XAVI
Jeszcze kilkoro z nas zostało w
szatni po treningu, leniwie się przebierając. Trener dziś nas nie
oszczędzał, bo następny trening miał być dopiero jutro
popołudniu.
- Nie wiem jak wy, ale ja
bym gdzieś dziś wyszedł - mruknął Pique, drapiąc się po
brzuchu.
- Shakira cię puści? -
zaśmiał się Alba.
- Jest w Stanach z
Milanem, więc robię za słomianego wdowca - odparł roześmiany
obrońca.
- W sumie to ja też -
zauważył Andres.
- To gdzie podziałeś
swoje kobietki? - zapytałem, naciągając T-shirt przez głowę.
- Pojechały na kilka dni
do rodziców Anny, więc zapraszam panów do siebie. Który chętny?
Albo inaczej - zaśmiał się. - Który może?
- To ja pierwszy! - wydarł
się Gerard, unosząc dwa palce do góry.
- Więc ja też wpadnę -
odezwałem się.
- Leo, to jak? Ja przywożę
do was Daniellę z dzieciakami czy ty do nas Anto z Thiago? - Cesc
szturchnął łokciem Messiego, po czym zaczęliśmy się śmiać. I
kolejny walor tego, że jest się samemu, nie muszę się nikogo
pytać o zgodę na wyjście! Na zaproszenie Andresa przystali również
Jordi i Pinto, Jose jako nierozłącznik z Lionelem, a z Jordim
trzymał zawsze każdy, taki typ.
Wracałem do domu samochodem,
kiedy rozdzwonił się mój telefon. Czyli norma. Zawsze tak było,
że gdy prowadzę to ktoś odczuwa pilną potrzebę skontaktowania
się ze mną. Spojrzałem na wyświetlacz. Mama, czyli musiałem
odebrać. Zmieniłem bieg i włączyłem rozmowę na głośnik.
- Halo?
- Cześć synku. Już po
treningu?
- Tak, właśnie wracam.
Stało się coś? - zmarszczyłem brew. Wnioskowałem to po jej tonie
głosu.
- Angelica jest w
szpitalu. Godzinę temu zabrała ją karetka z domu. Ernesto właśnie
dzwonił. Jedziemy tam z ojcem.
- Zawiozę rzeczy do domu
i też jadę - odpowiedziałem natychmiastowo.
- Tylko ostrożnie, Xavi -
powiedziała i się rozłączyła. Dobrze wiedziała, że jak coś
jest na rzeczy, będę pędził jak na głupotę.
Zajechałem pod dom przyjaciela
już chyba jako ostatni. Zapukałem do drzwi, a po chwili w progu
stanął gospodarz, zapraszając mnie do środka. Od razu przeszliśmy
do salonu pełnego piłkarzy, którzy mieli być.
- No to mów co z tą
ciotką - zarządził od razu Pique, podając mi odkapslowaną
butelkę z piwem.
- No to przyjechałem
tutaj właśnie prosto z Manresy, z tego szpitala. Miała zawał,
leży pod tymi aparaturami, jest przytomna, ale oczywiście dobry
humor się jej trzyma i jeden jedyny temat nie opuszcza -
zaakcentowałem i upiłem łyk piwa.
- Nawet na łożu śmierci
namawia cię do ślubu? - zaśmiał się Cesc.
- Już ją wpędzasz do
grobu? Zawał to nie od razu śmierć - zauważył Iniesta.
- Ale obstawiam po minie
Xaviego, że się tym przejął, bo widział ciotkę w szpitalu -
dodał Leo.
- A że Xavi zawsze
wszystkim się przejmuje... - zaczął Jose.
- Halo! Ja tutaj jestem! -
zawołałem.
- Chciałem tylko
dokończyć, że się przejmujesz i pewnie zacząłeś myśleć o
ślubie - dopowiedział bramkarz.
- Tak Jose, ze zmiotką, a
łopatka będzie nam drużbować - mruknąłem. - Nie pomyślałem o
tym, bo nie mam z kim się żenić, a poza tym, ciotka Angelica
przeżyje nas wszystkich - dodałem.
- Taki jesteś pewien? -
Geri uniósł brew. - Ciociusia miała już jeden zawał, czyli jej
zdrówko się sypie i nie wiadomo czy dożyje szczęśliwego momentu
ożenku jej kochanego siostrzeńca - zatrzepotał rzęsami. Bierze
lekcje od Shakiry?
- Z tego co zawsze
opowiadasz, nie przyjmuje do świadomości tego, że raczej
zostaniesz starym kawalerem - wyszczerzył się Pinto.
- Stary kawaler? Nie, nie.
Ja po prostu uważam, że na wszystko przychodzi pora - machnąłem
ręką.
- A nie lepiej tak po
prostu zadowolić ciotki i hajtnąć się z byle kim, byle była
szczęśliwa na stare latka?
- Pique, ty się słyszysz?
- zmierzyłem go wzrokiem.
- Ej, niegłupi pomysł -
zawtórował tamtemu Fabregas. - No, ale nikt nie musi mówić o
ślubie. Przedstawisz kogoś cioci, mówiąc że to twoja wybranka i
tak dalej.
- Jasne - przewróciłem
oczami. - Po pierwsze, może nie wpaść jej w gust, z resztą tak
jak wszystkie inne moje dziewczyny, które miała okazję poznać, a
jeżeli już, to co powiem, jeżeli nagle przestanę się z nią
spotykać? A poza tym... Jak ona leżała tak w tym szpitalu –
skrzywiłem się. - Powiedziałem jej, że się z kimś spotykam.
- Nieźle! - zagwizdał
Jose. - Wkopałeś się, Xavi!
- No nie żartuj!
- No nie żartuj!
- Więc będziesz się z
nią tylko spotykać na potrzeby ciotki Angelici i wszyscy będą
zadowoleni - wyszczerzył się Geri. - Andres, masz coś do pisania?
- zwrócił się do przyjaciela, a on od razu podał mu notes i
długopis, który wyciągnął z szuflady komody. - Więc... Jakie są
wymagania pani Angelici Creus? - spojrzał na mnie.
- Gerard - spojrzałem na
niego litościwie. - Wiem tylko, że nie spodobały się jej moje
dwie ostatnie dziewczyny.
- Więc zaczynamy od
wyglądu? - zarzucił Alba.
- Okej - Pique zaczął
coś notować. - Kolor włosów.
- Pamiętam, że Elsa była
ciemną blondynką - odezwał się Leo.
- A Nuria miała ciemne,
brązowe włosy - dorzucił jego najbliższy przyjaciel.
- Zanotowane - trójka
skinęła głową. - Wzrost?
- Nikt nie zapomni faktu,
że Nuria była wyższa - zaśmiał się Andres, a ja spojrzałem na
niego. - A Elsa? - zapytał mnie jakby nigdy nic.
- Byliśmy równi -
mruknąłem.
- Racja. Dorzucamy fakt,
że Elsa była też w tym samym wieku, a Nuria rok młodsza - dodał
Pinto.
- Czyli szukamy jeszcze
młodszej, no albo rówieśniczki dla cioci - wyszczerzył się
Pique. Serio? Błagam, zapłacę miliony, ale teleportujcie mnie
stąd! - A charakter? Xavi, opowiedz nam o tym, jakie obie były na
spotkaniach z ciotką? - Pique podparł brodę o dłoń.
- Gerard, wyglądasz
trochę jak terapeuta ze spotkania AA z pociągami do pedofilii -
stwierdził Fabregas.
- Bądź cicho! Wczuwam
się! - pokręcił głową. - Więc? - spojrzał na mnie
wyczekująco.
- Były normalne, Gerard -
odpowiedziałem z litością. - Tak się składa, że akurat znałeś
obie.
- Akurat byłem
przypadkowym światkiem, kiedy Elsa po raz pierwszy spotkała się z
mamą Xaviego - Andres uniósł dwa palce ku górze. - Chciała
wypaść za dobrze, plątała się, jąkała i na końcu strzeliła
gadkę o sławie Xaviego. I opowiadałeś, że przy Angelice było
tak samo, nie? - spojrzał na mnie.
- Panowie, teraz będziecie
się nabijać z moich byłych? - spojrzałem po nich, oni po sobie i
każdy jak jeden mąż, pokiwali głowami. Rozumiem, ze chcą mi
kogoś znaleźć na siłę i byle ten ktoś nie był podobno do
którejś dziewczyny, z którą się już spotykałem... Nie ma to
jak przyjaciele!
- Xavi, zdradź nam coś,
a damy ci już później spokój, naprawdę! - zapewniał Gerard.
