środa, 27 sierpnia 2014

número cinco

XAVI
  Wychodziliśmy wszyscy z szatni, jak co dzień. Znam już tę drogę na pamięć. Mógłbym iść tędy z przepaską na oczach, a i tak wiedziałbym gdzie jest schodek czy w które drzwi wejść. Te lata robią swoje.
Kroczyłem razem z Jordim i Pedro, z którymi rozstałem się dopiero przy swoim samochodzie. Wtedy dogonił mnie Andres.
   - Xavi, poczekaj - zatrzymał mnie gdy miałem wsiadać do auta.
   - Co tam? - zainteresowałem się, wrzucając torbę na miejsce pasażera.
   - Pomyśleliśmy z Anną, że może wpadniesz wieczorem. Posiedzielibyśmy, a i Valeria stęskniła się za wujkiem Xavim - zaśmiał się.
   - Czemu nie - kiwnąłem głową. - To o której mam się wstawić?
   - Dziewiętnasta? Anna powiedziała, że przygotuje kolacje.
   - Okej, będę - uśmiechnąłem się do niego.
   - Do zobaczenia - zawołał i odszedł do swojego rodzinnego samochodu. Odpalając silnik zobaczyłem nadchodzącą Shell z kilkoma chłopakami z Barcy B. Pomachała Andresowi, a ten jej odmachał. Odłączyła się od grupki i przystanęła przy niebieskim audi. Wsiadła i od razu odpaliła silnik. Bez zastanowienia wyjechała z miejsca parkingowego do wyjazdu, a mi przed oczami stanęła niefortunna scena, kiedy to spotkanie w parku wypadło nie tak jak miało wypaść. Stałem tam z nią, z plączącym się językiem. Praktycznie sam ją zaczepiłem, a później uciekłem, nie wiedząc co właściwie robiłem.

