XAVI
Gdy wyszedłem spod natrysków,
już gotowy Andres właśnie miał wychodzić. Pożegnałem się z
przyjacielem i zabrałem za ubieranie się. Z szatni wyszedłem z
lekko wilgnymi włosami, ale to nic, bo była świetna pogoda.
Wsiadłem do samochodu i odczytałem SMS od Shell z adresem jej
mieszkania. Jeżeli chcę wyjść na punktualnego to mam niecałe 15
minut na dotarcie do celu. Niestety nie wyszło, bo skręciłem sobie
nie w tę ulicę co trzeba i musiałem wrócić się do głównej
drogi i wjechać w drugie osiedle. Na szczęście w końcu dotarłem
pod dobry adres. Zaparkowałem samochód na ostatnim wolnym miejscu
pod blokiem i ruszyłem do klatki. Drzwi do niej były szeroko
otwarte, więc nie musiałem dzwonić domofonem. Już miałem
wchodzić schodami na górę, kiedy usłyszałem głośne
przeklniecie dobiegające zza uchylonych drzwi do piwnicy. Zajrzałem
tam i zobaczyłem Shell, próbującą zabrać się z dwoma dużymi
kartonami.
- Może jednak pomóc? -
zapytałem, a ona wtedy uniosła wzrok i spojrzała na mnie.
- O, cześć! Spokojnie,
poradzę sobie - odpowiedziała.
- Na pewno? - uniosłem
brew. Nie wiem czemu, ale jak tak próbowała iść po schodach z
dwoma pudłami, miałem dziwne wrażenie, że zaraz...
- Cholera! - syknęła.
Ledwo skończyłem swoją myśl, a ona potknęła się o schodek i upadła. Gdyby nie to, że podtrzymała się się ściany,
byłoby źle.
- Shelley! -
przestraszyłem się. Zbiegłem do niej. - Nic ci nie jest?
- Nie, jest okej, ale
będzie siniak - krzywiła się, wstając ze schodka na którym
wylądowała na pupie. - Jednak jakbyś mógł wziąć jedno... -
wskazała na kartony. Zaśmiałem się cicho i najpierw pomogłem jej
wstać, a później zabrałem to większe i cięższe pudło.
- No to prowadź -
powiedziałem, przepuszczając ją pierwszą. Nie liczyłem na które
piętro wyszliśmy, ale po chwili byliśmy już w mieszkaniu
dziewczyny. - Masz jeszcze coś do przeniesienia? - zapytałem z
uśmiechem.
- Nie, te były ostatnie.
Dziękuję - odstawiła na karton na podłogę, a ja robiąc to samo,
rozejrzałem się po mieszkaniu. Z małego korytarza wychodziło się
do otwartego, dużego pomieszczenia, w którego kącie znajdował się
niewielki aneks kuchenny, którego od salonu oddzielała wysepka z
trzema barowymi krzesłami. Tuż obok niego dalej rozciągał się
korytarz od którego odchodziło trzy pary drzwi. To co zobaczyłem
było naprawdę skromne. Czuć było świeżą farbę ze ścian, a
jedyne wyposażenie mieszkania, które widzę to wieszak i niska
szafka na buty w korytarzu, w pokoju: sofa, szklany stolik,
telewizor, a w kuchni meble kuchenne, mikrofala, elektryczny czajnik
i lodówka. - Tak to na razie wygląda - odezwała się. - Nie mam za
dużo czasu ani chęci na chodzenie po sklepach - pokręciła nosem.
- Wszystko w swoim czasie.
Ja też wyposażałem swój dom stopniowo, a poza tym... Jesteś
pierwszą dziewczyną od której słyszę, że nie ma chęci na
zakupy - zaśmiałem się.
- To jeszcze wiele rzeczy
nie słyszałeś. Czasem dobrze być wyjątkiem - puściła do mnie
oczko i ruszyła do kuchni. - Siadaj. Kawa, herbata? - zapytała.
Wybrałem pierwszą opcje i usiadłem sobie wygodnie na sofie. Na
stoliku leżało kilka gazet. Jakiś wczorajszy szmatławiec, katalog
z farbami i dwa z meblami. Tym raczej ostatnio zajmowała się Shell,
prócz trenowaniem chłopaków.
- A jak wczorajszy
wieczór? - zapytałem głośniej.
- W porządku. Chłopaki
nieźle naciągnęli biednego Gomeza za tę kolację - zaśmiała
się. Spojrzałem w jej stronę. Właśnie wyjmowała z szafki dwa
kubki i słoik z kawą.
