tak, właśnie ta - uśmiechnął się, pomachał i odbił całkiem w inną stronę. Ja wszedłem na parking, odnalazłem swój samochód i wsiadłem do niego. Rzuciłem torbę na siedzenie obok i odpaliłem silnik. Spojrzałem we wsteczne lusterko. Pusto, czyli można cofać. Pokręciłem lewarkiem, nacisnąłem na gaz i... Nagle ktoś mi śmignął za samochodem. Poszło po hamulcach, aż zagwizdało. Wypadłem z auta, widząc Marca, który parkował dwa miejsca dalej ode mnie. Już miał dostać opieprz, że przecież widzi, że się wyjeżdża, ale zauważyłem, że stoi z telefonem w ręce i dziwnie nim dygocze.
- Co ci? - zdziwiłem się.
- Brat do mnie dzwonił, że mnie powołali!
- Powołali, ale gdzie?
- Za Cesca do reprezentacji! - zawołał. - Jak sobie robi ze mnie jaja, to urwę mu ten głupi łeb!
- A może po prostu sprawdź?
- Jasne! - klepnął się w czoło, a ja się zaśmiałem. Z młodzikami zawsze było ciekawie. Marc wsadził nos w swoją komórkę, coś tam na niej stukał. - To prawda! - zawołał uradowany.
- Twitter prawdę ci powie? - zaśmiałem się.
- Plus masa moich fanek na tablicy - wyszczerzył się.
- Nie pozostaje mi nic innego jak tylko ci pogratulować - powiedziałem i przytuliłem go, klepiąc po plecach.
- Dzięki! - zawołał i pobiegł do swojego samochodu. Zaśmiałem się tylko i wsiadłem do swojego. Teraz na szczęście mogłem spokojnie wyjechać. Fakt, Cesc na ostatnim meczu nabawił się lekkiej kontuzji, która go na chwilę wyklucza, co uniemożliwiła udział w zgrupowaniu. Mister miał w najbliższym czasie powołać kogoś za niego i niespodzianką jest to, że okazał się to Marc. Ja i tak miałem nie jechać. To nie były ważne mecze, więc trener dał szansę młodym i przede wszystkim utalentowanym. W sumie to dobrze, bo sam zaczynam sobie popuszczać. To nie tak, że już nie chcę reprezentować Hiszpanii. Kocham tą grę tam, jest dla mnie ważna, ale mam już swoje latka i w pewnym momencie trzeba powiedzieć stop. Reprezentacja to dodatkowy wysiłek, a chciałbym skupić się nad grą w klubie. Powinienem się też poważnie zastanowić nad swoim udziałem w Mistrzostwach Świata...
Dojeżdżałem już prawie pod dom, kiedy nagle zaczął dzwonić mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła moja siostra, więc od razu odebrałem.
- Cześć, Xavi - zadźwięczała.
- Cześć, malutka. Jak tam? - zapytałem z uśmiechem i zajechałem na podjazd swojego domu.
- Dzwonię, by ci oznajmić, że doczekasz się siostrzenicy! - zawołała. - Właśnie wracamy z Pablo od lekarza.
- To świetnie. Gratuluję wam! Czyli będziecie mieć parkę!
- Dziękujemy! A kiedy ty zaszczycisz robić coś w kierunku tego, by zadowolić ciotkę? - zapytała, śmiejąc się.
- Na razie nie szukam dziewczyny, Ari! - pokręciłem głową, odkluczając drzwi.
- Dobrze wiesz, że nie tylko ciotka na to czeka!
- Ja to wiem, ale... Malutka, nie mogę teraz zbytnio rozmawiać. Muszę się trochę ogarnąć, bo zaraz jadę do hotelu przed meczem - przejechałem dłonią po twarzy.
- Jak zwykle mój braciszek wywija się z tematu - westchnęła. - Życzymy powodzenia, a mecz oczywiście będziemy oglądać! Do usłyszenia, Xavi - pożegnała się i rozłączyła. Miała całkowitą rację. Zawsze zbywałem temat, ale co mam poradzić na to, że jakoś lepiej mi jest samemu?
- Ja uciekam, Xavi. Do zobaczenia - odezwał się Iniesta, podając mi dłoń.
- Gdzie to cię jeszcze niesie? - zapytałem.
- Do biur. Muszę sprawdzić jak tam radzi sobie moja podopieczna.
