sobota, 19 lipca 2014

número dos

SHELLEY
Andres miał dziś wolne, więc pożyczył mi swój samochód, bym jak najwygodniej dotarła na obiekt treningowy. To miał być mój pierwszy dzień. Mieli mnie dopiero wprowadzić, bo jutro miałam podpisać umowę z klubem.
  Wczoraj, gdy we trzy byłyśmy na meczu Barcy, na trybunach widziałam Sacristana, a gdy w przerwie szłam do sklepiku po sok dla Valerii i wodę dla mnie i Anny, wpadłam na dwóch młodych zawodników Barcy B, jeszcze nieświadomych tego, że od następnego dnia będę miała swój wkład w ich treningi.
  Przed dziesiątą byłam już na miejscu, pan Eusebio mnie oprowadził i później zapoznał z chłopakami. Każdy z nich przyjął mnie ciepło. Okazało się, że to tak naprawdę jeszcze banda dzieciaków, którym zabawy w głowie, ale zarówno są bardzo utalentowanymi i zdolnymi chłopakami, którzy po woli zaczynają istnieć w pierwszych składach.
  W domu byłam grubo po trzynastej. Weszłam i tam przywitała mnie Valeria, która wychodziła z kuchni do salonu, by kontynuować swoją zabawę. Weszłam do pomieszczenia, skąd wychodziła wcześniej mała i przywitałam się z Anną i Andresem. 
   - Jak tam? - uśmiechnęłam się do nich, siadając na blacie kuchennego kredensu.
   - A w porządku, a jak twój pierwszy dzień? Bardzo zmasakrowana przez młodzików? - zaśmiał się Iniesta.
   - Nie aż tak źle - odparłam i załapałam za zielone jabłko, które leżało w koszyku. - Wszyscy są w porządku, prócz tego, że Planas z Gomezem zaczęli się kłócić, z którym najpierw mam się umówić - wzruszyłam ramionami, a wtedy i piłkarz i jego żona spojrzeli na mnie i zaczęli się śmiać.
   - Kobieta w drużynie to niecodzienność, szczególnie trenerka, która jest niewiele od nich starsza - zauważył.
   - Taaa, rzucili świeże mięsko na ladę - przewróciłam oczami. - Niech się starają, a ja i tak się z nimi nie umówię.
   - Bo w sumie to nie powinniście - powiedziała Anna.
   - I o to właśnie chodzi. Nawet jeżeli któryś by mi się miał podobać! A właściwie... To jak z tobą? - zwróciłam się do przyjaciółki. Jakoś ostatnio była przemęczona, a od dwóch dni rano miała mdłości. W sumie to miałam jedno wytłumaczenie...
   - Pewnie jakieś zatrucie, bo już jest dobrze - machnęła ręką, nadal przeglądając gazetę.
   - A na moje oko to raczej Andres cię zatruł - powiedziałam i ugryzłam jabłko. Oboje spojrzeli na mnie i po chwili na siebie. - Jedną córkę już macie, więc chyba wiecie o co chodzi - pokazałam dłonią zaokrąglony brzuszek.
XAVI
  Cały wolny dzień praktycznie przeleniuchowałem, siedząc przed telewizorem albo drzemiąc na kanapie. Wieczorem jednak umówiłem się z Andresem na taki męski wypad. Mieliśmy iść do pubu, gdzie zawsze chodziliśmy. Miejsce było sprawdzone, bo często chodzili tam chłopaki z klubu i nikt nigdy nie był przyłapany na jakichś zdjęciach następnego dnia.
  Okazało się, że przybyłem tam pierwszy. Zamówiłem dwa piwa. Jutro miałem mieć luźny trening, a Andres i tak z samego rana leciał do Las Rozas. Jedno piwo niczemu nie zaszkodzi. Kilka minut później zjawił się i Iniesta, zajmując drugie miejsce przy stoliku.
   - Przepraszam za spóźnienie, ale był wypadek i cała krzyżówka przy Sagradzie jest zakorkowana - podał mi dłoń.