Minęła osiemnasta, a ja zacząłem się zbierać do wyjścia. Ubrany w jeansy i czarny T-shirt z nadrukiem, zabrałem wino, które kupiłem na tę okazję oraz małego, pluszowego pieska dla Valerii i wyszedłem z domu. Przy bramie stała już taksówka, którą wcześniej zamówiłem. Jeżeli mamy pić to wino, to raczej nie powinienem prowadzić. Wsiadłem do niej i podałem adres przyjaciela taksówkarzowi. Na miejscu byłem przed samą siódmą. Zapłaciłem kierowcy i wysiadłem. Wszedłem na posesję Iniesty i zobaczyłem na podjeździe niebieski samochód. Czyli Shell też tutaj jest? Stanąłem przed drzwiami i nacisnąłem na guzik z dzwonkiem. Po chwili drzwi otworzył mi mężczyzna z dziewczynką na rękach. Pomimo tego, że rano się widzieliśmy, uścisnąłem jego dłoń i zmierzwiłem włosy na główce Valerii i wyjąłem zza siebie pluszaka, dając jej go.
   - Ile razy mam ci powtarzać, że za bardzo rozpieszczasz moją córkę? - zaśmiał się przyjaciel i postawił małą na ziemię, ta od pobiegła do salonu, by obejrzeć prezent. Zawsze gdy przychodziłem, coś dla niej miałem. Będzie większa to z małych pluszaczków przerzucę się na lizaki i wafelki.
   - Do znudzenia - pokazałem mu język i weszliśmy do dużego pokoju.
   - Jest jeszcze Shell - powiedział Andres. - Kończą z kolacją.
   - To ja może pójdę się przywitać - oznajmiłem i odbiłem z powrotem, by zawitać do ich kuchni. - Cześć - zawołałem radośnie i wtedy obie zwróciły na mnie uwagę. Anna od razu do mnie podeszła i ucałowała w policzek, a Shell się tylko lekko uśmiechnęła, odpowiedziałem jej tym samym.
 Po kolacji Valeria od razu poszła spać, a my siedzieliśmy w salonie pijąc po woli wino, które przyniosłem, oczywiście Annie przysługiwał soczek, ale i tak podkradła kilka małych łyków od Andresa, rozmawialiśmy, trochę się śmialiśmy. Dziewczyny siedziały razem na jednej kanapie, a my na dwóch fotelach, naprzecie nich. W pewnym momencie Ortiz chwyciła już za pustą butelkę po winie i położyła ją na stoliku, tak że szyjka wskazywała na mnie i na Inieste.
   - Pamiętasz? - zaśmiała się do Shelley, a tamta energicznie pokiwała głową, uśmiechając się szeroko. Oboje z Andresem popatrzyliśmy na nie pytająco.
   - A jaśniej? - uniosłem brew.
   - Gdy Anna była w szkole średniej... - zaczęła pani trener.
   - Praktycznie ją kończyłam, ty zaczynałaś - wtrąciła.
   - No tak, sorry! Wszyscy mieli mnie za gówniarza - zaśmiała się, a ja oniemiałem, bo myślałem, że jest jeszcze młodsza... Przynajmniej tak wygląda! - No, ale byłyśmy raz razem na takiej domówce u znajomych. Oczywiście był tam mój starszy braciszek, by nas pilnować - mówiła, nadal się śmiejąc. - No i była tam taka jedna dziewczyna, której strasznie podobał się gospodarz i jak już się przerzedziło, zostało nas kilka dziewczyn, kilku chłopaków i właśnie ta dziewczyna w imieniu nas wszystkich, wyzwała chłopaków, właśnie w taki sposób - wskazała na leżącą butelkę. - Z naszej strony pada jedno pytanie, na które obaj kolejno odpowiadacie no i vice versa - wytłumaczyła.
   - Okej - zamyślił się Andres. - Słuchamy pytania - uwięził w nich wzrok.
   - Wasza pierwsza myśl, gdy zobaczyliście nas po raz pierwszy - wyszczerzyła się żona mojego przyjaciela.
   - Anna, dobrze wiesz, że powaliłaś mnie na kolana - zaśmiał się młodszy. - A gdy przedstawiłaś mi Shell, uznałem, że jest miłą dziewczyną, jedną z niewielu, miłośniczką piłki nożnej - dodał. - Teraz ty - spojrzał na mnie roześmiany. Teraz ja mam myśleć co powiedzieć, tak?
   - No więc - poprawiłem się na fotelu. - Powiedziałyście, że gdy Anna kończyła szkołę, ty Shell ją zaczynałaś, a ja byłem święcie przekonany, że jesteś jeszcze młodsza - przyznałem.
   - Uznam to za komplement - zachichotała. - Myślę, że gdybym była młodsza, gorzej by było z dostaniem mojego stanowiska - dodała i upiła łyk wina. - Mam 25 lat.
   - Teraz odbijamy pytanie - powiedział Iniesta i odkręcił butelkę by szyjka teraz wskazywała na damską część.
   - Moja pierwsza myśl gdy po raz pierwszy zobaczyłam Andresa - poprawiła się, odkaszlując charakterystycznie. - Przystojniak, ale ciekawe czy jest kolejnym zadufanym facetem, który myśli, że wszystko może - zaśmiała się.
   - Tak, to już słyszałem - Andres przewrócił oczami.
   - No, a Xaviego na początku miałam za poważnego i za oazę spokoju. Z biegiem czasu dowiedziałam się, że to tylko wersja oficjalna jego osoby - skinęła głową.
   - Poznając Andresa to w ogóle byłam podekscytowana, bo w końcu to piłkarz FC Barcelony, no a Ciebie - Shell spojrzała na mnie. - Po raz pierwszy zobaczyłam z bardzo daleka, z trybun. Miałam wtedy całe dziesięć lat i byłam z braćmi i ojcem na meczu, gdy debiutowałeś. Ale potem byłam na ciebie zła - powiedziała pewnie.
   - Zła? - zmarszczyłem czoło.
   - Tak, bo po meczu podpisałeś koszulkę jakiemuś chłopcu, który stał obok, a mojej już nie, więc sobie wyraźnie przekichałeś wtedy u dziesięcioletniej fanki - zaśmiała się. - Obiecałam sobie wtedy, że nigdy ci tego nie wybaczę - dodała i upiła łyk wina.
   - Wpędzasz mnie w kompleksy - zaśmiałem się. - Będziesz musiała wybaczyć staruszkowi - dodałem.
   - Jaki z ciebie staruszek, Xavi? - Anna spojrzała na mnie.
   - W porównaniu z Shell, na pewno - zaśmiałem się. Młodsza tylko uśmiechnęła się lekko, spuszczając wzrok.
  Od pytania, do pytania, w pewnym momencie usłyszałem jak Shelley nazywa się mistrzynią gry w szachy.
   - O nie, nie, nie, nie - zaśmiałem się. - Nie możesz być mistrzynią, bo mistrz siedzi naprzeciw ciebie - powiedziałem pewnie.
   - Nie, Hernandez - pokiwała palcem. - Mistrzem możesz sobie zostać na boisku, ten tytuł musisz pozostawić mnie! Mój ojciec zawsze gdy miał okienko, ogrywał wszystkich pracowników szkoły. Miałam najlepszego nauczyciela!
   - Zaczyna się - westchnął pomocnik.
   - Lepiej przynieś szachy - mruknęła Shell, nie przestając mierzyć mnie wzrokiem. Andres wstał i wyszedł na chwilę, ale wrócił z pudełkiem z szachami.
   - Teraz pytanie, o co gracie? - klasnęła Ortiz.
   - Jeżeli ja wygram, zgodzisz się umówić z jedno spotkanie z moją przyjaciółką, która jest twoją wielką fanką! - wyszczerzyła się Shell, jakby od razu wiedziała o co chce grać.
   - A jeśli wygram ja? - zapytałem, nie zmieniając wyrazu twarzy. Chciałem zachować tak zwaną pokerową twarz.
   - Co tylko zechcesz, no ale oczywiście w granicach - uniosła ostrzegawczo dłoń.
   - Zamiast myśleć to po prostu będziesz winna Xaviemu przysługę i po kłopocie. Zaczynajcie - powiedział Andres, a Shell skinęła głową po czym wysypała szachy z pudełka. Wybrała te białe. Mi przypadły czarne figury. Zaczęliśmy je ustawiać na kraciastej planszy.
SHELLEY
   - Szach - powiedział, unosząc czarnego gońca. - I mat - wyszczerzył się piłkarz, a ja wbiłam wzrok w szachy. Jeszcze raz przeanalizowałam pozycję mojego króla, no i... Niemożliwe! Dałam się podejść jak małe dziecko!
   - Jak?! - jęknęłam bezradnie. - Nie zgadzam się! - zaczęłam machać rękami. 
   - Ktoś tu nie potrafi przegrywać - zaśmiał się Xavi. 
   - Może i nie potrafię, ale... - zająknęłam się i skrzyżowałam ręce na piersiach. - No niech ci będzie - warknęłam. 
   - Shell się do czegoś przyznaje, święto - zarechotał Andres, który siedział obok Anny i obejmował ją ramieniem. 
   - Nie bądź już taki mądry... - westchnęłam. 
   - Było miło, nad przysługą pomyślę, a tak to już muszę uciekać - zakomunikował Hernandez, spoglądając na zegarek. Było późno, ale ja na szczęście miałam dziś nocować tutaj. Byłam samochodem, a piłam. Wszyscy wtedy wstaliśmy. - Dobrze było się zmierzyć z godnym przeciwnikiem - wyciągnął do mnie dłoń. 
   - Jeszcze się odegram, obiecuję - pokiwałam na niego palcem po czym ścisnęłam jego dłoń. 
   - Nie mogę się doczekać - zaśmiał się. 
   - Uważaj sobie, bo dziesięciolatka ci jeszcze nie wybaczyła - przymrużyłam powieki, a ten uniósł obie dłonie w geście poddania się. Andres zamówił dla niego taksówkę i niedługo później odprowadził przyjaciela do drzwi. Ja i Anna wtedy wyszłyśmy na górę. 
   - I jak? - zapytała Ortiz. 
   - Jak ma być? Wygrał ze mną i jeszcze głupkowato się przy tym cieszył - pokręciłam głową, a ta zaczęła się śmiać. 
   - Idź już lepiej spać - poklepała mnie po ramieniu i zniknęła za drzwiami ich sypialni. Ja skierowałam się do pokoju, który zajmowałam u nich wcześniej, nadal ze złością, że przegrałam w tym, co miałam za najbardziej przyswojone, oczywiście zaraz po sporcie oraz tajnikami psychologii.