- Zakład to zakład, a że
była was czwórka na jednego... - wstałem i podszedłem do wysepki,
siadając na krześle. - Poza tym, polubili cię i słyszałem, że
Sacristan jest zadowolony, że zostałaś jego asystentką. Znasz się
na tym.
- Grałam w szkole
średniej w takiej mało ważnej drużynie i liznęłam tego czy
owego w futbolu - uśmiechnęła się. - Zrezygnowałam dla studiów,
a później trenowałam młodziki. Dlaczego przestałam ich trenować już wiesz -
wzruszyła ramionami.
- To dlaczego
zrezygnowałaś? Nie chciałaś tego jakoś pogodzić ze sobą?
- Miałam do tego mały
powód, z resztą nieważne - pokręciła głową i wyłączyła
czajnik. Zalała wrzątek do kubków i razem z nimi, na blat wysepki
postawiła cukier i śmietankę do kawy, a sama usiadła na ukrytym
krześle po drugiej stronie. - Mieliśmy coś ustalać co do naszej
umowy - zauważyła.
- No tak, a więc
rozmawiałem dziś z ciotką, która napiera na to bym przyjechał do
niej, a najlepiej z moją nową dziewczyną, czyli tobą. Słyszałem
coś, że czwartek ma być wolny od treningu.
- A no też mi się obiło
o uszy. Więc proponujesz by pojechać wtedy?
- Raczej tak - skinąłem
głową. - No chyba, że masz już jakieś plany?
- Miałam w końcu rozejrzeć się po sklepach za czymś do mieszkania, ale to poczeka. Sama to odwlekam, Evelin nie chcę zawracać głowy, bo ona ma teraz kocioł na studiach, a Anna ma dziś dopiero wrócić od rodziców.
- Miałam w końcu rozejrzeć się po sklepach za czymś do mieszkania, ale to poczeka. Sama to odwlekam, Evelin nie chcę zawracać głowy, bo ona ma teraz kocioł na studiach, a Anna ma dziś dopiero wrócić od rodziców.
- Jak chcesz to ja
ci mogę pomóc. I tak zwykle po treningach nie mam co robić, a
publiczne pokazanie się razem nie jest złe. Zawsze ciotka może
pomyśleć, że ukrywam cię przed światem.
- Masz rację -
zauważyłam. - To może jutro? Muszę zacząć od sypialni, bo
dziwnie się śpi, gdy w pomieszczeniu stoi tylko materac, a wokoło
leżą tylko torby z ubraniami.
- No to jesteśmy
umówieni. I naprawdę dziękuję, że mi pomagasz.
- Spokojnie, Xavi -
zachichotała. - Nie zapominajmy o tym, że ty przed moimi rodzicami
też zagrasz któregoś dnia. A i pomożesz mi przy zakupach -
uśmiechnęła się. - Więc ile się znamy? Jak długo jesteśmy
razem?
- Ile się znamy... -
zamyśliłem się. - Wystarczająco by być razem - palnąłem.
- Widać, że nie jesteś
specem od wymyślania love story? - zaśmiała się i upiła łyk
swojej kawy. No tak jakby nie jestem kobietą i nie oglądam
oklepanych melodramatów i komedii romantycznych... Nikt mnie do tego
aktualnie nie zmusza!
- Więc co proponujesz? -
zapytałem.
- Może tak od roku?
Mogliśmy się poznać przez Annę i Andresa, tak jak teraz z resztą.
- Byłaś na ich ślubie?
Może wtedy?
- Niestety nie byłam, ale
mieliśmy delegacje - uśmiechnęłam się. - Dom był wtedy na
wymianie studenckiej, a ja musiałam zostać z rodzicami, bo mama
nabawiła się anginy, a tato był zaraz po operacji kolana. Padło
na mojego starszego brata i jego żonę, więc proponuję, że
poznaliśmy się po ich weselu. Przyjechałam w odwiedziny i bla,
bla, bla - machnęła ręką. - Mogliśmy mieć ze sobą jakiś
kontakt przez ten czas, ale bardzo mały, bo z tego co wiem miałeś
wtedy kogoś.
- No tak, byłem z Nurią.
Chyba "największą ulubienicą ciotki" - zaakcentowałem.
- A no widzisz -
zauważyła. - Powiedzmy, że na wakacjach byłam w Barcelonie i
bardziej się zaprzyjaźniliśmy, bo w sumie byłam kilka dni
wtedy...