   - Sam przyszedłem niedawno - machnąłem ręką. - Walizka już spakowana? - zapytałem z uśmiechem.
   - Oczywiście, czeka tylko na podróż - zaśmiał się.
   - To dobrze, a poza tym? Jak tam u was?
   - U nas? Chyba znów zostanę ojcem... - powiedział. - Anna jutro zrobi test i się okaże - dodał.
   - Andres, to świetnie - uśmiechnąłem się szeroko. - Możesz napisać jaki wynik, czy znów zostanę wujkiem.
   - Okej, napiszę - zaśmiał się. - Myślę, że Valeria się ucieszy.
   - Na pewno! Czas najwyższy na braciszka dla niej, Andresa juniora.
   - Żebym czasem ja nie wyjechał z tym na kogo już czas i z czym - spojrzał na mnie. - Po ostatnim spotkaniu u ciotki, dalej wałkowałeś z nią ten sam temat? - zapytał, upijając trochę piwa.
   - A jak myślisz? W tym temacie jest gorsza niż moja mama czy Ariadna... - westchnąłem.
   - Martwi się o swojego siostrzeńca by nie skończył na stare lata sam jak palec - zaśmiał się.
   - Wtedy sobie kogoś znajdę!
   - Psa czy kota? - wypalił, a ja zmierzyłem go wzrokiem.
   - Zaraz stwierdzę, że mówisz jak sama Angelica!
   - No stary, nie mogłem się powstrzymać! Poza tym Anna zawsze miałaby z kim iść na zakupy.
   - A ta jej przyjaciółka? Jest teraz w Barcelonie, więc nie potrzebuje żadnej mojej przyjaciółki do towarzystwa - pokręciłem głową. - A jak tam z tą pracą dla niej?
   - Dostała ją - pokiwał głową.
   - No to dobrze - upiłem kolejny łyk.
  Później poruszaliśmy wiele tematów, klub, piłka, pogoda. Jak zwykle. Jako grzeczni panowie, zmyliśmy się przed dwudziestą drugą. Wsiedliśmy w taksówki i każdy wrócił do domu. Wziąłem szybki prysznic i położyłem się w swojej sypialni. Włączyłem telewizor. Leciała głupia komedia, którą widziałem już setki razy, ale i tak nie przełączyłem kanału. Oglądając, nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

Następnego dnia wstałem dosyć wcześnie. Nie mogłem spać. Wypiłem poranną kawę i postanowiłem, że przed treningiem pójdę jeszcze na siłownię. I tak nudziłbym się w domu, a raz na jakiś czas nie zaszkodzi, a wręcz przeciwnie. Spakowałem swoje rzeczy do torby i wsiadając do samochodu, dostałem SMS od Andresa, że jest już na lotnisku, chłopaki pozdrawiają, a wynik testu pozytywny. No czyli Andres po raz drugi zostanie ojcem. Odpisałem mu, że gratuluję i odpaliłem silnik. Udałem się na stadion. Tam na miejscu spotkałem Annę z Valerią. Szczerze to zdziwiła mnie ich obecność tu. 
   - Cześć, dziewczyny - uśmiechnąłem się do nich. Ucałowałem Annę w policzek, a małą pogłaskałem po główce. - Anna, gratuluję! 
   - Dziękuję. Widzę, że Andres już się wygadał? 
   - Oj od razu wygadał... Cieszy się! Właściwie, to co tu robicie? - zapytałem. 
   - Moja przyjaciółka właśnie podpisuje umowę - uśmiechnęła się. - I tak sobie tutaj czekamy - spojrzała na swoją córeczkę, która siedziała na czerwonej kanapie, stojącej przy ścianie. 
   - Andres coś wspominał. Co to w ogóle za posada? 
   - Słyszałeś, że asystent trenera od młodzików ma mieć operację? Ona właśnie ma go zastąpić. 
   - Kobieta w sztabie trenerskim? - spojrzałem na nią pytająco. 