***
Czy ktokolwiek jest zadowolony z kończących się wakacji i towarzyszącej temu okropnej pogodzie? 

9 komentarzy:

  1. Weź, nie mam ochoty iść do tej szkoły -,-
    Partyjka szachów.. czyli podryw na szachistę! Niemożliwe, że Xavi wygrał.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Szach i mat! Xavi teraz to tylko na randkę trzeba iść! ;)
    Rozdział cuuuudowny!
    Shell nie bądź zła, to taki męski podryw!
    Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu między nimi tak powoli się wszystko dzieje :c Chce coś romantico następnym razem :D

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG !! Super rozdział, już nie mogę się doczekać, co to za przysługe wymyśli Xavi xD ahh pisz szybko kolejny czekam !!
    pozdro ;)

    ~ Angi

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie,.niech już będzie jakieś romantico :D

    OdpowiedzUsuń
  6. http://ya-no-eres-para-mi.blogspot.com/2014/08/rozdzia-2.html wraz z Minizą zapraszamy na drugi rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. hahahaha, czy tylko ja śmije się jak głupia z tych szach? Rozdział jak zwykle świetny, uwielbiam to opowiadanie, mała. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. eh szkoła...nie skomentuje tego :D
    jestem ciekawa, co tam Xavi wymyśli.
    Może w końcu będzie po między nimi coś więcej ? - Nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Poznają się w Rio di Janerio. Wydaje się, że są dla siebie stworzeni. Potem pojawia się ktoś jeszcze.. i już nic nie jest takie pewne. Zapraszam na nowy blog o Alexisie i Ramosie - "Bez Ciebie nie istnieję" http://sin-tu-no-existo.blogspot.com ;))

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy