piątek, 31 października 2014

número diez

XAVI
  Gdy wyszedłem spod natrysków, już gotowy Andres właśnie miał wychodzić. Pożegnałem się z przyjacielem i zabrałem za ubieranie się. Z szatni wyszedłem z lekko wilgnymi włosami, ale to nic, bo była świetna pogoda. Wsiadłem do samochodu i odczytałem SMS od Shell z adresem jej mieszkania. Jeżeli chcę wyjść na punktualnego to mam niecałe 15 minut na dotarcie do celu. Niestety nie wyszło, bo skręciłem sobie nie w tę ulicę co trzeba i musiałem wrócić się do głównej drogi i wjechać w drugie osiedle. Na szczęście w końcu dotarłem pod dobry adres. Zaparkowałem samochód na ostatnim wolnym miejscu pod blokiem i ruszyłem do klatki. Drzwi do niej były szeroko otwarte, więc nie musiałem dzwonić domofonem. Już miałem wchodzić schodami na górę, kiedy usłyszałem głośne przeklniecie dobiegające zza uchylonych drzwi do piwnicy. Zajrzałem tam i zobaczyłem Shell, próbującą zabrać się z dwoma dużymi kartonami.
   - Może jednak pomóc? - zapytałem, a ona wtedy uniosła wzrok i spojrzała na mnie.
   - O, cześć! Spokojnie, poradzę sobie - odpowiedziała.
   - Na pewno? - uniosłem brew. Nie wiem czemu, ale jak tak próbowała iść po schodach z dwoma pudłami, miałem dziwne wrażenie, że zaraz...
   - Cholera! - syknęła. Ledwo skończyłem swoją myśl, a ona potknęła się o schodek i upadła. Gdyby nie to, że podtrzymała się się ściany, byłoby źle.
   - Shelley! - przestraszyłem się. Zbiegłem do niej. - Nic ci nie jest?
   - Nie, jest okej, ale będzie siniak - krzywiła się, wstając ze schodka na którym wylądowała na pupie. - Jednak jakbyś mógł wziąć jedno... - wskazała na kartony. Zaśmiałem się cicho i najpierw pomogłem jej wstać, a później zabrałem to większe i cięższe pudło.
   - No to prowadź - powiedziałem, przepuszczając ją pierwszą. Nie liczyłem na które piętro wyszliśmy, ale po chwili byliśmy już w mieszkaniu dziewczyny. - Masz jeszcze coś do przeniesienia? - zapytałem z uśmiechem.
   - Nie, te były ostatnie. Dziękuję - odstawiła na karton na podłogę, a ja robiąc to samo, rozejrzałem się po mieszkaniu. Z małego korytarza wychodziło się do otwartego, dużego pomieszczenia, w którego kącie znajdował się niewielki aneks kuchenny, którego od salonu oddzielała wysepka z trzema barowymi krzesłami. Tuż obok niego dalej rozciągał się korytarz od którego odchodziło trzy pary drzwi. To co zobaczyłem było naprawdę skromne. Czuć było świeżą farbę ze ścian, a jedyne wyposażenie mieszkania, które widzę to wieszak i niska szafka na buty w korytarzu, w pokoju: sofa, szklany stolik, telewizor, a w kuchni meble kuchenne, mikrofala, elektryczny czajnik i lodówka. - Tak to na razie wygląda - odezwała się. - Nie mam za dużo czasu ani chęci na chodzenie po sklepach - pokręciła nosem.
   - Wszystko w swoim czasie. Ja też wyposażałem swój dom stopniowo, a poza tym... Jesteś pierwszą dziewczyną od której słyszę, że nie ma chęci na zakupy - zaśmiałem się.
   - To jeszcze wiele rzeczy nie słyszałeś. Czasem dobrze być wyjątkiem - puściła do mnie oczko i ruszyła do kuchni. - Siadaj. Kawa, herbata? - zapytała. Wybrałem pierwszą opcje i usiadłem sobie wygodnie na sofie. Na stoliku leżało kilka gazet. Jakiś wczorajszy szmatławiec, katalog z farbami i dwa z meblami. Tym raczej ostatnio zajmowała się Shell, prócz trenowaniem chłopaków.
   - A jak wczorajszy wieczór? - zapytałem głośniej.
   - W porządku. Chłopaki nieźle naciągnęli biednego Gomeza za tę kolację - zaśmiała się. Spojrzałem w jej stronę. Właśnie wyjmowała z szafki dwa kubki i słoik z kawą.
   - Zakład to zakład, a że była was czwórka na jednego... - wstałem i podszedłem do wysepki, siadając na krześle. - Poza tym, polubili cię i słyszałem, że Sacristan jest zadowolony, że zostałaś jego asystentką. Znasz się na tym.
   - Grałam w szkole średniej w takiej mało ważnej drużynie i liznęłam tego czy owego w futbolu - uśmiechnęła się. - Zrezygnowałam dla studiów, a później trenowałam młodziki. Dlaczego przestałam ich trenować już wiesz - wzruszyła ramionami.
   - To dlaczego zrezygnowałaś? Nie chciałaś tego jakoś pogodzić ze sobą?
   - Miałam do tego mały powód, z resztą nieważne - pokręciła głową i wyłączyła czajnik. Zalała wrzątek do kubków i razem z nimi, na blat wysepki postawiła cukier i śmietankę do kawy, a sama usiadła na ukrytym krześle po drugiej stronie. - Mieliśmy coś ustalać co do naszej umowy - zauważyła.
   - No tak, a więc rozmawiałem dziś z ciotką, która napiera na to bym przyjechał do niej, a najlepiej z moją nową dziewczyną, czyli tobą. Słyszałem coś, że czwartek ma być wolny od treningu.
   - A no też mi się obiło o uszy. Więc proponujesz by pojechać wtedy?
   - Raczej tak - skinąłem głową. - No chyba, że masz już jakieś plany?   
   - Miałam w końcu rozejrzeć się po sklepach za czymś do mieszkania, ale to poczeka. Sama to odwlekam, Evelin nie chcę zawracać głowy, bo ona ma teraz kocioł na studiach, a Anna ma dziś dopiero wrócić od rodziców.
    - Jak chcesz to ja ci mogę pomóc. I tak zwykle po treningach nie mam co robić, a publiczne pokazanie się razem nie jest złe. Zawsze ciotka może pomyśleć, że ukrywam cię przed światem.
   - Masz rację - zauważyłam. - To może jutro? Muszę zacząć od sypialni, bo dziwnie się śpi, gdy w pomieszczeniu stoi tylko materac, a wokoło leżą tylko torby z ubraniami.
   - No to jesteśmy umówieni. I naprawdę dziękuję, że mi pomagasz.
   - Spokojnie, Xavi - zachichotała. - Nie zapominajmy o tym, że ty przed moimi rodzicami też zagrasz któregoś dnia. A i pomożesz mi przy zakupach - uśmiechnęła się. - Więc ile się znamy? Jak długo jesteśmy razem? 
   - Ile się znamy... - zamyśliłem się. - Wystarczająco by być razem - palnąłem.
   - Widać, że nie jesteś specem od wymyślania love story? - zaśmiała się i upiła łyk swojej kawy. No tak jakby nie jestem kobietą i nie oglądam oklepanych melodramatów i komedii romantycznych... Nikt mnie do tego aktualnie nie zmusza!
   - Więc co proponujesz? - zapytałem.
   - Może tak od roku? Mogliśmy się poznać przez Annę i Andresa, tak jak teraz z resztą.
   - Byłaś na ich ślubie? Może wtedy?
   - Niestety nie byłam, ale mieliśmy delegacje - uśmiechnęłam się. - Dom był wtedy na wymianie studenckiej, a ja musiałam zostać z rodzicami, bo mama nabawiła się anginy, a tato był zaraz po operacji kolana. Padło na mojego starszego brata i jego żonę, więc proponuję, że poznaliśmy się po ich weselu. Przyjechałam w odwiedziny i bla, bla, bla - machnęła ręką. - Mogliśmy mieć ze sobą jakiś kontakt przez ten czas, ale bardzo mały, bo z tego co wiem miałeś wtedy kogoś.
   - No tak, byłem z Nurią. Chyba "największą ulubienicą ciotki" - zaakcentowałem.
   - A no widzisz - zauważyła. - Powiedzmy, że na wakacjach byłam w Barcelonie i bardziej się zaprzyjaźniliśmy, bo w sumie byłam kilka dni wtedy... 
   - A ja już nie byłem z Nurią - wtrąciłem.
   - Ja wróciłam do domu, ale mieliśmy stały kontakt, niewinne flirty przez telefon, a gdy przyjechałam miesiąc temu za pracą, zaskoczyło i staliśmy się parą. The end, brawa dla mnie, autografy rozdaję później - ukłoniła się i szeroko uśmiechnęła. I jak tu nie lubić tak pogodnej i pomysłowej dziewczyny? Na dodatek jeszcze ładnej i mającej poczucie humoru. Jest całkiem inna niż moje poprzednie dziewczyny, jak to określiła reszta wtedy u Iniesty.
   - Wtedy padnie pytanie dlaczego nic nie mówiłem i dlaczego nie przywiozłem cię na urodziny ciotki.
   - Nie chciałeś zapeszać, bo to był dopiero początek. Moim rodzicom się powie, że... - zacięła się. - Cholera... Te wersje nie mogą od siebie bardzo odbiegać.
   - No więc twoja rodzina musi znać każdego twojego znajomego? - zapytałem.
   - Niby nie, ale mieszkałam z nimi, a poza tym, mogłam to mieć w tajemnicy, bo jeżeli ojciec i Mateo dowiedzieliby się, że znam takiego Xaviego... Oj, nie miałabym życia!
   - Czemu? - uniosłem brew.
   - Więc... Kojarzysz może coś takiego jak mieć obsesje na punkcie swojego idola? No to właśnie jest coś takiego. Uwielbiają cię - powiedziała i znów upiła łyk kawy.
   - O... Dobrze wiedzieć - uśmiechnąłem się lekko, ale z zaskoczeniem.
   - Ale spokojnie, potrafią się zachować. Gdyby tak nie było, zapewne mój brat na weselu Iniesty zacząłby cię nachodzić, a tak to jak tylko wrócił pojarał się twoją obecnością. I wiesz co? To całe udawanie wcale nie musi być takie straszne.
   - Dobra zabawa? - zaśmiałem się.
   - Sądząc po wyrafinowanym guście twojej ciotki, długo to nie potrwa - wzruszyła ramionami.
   - Jest jeszcze coś do ustalenia? 
   - Szczerze powiedziawszy, nie mam zielonego pojęcia. Nigdy wcześniej nie bawiłam się w udawane związki - pokręciła głową. 