   - No tak, typowa męska reakcja - uderzyła mnie w ramię. - Zna się na rzeczy, kibicuje Barcelonie od małego, więc to miejsce w sam raz dla niej. 
   - Więc jej pogratuluj i życz powodzenia, a ja tymczasem uciekam na siłownię. 
   - Jasne, do zobaczenia - uśmiechnęła się. Pomachałem Valerii i ruszyłem wzdłuż korytarza, kierując się w stronę schodów na niższe piętra.
SHELLEY
  Anna i jej córeczka pojechały razem ze mną tego dnia na stadion. Andres rano na lotnisko zabrał się z Pedro, a ówcześnie dowiedział się, że faktycznie po raz drugi zostanie ojcem. Postanowili, że Val dowie się o tym na spokojnie, gdy jej tata wróci już ze zgrupowania. Dziewczyny zostały na jakimś korytarzu, a mnie zaproszono do biur. Tam miałam podpisać umowę. Wiele razy oglądałam filmiki, gdzie jakiś piłkarz lub pracownik tego klubu zawiera lub przedłuża umowę, ale nigdy nie myślałam, że ja też któregoś dnia zasiądę w tym pokoju. Był pan Sacristan, była dwójka dziennikarzy i kamerzysta i fotograf oraz pracownicy biurowi. Ktoś musiał to udokumentować. Najciekawsze było to, że jedną dziennikarkę znałam. Uśmiechnęłam się do niej, a ona do mnie. Przecież tak przy wszystkich nie wpadniemy sobie w ramiona. Wiedziałam, że wyjechała tu na studia dziennikarskie, ale nie myślałam, że się tu spotkamy. To była Evelin, była dziewczyna mojego młodszego brata. 
  Po podpisaniu dokumentów zrobiono pamiątkowe zdjęcie pod dużym herbem i miałam półtora godzinki wolnego, przed treningiem z chłopakami. Poczekałam przy wyjściu z pomieszczenia i wtedy dopiero przywitałam się z dziewczyną. 
   - Nie myślałam, że się tutaj spotkamy - uśmiechnęłam się szeroko do niej. 
   - Ja tak samo. Nie wiesz jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, ze to ty będziesz tu pracować - znów mnie uścisnęła. - A ja tu praktycznie pojawiłam się w ostatnim momencie, bo to koleżanka z roku miała to załatwione, ale się rozchorowała. 
   - Więc chwała chorej koleżance - wyszczerzyłam się i obie ruszyłyśmy w stronę korytarzy. - Jak studia? 
   - W porządku. Pracuję dorywczo w takim malutkim pisemku i nawet miałam swój mały artykuł tam!  
   - Gratuluję - pokiwałam głową. Wtedy wyszłyśmy na główny korytarz, gdzie czekała na mnie Anna. Gdy moja towarzyszka zobaczyła kto obok niej stał, a po chwili odszedł, oddalając się, zastygła w miejscu. Z daleka wydawało mi się, że był to Xavi, więc to wszystko tłumaczy. Gdy Lina zaczęła chodzić z moim bratem, polubiłyśmy się, bo obie lubiłyśmy piłkę nożną. Okazało się też, że jest wielką fanką Hernandeza. 
   - Załatwisz mi jego autograf, prawda? - zapytała, łapiąc mnie za rękę. 
   - Jeżeli będę miała okazję, to to zrobię - objęłam ją ramieniem. - Pamiętasz Annę? 
   - Dziewczynę z miasteczka, która wyszła za wielkiego Inieste? Oczywiście! - zaśmiała się i obie ruszyłyśmy w jej stronę.

***
To opowiadanie zaczęłam pisać bardzo długo przed tą tragedią jaka spotkała Iniestów, więc wątek z ciążą Anny został. 
Co do okienek transferowych, stwierdziłam, że na linii Barca - Celta nastąpiła wymiana - Rafa z trenerem za Gomeza i Planasa. Wspominam o tym, ponieważ ta druga dwójka będzie się tutaj często pojawiać :) 

czwartek, 3 lipca 2014

número uno

SHELLEY
  Od dwóch dni mieszkam u Andresa i Any w Barcelonie. Chciałam od razu poszukać mieszkania, ale ci uparli się, że mam u nich zostać do momentu znalezienia pewnej pracy. Uważali, że na razie to nie ma sensu, bo jeżeli nie znajdę pracy to po co kupować mieszkanie. Oczywiście życzyli mi jak najlepiej. Nie chciałam im siedzieć na głowie, ale Ana uparła się, że tak pomogę jej w domu i z Valerią.
 Do południa szperałam w Internecie w poszukiwaniach ofert pracy, a później w porannej gazecie. Niestety nic nie udało mi się znaleźć. Ana sama przyznała, że to tego potrzeba czasu i cierpliwości.
  Wieczorem wyszłam z Valerią na spacer, bo moja przyjaciółka źle się poczuła i wcześniej położyła. Chodziłam z dziewczynką po osiedlu, a ona pokazywała mi gdzie co się znajduje. Była otwarta i cały czas radosna, lecz w pewnym momencie stwierdziła, że jest już zmęczona, więc ruszyłyśmy już w drogę powrotną.
 W pewnym momencie obok nas zatrzymało się białe, rodzinne Audi, które należało do Andresa, który wracał z popołudniowego treningu. Odsunął szybę i wychylił głowę, uśmiechając się.
   - A panie to może gdzieś podwieźć?
   - Z wielką chęcią, bo ta pani już wysiada - pogłaskałam Valerię po główce. Andres wtedy zjechał na pobocze, wysiadł i zapakował córkę do jej fotelika na tylnym siedzeniu, a ja sama zasiadłam z przodu na miejscu pasażera.
   - W sumie to ja mam dla ciebie dobrą wiadomość, Shell - powiedział Hiszpan, gdy wsiadał do samochodu. - Zwolniła się posada u nas w klubie, na razie na jakiś czas, ale później pewnie znajdą ci jakąś inną - spojrzał na mnie i odpalił silnik.
   - U ciebie w klubie? - otworzyłam szeroko oczy. - Niby jako kto?
   - Rozmawiałem już z odpowiednimi osobami i masz jutro się tam wstawić na rozmowę. Jest szansa, że na jakiś czas zastąpisz asystenta Sacristana - podrapał się po brodzie.
   - Czekaj... - musiałam to przetrawić. - To jest ten z Barcy B? - chciałam się upewnić.
   - Tak, dokładnie. Jego asystent ma mieć jakąś operację, więc szukają kogoś zaufanego i znającego się na rzeczy. Podsunąłem im ciebie.
   - To miłe, ale... Wątpię czy będą mnie chcieli. Ja w FC Barcelonie?
   - Spróbować możesz, prawda? Jak nie tu, to wyślę cię do szkółki! No chyba, że nie chcesz pracować w sporcie?
   - Chcę! - zawołałam od razu. - Dziękuję, Andres, że mi pomagasz - uśmiechnęłam się. - Jestem tobie i Annie bardzo wdzięczna.
   - Będziesz jak praca wypali - odpowiedział i zajechał pod swój dom. Wysiedliśmy za samochodu i weszliśmy do domu. Tam głodny Andres wparował do kuchni, a ja z Val od razu wyszłyśmy na górę. Ona od razu pobiegła do swojego pokoju, a ja zajrzałam do Any. Było już jej lepiej, ale nadal wolała zostać w łóżku.
XAVI
  Właśnie szliśmy z Andresem w stronę parkingu. Zakończyliśmy poranny trening i mogliśmy się jeszcze urwać na godzinkę do domu, a później musieliśmy się wstawić w hotelu. Popołudniu mieliśmy grać ligowy mecz.
   - Ja uciekam, Xavi. Do zobaczenia - odezwał się Iniesta, podając mi dłoń.
   - Gdzie to cię jeszcze niesie? - zapytałem.
   - Do biur. Muszę sprawdzić jak tam radzi sobie moja podopieczna.
   - Ta przyjaciółka Any, co mówiłeś, że jest u was? - zapytałem. Raz coś wspominał, że jest u nich jakaś dziewczyna i chcą jej pomóc w znalezieniu pracy.
   - Tak, właśnie ta - uśmiechnął się, pomachał i odbił całkiem w inną stronę. Ja wszedłem na parking, odnalazłem swój samochód i wsiadłem do niego. Rzuciłem torbę na siedzenie obok i odpaliłem silnik. Spojrzałem we wsteczne lusterko. Pusto, czyli można cofać. Pokręciłem lewarkiem, nacisnąłem na gaz i... Nagle ktoś mi śmignął za samochodem. Poszło po hamulcach, aż zagwizdało. Wypadłem z auta, widząc Marca, który parkował dwa miejsca dalej ode mnie. Już miał dostać opieprz, że przecież widzi, że się wyjeżdża, ale zauważyłem, że stoi z telefonem w ręce i dziwnie nim dygocze.
   - Co ci? - zdziwiłem się.
   - Brat do mnie dzwonił, że mnie powołali!
   - Powołali, ale gdzie?
   - Za Cesca do reprezentacji! - zawołał. - Jak sobie robi ze mnie jaja, to urwę mu ten głupi łeb!
   - A może po prostu sprawdź?
   - Jasne! - klepnął się w czoło, a ja się zaśmiałem. Z młodzikami zawsze było ciekawie. Marc wsadził nos w swoją komórkę, coś tam na niej stukał. - To prawda! - zawołał uradowany.
   - Twitter prawdę ci powie? - zaśmiałem się.
   - Plus masa moich fanek na tablicy - wyszczerzył się.
   - Nie pozostaje mi nic innego jak tylko ci pogratulować - powiedziałem i przytuliłem go, klepiąc po plecach.
   - Dzięki! - zawołał i pobiegł do swojego samochodu. Zaśmiałem się tylko i wsiadłem do swojego. Teraz na szczęście mogłem spokojnie wyjechać. Fakt, Cesc na ostatnim meczu nabawił się lekkiej kontuzji, która go na chwilę wyklucza, co uniemożliwiła udział w zgrupowaniu. Mister miał w najbliższym czasie powołać kogoś za niego i niespodzianką jest to, że okazał się to Marc. Ja i tak miałem nie jechać. To nie były ważne mecze, więc trener dał szansę młodym i przede wszystkim utalentowanym. W sumie to dobrze, bo sam zaczynam sobie popuszczać. To nie tak, że już nie chcę reprezentować Hiszpanii. Kocham tą grę tam, jest dla mnie ważna, ale mam już swoje latka i w pewnym momencie trzeba powiedzieć stop. Reprezentacja to dodatkowy wysiłek, a chciałbym skupić się nad grą w klubie. Powinienem się też poważnie zastanowić nad swoim udziałem w Mistrzostwach Świata...
   Dojeżdżałem już prawie pod dom, kiedy nagle zaczął dzwonić mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła moja siostra, więc od razu odebrałem.
   - Cześć, Xavi - zadźwięczała.
   - Cześć, malutka. Jak tam? - zapytałem z uśmiechem i zajechałem na podjazd swojego domu.
   - Dzwonię, by ci oznajmić, że doczekasz się siostrzenicy! - zawołała. - Właśnie wracamy z Pablo od lekarza.
   - To świetnie. Gratuluję wam! Czyli będziecie mieć parkę!
   - Dziękujemy! A kiedy ty zaszczycisz robić coś w kierunku tego, by zadowolić ciotkę? - zapytała, śmiejąc się.
   - Na razie nie szukam dziewczyny, Ari! - pokręciłem głową, odkluczając drzwi.
   - Dobrze wiesz, że nie tylko ciotka na to czeka!
   - Ja to wiem, ale... Malutka, nie mogę teraz zbytnio rozmawiać. Muszę się trochę ogarnąć, bo zaraz jadę do hotelu przed meczem - przejechałem dłonią po twarzy.
   - Jak zwykle mój braciszek wywija się z tematu - westchnęła. - Życzymy powodzenia, a mecz oczywiście będziemy oglądać! Do usłyszenia, Xavi - pożegnała się i rozłączyła. Miała całkowitą rację. Zawsze zbywałem temat, ale co mam poradzić na to, że jakoś lepiej mi jest samemu?
SHELLEY
  Rozmowa z kierownikiem działu kadr przebiegała spokojnie. Mężczyzna, na oko koło czterdziestki. On pytał, ja odpowiadałam. Na końcu wyszło na to, że przede mną rozmawiał jeszcze z jednym facetem, który starał się o to stanowisko, podobno jakiś dawny pracownik La Masii. Muszę przyznać, że się przestraszyłam, bo gość wiedział co i jak, a ja miałabym przyjść całkowicie z zewnątrz.
   - W takim razie, pozostaje pani kwestia dogadania się z panem Eusebio - powstał z miejsca i wyciągnął do mnie dłoń. - A tak to witamy na stanowisku - uśmiechnął się. Wstałam i uścisnęłam jego dłoń. Czyli to oznacza, że mam tą pracę?
   - Emm, dziękuję - powiedziałam lekko zdezorientowana.
   - Więc tak jak mówiliśmy, umowę podpisujemy pojutrze, wstępnie na trzy miesiące, a jak będzie wszystko dobrze to pomyślimy o dalszej współpracy - mówił.
   - Jeszcze raz, bardzo dziękuję - skinęłam głową i zabrałam swoją torebkę z oparcia krzesła.
   - Dodam jeszcze, że gdyby pani przyszła bez polecenia pana Iniesty, też przyjąłbym panią, bo potrzebujemy świeżej krwi i pomysłów - dopowiedział jeszcze, a ja się uśmiechnęłam. Czyli nie mam tej pracy dzięki tzw. plecom, a dzięki samej sobie.
   - Do widzenia - odezwałam się do mężczyzny i wyszłam. Byłam bardzo zadowolona! Miałam na jakiś czas być w sztabie trenerskim przyszłych gwiazdek Barcy! To dla mnie szansa, bo sama mogę się sporo nauczyć! Tylko teraz pozostaje kwestia tego czy nie podpadnę jakoś ich pierwszemu trenerowi?
Wyszłam z głównego korytarza i kierowałam się do wyjścia na trybuny, gdzie umówiłam się z Andresem.
  Był tam, ale nie sam... Stał z jakimś gościem, starszym.
   - Dzień dobry - przywitałam się, a mężczyzna odpowiedział tym samym.
   - I jak poszło? - zapytał pomocnik.
   - Mam tę pracę - uśmiechnęłam się szeroko.
   - Gratuluję! Nie pozostaje mi nic innego jak chyba was sobie przedstawić. To jest trener Eusebio Sacristan, a to przyjaciółka mojej rodziny, Shelley Calderon - wskazał na nas Andres, a my uścisnęliśmy sobie dłonie.
   - Bardzo miło mi poznać i mam nadzieję na udaną współpracę.
   - Ja również bardzo się cieszę - powiedziałam.
   - Kiedy podpisuje pani umowę?
   - Pojutrze, ale... Wolałabym po prostu Shelley albo Shell - kiwnęłam głową.
   - Nie ma sprawy. Chciałbym żebyś przyszła na jutrzejszy trening. Zobaczysz co i jak. Teraz niestety się śpieszę. Do zobaczenia - najpierw uścisnął moją dłoń, później Andresa i odszedł.
   - To pani trener teraz podrzuci mnie do hotelu, dobrze? - podał mi swoje kluczyki od samochodu. - I bilety - wyjął z torby trzy plakietki na vipowskie miejsca na dzisiejszy mecz. Odwiozłam go pod hotel, a później wróciłam jego samochodem do domu, oznajmić Annie dobrą wiadomość.
    
***
Dodaję rozdział, bo dorwałam się do laptopa mamy. Mój niestety postanowił odmówić współpracy...

Obserwatorzy