- Ta przyjaciółka Any, co mówiłeś, że jest u was? - zapytałem. Raz coś wspominał, że jest u nich jakaś dziewczyna i chcą jej pomóc w znalezieniu pracy.
- Tak, właśnie ta - uśmiechnął się, pomachał i odbił całkiem w inną stronę. Ja wszedłem na parking, odnalazłem swój samochód i wsiadłem do niego. Rzuciłem torbę na siedzenie obok i odpaliłem silnik. Spojrzałem we wsteczne lusterko. Pusto, czyli można cofać. Pokręciłem lewarkiem, nacisnąłem na gaz i... Nagle ktoś mi śmignął za samochodem. Poszło po hamulcach, aż zagwizdało. Wypadłem z auta, widząc Marca, który parkował dwa miejsca dalej ode mnie. Już miał dostać opieprz, że przecież widzi, że się wyjeżdża, ale zauważyłem, że stoi z telefonem w ręce i dziwnie nim dygocze.
- Co ci? - zdziwiłem się.
- Brat do mnie dzwonił, że mnie powołali!
- Powołali, ale gdzie?
- Za Cesca do reprezentacji! - zawołał. - Jak sobie robi ze mnie jaja, to urwę mu ten głupi łeb!
- A może po prostu sprawdź?
- Jasne! - klepnął się w czoło, a ja się zaśmiałem. Z młodzikami zawsze było ciekawie. Marc wsadził nos w swoją komórkę, coś tam na niej stukał. - To prawda! - zawołał uradowany.
- Twitter prawdę ci powie? - zaśmiałem się.
- Plus masa moich fanek na tablicy - wyszczerzył się.
- Nie pozostaje mi nic innego jak tylko ci pogratulować - powiedziałem i przytuliłem go, klepiąc po plecach.
- Dzięki! - zawołał i pobiegł do swojego samochodu. Zaśmiałem się tylko i wsiadłem do swojego. Teraz na szczęście mogłem spokojnie wyjechać. Fakt, Cesc na ostatnim meczu nabawił się lekkiej kontuzji, która go na chwilę wyklucza, co uniemożliwiła udział w zgrupowaniu. Mister miał w najbliższym czasie powołać kogoś za niego i niespodzianką jest to, że okazał się to Marc. Ja i tak miałem nie jechać. To nie były ważne mecze, więc trener dał szansę młodym i przede wszystkim utalentowanym. W sumie to dobrze, bo sam zaczynam sobie popuszczać. To nie tak, że już nie chcę reprezentować Hiszpanii. Kocham tą grę tam, jest dla mnie ważna, ale mam już swoje latka i w pewnym momencie trzeba powiedzieć stop. Reprezentacja to dodatkowy wysiłek, a chciałbym skupić się nad grą w klubie. Powinienem się też poważnie zastanowić nad swoim udziałem w Mistrzostwach Świata...
Dojeżdżałem już prawie pod dom, kiedy nagle zaczął dzwonić mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła moja siostra, więc od razu odebrałem.
- Cześć, Xavi - zadźwięczała.
- Cześć, malutka. Jak tam? - zapytałem z uśmiechem i zajechałem na podjazd swojego domu.
- Dzwonię, by ci oznajmić, że doczekasz się siostrzenicy! - zawołała. - Właśnie wracamy z Pablo od lekarza.
- To świetnie. Gratuluję wam! Czyli będziecie mieć parkę!
- Dziękujemy! A kiedy ty zaszczycisz robić coś w kierunku tego, by zadowolić ciotkę? - zapytała, śmiejąc się.
- Na razie nie szukam dziewczyny, Ari! - pokręciłem głową, odkluczając drzwi.
- Dobrze wiesz, że nie tylko ciotka na to czeka!
- Ja to wiem, ale... Malutka, nie mogę teraz zbytnio rozmawiać. Muszę się trochę ogarnąć, bo zaraz jadę do hotelu przed meczem - przejechałem dłonią po twarzy.
- Jak zwykle mój braciszek wywija się z tematu - westchnęła. - Życzymy powodzenia, a mecz oczywiście będziemy oglądać! Do usłyszenia, Xavi - pożegnała się i rozłączyła. Miała całkowitą rację. Zawsze zbywałem temat, ale co mam poradzić na to, że jakoś lepiej mi jest samemu?
SHELLEY
Rozmowa z
kierownikiem działu kadr przebiegała spokojnie. Mężczyzna, na oko
koło czterdziestki. On pytał, ja odpowiadałam. Na końcu wyszło
na to, że przede mną rozmawiał jeszcze z jednym facetem, który
starał się o to stanowisko, podobno jakiś dawny pracownik La
Masii. Muszę przyznać, że się przestraszyłam, bo gość wiedział
co i jak, a ja miałabym przyjść całkowicie z zewnątrz.
- W takim razie, pozostaje pani kwestia dogadania się z panem Eusebio - powstał z miejsca i wyciągnął do mnie dłoń. - A tak to witamy na stanowisku - uśmiechnął się. Wstałam i uścisnęłam jego dłoń. Czyli to oznacza, że mam tą pracę?
- Emm, dziękuję - powiedziałam lekko zdezorientowana.
- Więc tak jak mówiliśmy, umowę podpisujemy pojutrze, wstępnie na trzy miesiące, a jak będzie wszystko dobrze to pomyślimy o dalszej współpracy - mówił.
- Jeszcze raz, bardzo dziękuję - skinęłam głową i zabrałam swoją torebkę z oparcia krzesła.
- Dodam jeszcze, że gdyby pani przyszła bez polecenia pana Iniesty, też przyjąłbym panią, bo potrzebujemy świeżej krwi i pomysłów - dopowiedział jeszcze, a ja się uśmiechnęłam. Czyli nie mam tej pracy dzięki tzw. plecom, a dzięki samej sobie.
- Do widzenia - odezwałam się do mężczyzny i wyszłam. Byłam bardzo zadowolona! Miałam na jakiś czas być w sztabie trenerskim przyszłych gwiazdek Barcy! To dla mnie szansa, bo sama mogę się sporo nauczyć! Tylko teraz pozostaje kwestia tego czy nie podpadnę jakoś ich pierwszemu trenerowi?
Wyszłam z głównego korytarza i kierowałam się do wyjścia na trybuny, gdzie umówiłam się z Andresem.
Był tam, ale nie sam... Stał z jakimś gościem, starszym.
- Dzień dobry - przywitałam się, a mężczyzna odpowiedział tym samym.
- I jak poszło? - zapytał pomocnik.
- W takim razie, pozostaje pani kwestia dogadania się z panem Eusebio - powstał z miejsca i wyciągnął do mnie dłoń. - A tak to witamy na stanowisku - uśmiechnął się. Wstałam i uścisnęłam jego dłoń. Czyli to oznacza, że mam tą pracę?
- Emm, dziękuję - powiedziałam lekko zdezorientowana.
- Więc tak jak mówiliśmy, umowę podpisujemy pojutrze, wstępnie na trzy miesiące, a jak będzie wszystko dobrze to pomyślimy o dalszej współpracy - mówił.
- Jeszcze raz, bardzo dziękuję - skinęłam głową i zabrałam swoją torebkę z oparcia krzesła.
- Dodam jeszcze, że gdyby pani przyszła bez polecenia pana Iniesty, też przyjąłbym panią, bo potrzebujemy świeżej krwi i pomysłów - dopowiedział jeszcze, a ja się uśmiechnęłam. Czyli nie mam tej pracy dzięki tzw. plecom, a dzięki samej sobie.
- Do widzenia - odezwałam się do mężczyzny i wyszłam. Byłam bardzo zadowolona! Miałam na jakiś czas być w sztabie trenerskim przyszłych gwiazdek Barcy! To dla mnie szansa, bo sama mogę się sporo nauczyć! Tylko teraz pozostaje kwestia tego czy nie podpadnę jakoś ich pierwszemu trenerowi?
Wyszłam z głównego korytarza i kierowałam się do wyjścia na trybuny, gdzie umówiłam się z Andresem.
Był tam, ale nie sam... Stał z jakimś gościem, starszym.
- Dzień dobry - przywitałam się, a mężczyzna odpowiedział tym samym.
- I jak poszło? - zapytał pomocnik.
- Mam tę pracę -
uśmiechnęłam się szeroko.
- Gratuluję! Nie pozostaje mi nic innego jak chyba was sobie przedstawić. To jest trener Eusebio Sacristan, a to przyjaciółka mojej rodziny, Shelley Calderon - wskazał na nas Andres, a my uścisnęliśmy sobie dłonie.
- Bardzo miło mi poznać i mam nadzieję na udaną współpracę.
- Ja również bardzo się cieszę - powiedziałam.
- Kiedy podpisuje pani umowę?
- Pojutrze, ale... Wolałabym po prostu Shelley albo Shell - kiwnęłam głową.
- Nie ma sprawy. Chciałbym żebyś przyszła na jutrzejszy trening. Zobaczysz co i jak. Teraz niestety się śpieszę. Do zobaczenia - najpierw uścisnął moją dłoń, później Andresa i odszedł.
- To pani trener teraz podrzuci mnie do hotelu, dobrze? - podał mi swoje kluczyki od samochodu. - I bilety - wyjął z torby trzy plakietki na vipowskie miejsca na dzisiejszy mecz. Odwiozłam go pod hotel, a później wróciłam jego samochodem do domu, oznajmić Annie dobrą wiadomość.
- Gratuluję! Nie pozostaje mi nic innego jak chyba was sobie przedstawić. To jest trener Eusebio Sacristan, a to przyjaciółka mojej rodziny, Shelley Calderon - wskazał na nas Andres, a my uścisnęliśmy sobie dłonie.
- Bardzo miło mi poznać i mam nadzieję na udaną współpracę.
- Ja również bardzo się cieszę - powiedziałam.
- Kiedy podpisuje pani umowę?
- Pojutrze, ale... Wolałabym po prostu Shelley albo Shell - kiwnęłam głową.
- Nie ma sprawy. Chciałbym żebyś przyszła na jutrzejszy trening. Zobaczysz co i jak. Teraz niestety się śpieszę. Do zobaczenia - najpierw uścisnął moją dłoń, później Andresa i odszedł.
- To pani trener teraz podrzuci mnie do hotelu, dobrze? - podał mi swoje kluczyki od samochodu. - I bilety - wyjął z torby trzy plakietki na vipowskie miejsca na dzisiejszy mecz. Odwiozłam go pod hotel, a później wróciłam jego samochodem do domu, oznajmić Annie dobrą wiadomość.
O widzisz! Dostała pracę w klubie! Jak cudnie *.*
OdpowiedzUsuńXavi i ten jego talent do zmieniania tematu...
Pozdrawiam :*
Czuje, że coś się święci :D Czekam na kolejnyyy <3
OdpowiedzUsuńShell ma za dobrze u Anny i Andresa. Może u nich mieszkać, a poza tym piłkarz załatwił jej pracę w wyśmienitym klubie, jakim jest Barca. Jednak nie wyobrażam sobie, by państwo Iniesta zostawili ją na lodzie. Zbyt kochani są na to! Miło, że Xavi będzie miał siostrzenice. W sumie mógłby się już wziąć za swoje pociechy. Czekam na kolejny! Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńOoo, coś się będzie działo xD i Mr.Xavi się zakocha xD będzie fajnie ;p. ok pisz szybko kolejny ja czekam !! :D
OdpowiedzUsuńpozdro ;)
~ Angi
Ogólnie kocham fabułę tego całego opowiadania. Kojarzy mi się z ,,Nie kłam, kochanie" <3 Czekam na dalsze rozwinięcie! Od razu polubiłam Shelley, jest świetnie wykreowaną bohaterką!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Shell zaczyna się powoli układać. Mam nadzieję, że praca w klubie sprawi, że odnajdzie się w Barcelonie :)
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa jej pierwszego spotkania z Xavim :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się! Xavi zawsze na taaak! ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na nowość!
cudo!!!
OdpowiedzUsuńXavi musisz sie w końcu dorobić rodzin :D
czekam na nowy :)
Praca ,dom ,Barcelona. Andreas, wpadam do Ciebie! :D
OdpowiedzUsuńZa dobrze jej ,stanowczo. A Xavi :D Ciekawe co będzie :D
Czekam na następny. Szkoda laptopa ,ale sama wiem ,jakie są wredne :D
Zapraszam http://jedna-chwila-one-moment.blogspot.com/ ,przepraszam za spam :<
Pozdrawiam! :)
Shelly jest bardzo sympatyczna :) podoba mi się jej postać *-*
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie jak to będzie z tym Xavim :D
Cieszę się, że znalazła prace.
Czekam na kolejny rozdział !!! :*
29 year-old Software Engineer I Jedidiah Croote, hailing from Brossard enjoys watching movies like I Am Love (Io sono l'amore) and Electronics. Took a trip to Historic Centre of Salvador de Bahia and drives a Ferrari 340 MM Spider. zawartosc
OdpowiedzUsuń