- A ja już nie byłem z
Nurią - wtrąciłem.
- Ja wróciłam do domu,
ale mieliśmy stały kontakt, niewinne flirty przez telefon, a gdy
przyjechałam miesiąc temu za pracą, zaskoczyło i staliśmy się
parą. The end, brawa dla mnie, autografy rozdaję później -
ukłoniła się i szeroko uśmiechnęła. I jak tu nie lubić tak
pogodnej i pomysłowej dziewczyny? Na dodatek jeszcze ładnej i
mającej poczucie humoru. Jest całkiem inna niż moje poprzednie
dziewczyny, jak to określiła reszta wtedy u Iniesty.
- Wtedy padnie pytanie
dlaczego nic nie mówiłem i dlaczego nie przywiozłem cię na
urodziny ciotki.
- Nie chciałeś zapeszać,
bo to był dopiero początek. Moim rodzicom się powie, że... -
zacięła się. - Cholera... Te wersje nie mogą od siebie bardzo
odbiegać.
- No więc twoja rodzina
musi znać każdego twojego znajomego? - zapytałem.
- Niby nie, ale mieszkałam
z nimi, a poza tym, mogłam to mieć w tajemnicy, bo jeżeli ojciec i
Mateo dowiedzieliby się, że znam takiego Xaviego... Oj, nie
miałabym życia!
- Czemu? - uniosłem brew.
- Więc... Kojarzysz może
coś takiego jak mieć obsesje na punkcie swojego idola? No to
właśnie jest coś takiego. Uwielbiają cię - powiedziała i znów
upiła łyk kawy.
- O... Dobrze wiedzieć -
uśmiechnąłem się lekko, ale z zaskoczeniem.
- Ale spokojnie, potrafią
się zachować. Gdyby tak nie było, zapewne mój brat na weselu
Iniesty zacząłby cię nachodzić, a tak to jak tylko wrócił
pojarał się twoją obecnością. I wiesz co? To całe udawanie
wcale nie musi być takie straszne.
- Dobra zabawa? -
zaśmiałem się.
- Sądząc po
wyrafinowanym guście twojej ciotki, długo to nie potrwa - wzruszyła
ramionami.
- Jest jeszcze coś do
ustalenia?
- Szczerze powiedziawszy,
nie mam zielonego pojęcia. Nigdy wcześniej nie bawiłam się w
udawane związki - pokręciła głową.
Aaaaaa jakie to było....
OdpowiedzUsuńŚliczne ,boskie ,cudne
Jeny to było genialne
Ja chcę już więcej
Nie mogę się doczekać co będzie dalej
Pożera mnie ciekawość
Ściskam Mela
:**
Życzę weny,dużo dużo weny
Tego sie nie da opisac. ♡♡ Cudo ♡ Czekam na kolejny ♡ Pozdrawiam @Maliczeg ♡
OdpowiedzUsuńJedna z najlepszych historii jakie kiedykolwiek czytałam. Pozdrawiam i życzę dużo weny. <3
OdpowiedzUsuńJedna z najlepszych historii jakie kiedykolwiek czytałam. Pozdrawiam i życzę dużo weny. <3
OdpowiedzUsuńkiedy next? ~cleo
ohohohoh wypadzik do cioci ?! może być ciekawie :) mam nadzieję, że nie będzie tak źle i jakoś im się uda dobrze zagrać parę :)
OdpowiedzUsuńi jeszcze Xavi będzie jej pomagał :) no CUDOWNIE :)
Boskie :* Czekam na next! :D
OdpowiedzUsuń@Shoniaczek
Kocham ,kocham i kocham. Chcę już nn.@mortajuliana
OdpowiedzUsuńejjj, zakochałam się w twoim opowiadaniu! *o* ♥ będę zaglądać częściej i czytać dalsze losy bohaterów! :*
OdpowiedzUsuńserdecznie zapraszam do siebie na nową część opowiadania: http://forever-hyhy.blogspot.com/2014/11/czesc-12_1.html pozdrawiam ♥
jeju jakie krótkie ;c
OdpowiedzUsuńUdawany związek? To tylko początek ich romansiku.... :^^
OdpowiedzUsuńShell i Xavi... No oni muszą w końcu być blisko! :**
Czekam na kolejny!
UU no to się dzieje xD Plan działania obmyślony teraz czas zacząć działać xD Super rozdział , czytam kolejny !! xD
OdpowiedzUsuńpozdro ;)
~ Angi