- Obie starały się być
miłe dla ciotki, ułożone, grzeczne, w sumie czasem to nawet za
bardzo - podrapałem się po głowie. - Ale później ciotka
twierdziła, że są nudne - dopowiedziałem.
- Czyli szukamy kogoś z
pasjami - zanotował Pique.
- Charakterkiem - dodał
Alba.
- Swoim własnym zdaniem -
zauważył Andres.
- O tym, że ma być
ładna, nie muszę dodawać, tak? - zaśmiał się Pinto.
- I żeby nie żerowała
na sławie naszego Maestro - odezwał się Leo.
- No i najlepiej była
samodzielna, nie czekała aż ktoś jej coś da za darmo - dorzucił
Fabregas.
- Jasne, a teraz -
klasnąłem w dłonie. - Ideał według waszej skali spada nam z
nieba - dokończyłem ironicznie i wtedy usłyszeliśmy zamykające
się frontowe drzwi i w progu salonu pojawiła się Shelley.
- Hej, pukałam, ale nikt
nie słyszał. Było otwarte, więc weszłam... - dokończyła,
unosząc jedną brew. W sumie to też poczułbym się dziwnie na jej
miejscu, wchodząc do pomieszczenia z siódemką mężczyzn, którzy
wbijają w nią teraz wzrok.
- Czy wy też
pomyśleliście o tym samym co ja? - Pique odwrócił się do nas,
unosząc i opuszczając brwi. Okej, Cesc miał rację. Pique czasem
faktycznie wygląda dziwnie gdy na coś wpadnie...
SHELLEY
Anna była u swoich rodziców od
dwóch dni. Ja też miałam zamiar wybrać się do rodzinnego
miasteczka, ponieważ zbliżają się imieniny mojej mamy. Na
szczęście wypadło to w takim czasie, gdzie nie miało być żadnego
meczu naszych chłopaków, więc jutro z samego rana wsiadam w
samochód i jadę do rodziców, by spędzić tam calutki dzień.
Dostałam jednak jeszcze telefon od Anny z prośbą bym zabrała coś
z jej domu, bo na śmierć zapomniała zabrać swojej sukienki, którą
miała ze sobą zabrać właśnie na imieniny mojej mamy.
To nie był żaden problem, bo i
tak musiałam jechać po zakupy. Po godzinie spędzonej w dużym
centrum handlowym, zapakowałam cały bagażnik. To nie tylko było
jedzenie, ale również i inne przedmioty do mojego mieszkania, dla
którego w końcu muszę znaleźć odrobinę czasu by go ostatecznie
urządzić.
Zaparkowałam samochód przed
domem Iniesty, ale ledwo co, bo podjazd i chodnik przed nim był już
pozajmowany przez inne, niezłe samochody, a to oznaczało, że po
prostu Andres zrobiło sobie dziś męski wieczór z chłopakami z
klubu. Z daleka widziałam, ze świeci się tylko u nich w salonie.
Podeszłam do wejścia i zapukałam kilka razy, ale po drugiej
stronie było cicho. Ponowiłam to, ale nadal nic. Norma u facetów,
ich mega ważne tematy wyciszają ich słuch na wszystko inne. Po
prostu weszłam, a z salonu usłyszałam głosy chłopaków. Ruszyłam
tam.
- Hej, pukałam, ale nikt
nie słyszał. Było otwarte, więc weszłam... - powiedziałam,
unosząc jedną brew. To było dziwne, bo wszyscy na raz spojrzeli na
mnie, nagle cichnąc.
- Czy wy też
pomyśleliście o tym samym co ja? - pierwszy odezwał się Pique,
spoglądając na przyjaciół.
- Nie chcę wam
przeszkadzać. Wpadłam tylko, bo Anna poprosiła mnie bym wzięła
coś dla niej, więc... - wskazałam na schody.
- Jej włosy mieszczą się
w przedziale od ciemnego blondu do ciemnego brązu. Czekaj, Shell! -
zawołał nagle Cesc i wstał ze swojego miejsca. Podbiegł do mnie i
pociągnął za sobą, usadowił na krześle, na którym sam siedział
i stanął za mną, opierając dłonie na tyle krzesła.
- Co tutaj się dzieje? -
spojrzałam na Andresa, który w tym momencie wybuchnął śmiechem.
- Shelley, mogłabyś nam
powiedzieć ile masz wzrostu? - zapytał Gerard, wcześniej
zaglądając w zeszyt, który trzymał. Wyglądał na śmiertelnie
poważnego.
- Metr sześćdziesiąt
pięć - wydukałam zdezorientowana. Wszyscy patrzyli na mnie jak na
jakieś nowe znalezisko.
- Wiek? - drążył
obrońca, a ja otworzyłam szerzej oczy.
- Andres - spojrzałam na
przyjaciela. - Mówiłeś, że twoi koledzy z klubu czasem są gorsi
niż dzieci, ale... Przerażacie mnie - kiwnęłam głową. - A poza
tym kobiet o wiek się nie pyta - uniosłam głos.
- Kąśliwa. Geri, zanotuj
- odezwał się Jordi, ale zignorowałam to.
- Z pasjami, jest -
odhaczył coś na liście. - Z charakterkiem, ze swoim własnym
zdaniem i ma bardzo dobrą pracę - wyszczerzył się się.
- I oczywiście piękna -
powiedział Messi. Gdyby nie ta cała sytuacja, pewnie zaczęłabym
skakać i mdleć za razem, że dostałam taki komplement od
najlepszego piłkarza na świecie.
- Nie leci na sławę, a
poza tym wisi przysługę Xaviemu - zaśmiał się Andres.
- Przysługę Xaviemu? -
Gerard aż zatarł dłonie. - No to jesteśmy w domu!
- Shell, nie słuchaj ich,
oni majaczą - warknął na nich Xavi. - Zapomnij.
- Okej - przeciągnęłam.
- Udam, że mnie tutaj wcale nie było i idę po tę sukienkę -
wstałam i szybko pobiegłam na górę do sypialni Andresa. Zgodnie z
instrukcją jego żony, podeszłam do szafy i otworzyłam drzwi, a w
tym momencie ktoś wszedł za mną do pokoju. Oczywiście Iniesta.
- Sorry za nich - zaśmiał
się. - A sukienka jest tutaj, wyjąłem ją przedtem - wziął
czarny pokrowiec, który leżał na oparciu wiklinowego fotela i mi
go podał.
- Okej, ale co to tak
właściwie miało być? - zapytałam.
- Szukają dziewczyny dla
Xaviego - zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego niepewnie, ale
ten pokiwał głową, potwierdzając. - Zanim przyszłaś było
jeszcze zabawniej.
- I wiesz co? Chyba nie
chcę znać szczegółów - pokręciłam głową. - Uciekam, miłego
wieczoru i dobranoc - dodałam i razem z sukienką w pokrowcu wyszłam
z sypialni, kierując się schodami w dół. - Miłego wieczoru! -
krzyknęłam jeszcze i już miałam wychodzić z domu...
ale to mi przypomina film "Nie kłam kochanie"!
OdpowiedzUsuńchyba jak na razie najlepszy rozdział jaki tutaj napisałaś :)
hahahahaha, jacy kochani! nareszcie zaczyna się coś dziać :) no, jestem ciekawa, jak Shelley zareaguje na propozycję Xaviego, bo zgaduję, że właśnie po to ją zatrzymał. przyznaję, że czekałam, aż zaczniesz to opowiadanie i teraz totalnie mnie wciągnęło :D czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :*
OdpowiedzUsuńSuper piszesz uwielbiam twój blog:*
OdpowiedzUsuńTo mój uuuuuluuuubioooooonyyyyy rozdział! ;)
OdpowiedzUsuńShell bądź dziewczyną Xaviego! On jest taki knjidhdh!!!!! ;P
Rozdział cudny!
Pique to taki duuuży terapeuta! Chłopaki powalają mnie na kolana!
Czekam na więcej!
Co za mega rozdział! :D Jeszcze się nigdy tak nie ubawiłam jak dziś gdy czytałam :D Szybko pisz kolejny!
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie ^.^
OdpowiedzUsuńI czekam na więcej ;)
no nieźle nieźle :D oni to zawsze coś wymyślą ;D
OdpowiedzUsuńtroszeczkę mi przypomina : "Nie kłam kochanie"
Bardzo mi się podoba, czekam na następny :)
Rozdział niesamowity, jak zwykle zresztą. Ahhh te teksty Pique <3 Ciekawe czy Xavi wyjaśni sytuację.
OdpowiedzUsuńWspaniały jak zawsze kochana. Nie mogę nadziwić sie twoim talentem pisarskim. Wszystko jest tak spójne. No już nie wspomnę o fabule idealnie @love_hariana :D
OdpowiedzUsuń