środa, 15 października 2014

número nueve

SHELLEY
  O szesnastej chłopcy rozegrali prosty mecz ligowy z Deportivo Alavé. Łatwa i szybka wygrana z wynikiem trzy do jednego. W szatni wszyscy uwinęli się jak nigdy, ponieważ od razu z Mini Estadi pobiegliśmy na Camp Nou, gdzie pierwsza drużyna miała dziś rozegrać mecz ligowy z Realem Madryt. Razem z Planasem, Gomezem i Ille mieliśmy zarezerwowane miejsca w jednym sektorze, gdzie czekała już na nas Evelin. Poprzepraszaliśmy wiele osób, przedzierając się do naszych miejsc, ale w końcu dotarliśmy i usiedliśmy na krzesełkach. Ogromny zegar informował nas, że straciliśmy pierwsze siedem minut meczu, ale jak na razie nie było jeszcze żadnego gola, tylko Busi zarobił już żółtą kartkę. W naszej bramce bronił oczywiście Victor, a przed nim, swoje pozycje zajmowali Dani, Gerard, Javier oraz Adriano. W pomocy tradycyjne trio: Xavi, Sergio oraz Andres, a w ataku Neymar, Cesc i Leo.
   - Jaki wynik przewidujecie? - zapytał Sergi i wpakował do buzi garść prażonych orzeszków.
   - To oczywiste, że korzystny dla naszych - zaśmiał się Planas. - Obstawiamy? Kto będzie najdalszy wyniku stawia pozostałym kolację.
   - Okej, to może ja powiem, że będzie 2:0 dla Barcy - powiedziała Lina.
   - To ja 2:1 dla naszych - odezwałam się i spojrzałam na męską część.
   - 1:0 - skinął głową Carles.
   - To ja powiem remis, 2:2 - obstawił kapitan młodzików.
   - 4:3, o! - powiedział pewnie Gomez.
   - No to mamy, później zobaczymy kto płaci za jedzonko - klasnął w dłonie Carles. Siedzieliśmy nie odrywając wzroku od murawy, czekając na akcje. Ramos zaczął bawić się w faulowanie, dostał żółtą kartkę i można było grać dalej. Wtedy poczułam wibracje w kieszeni, ponieważ przy takim gwarze trudno było coś usłyszeć. Dzwoniła moja mama. Ona naprawdę ma cudowne wyczucie czasu... W domu pewnie wszyscy siedzą przed telewizorem, oglądając transmisje Gran Derbi, a ona do mnie dzwoni! Odebrałam, ale mało rozumiałam co do mnie mówiła. Wykrzyczałam do słuchawki, że jestem na meczu, nie mogę rozmawiać, bo jej nie słyszę i zadzwonię później, kiedy niżej, Andres pod samym polem karnym podał do Neymara, który zabawił się z obrońcami i z gracją wkopał piłkę do bramki.Wszyscy zerwaliśmy się z miejsc, krzycząc z radości. Dziewiętnasta minuta i już przeważaliśmy nad Realem!
 Nic nie działo się do momentu gdy Adriano dostał żółtą kartkę za to, że wciął się w Ronaldo. Następnymi ofiarami kartek byli kolejno - Bale, Khedira oraz Marcelo. Dalej już tylko padł gol dla Barcelony, którego zdobywcą był Alexis, zaraz później Ronaldo dostał żółtą kartkę i w samej dziewięćdziesiątej minucie, na 2:1 gola strzelił Jese. Najważniejsze i tak było to, że Barca zdobyła dodatkowe trzy punkty! 

  Zgodnie z umową padło na to, że Sergi stawia nam wszystkim kolację, ale zanim, panowie uparli się, że trzeba poczekać gdzieś na chłopaków i pogratulować im wygranej. Najbardziej z tego ucieszyła się oczywiście Evelin. Ciągle szeptała mi do ucha, że może w końcu uda się jej poznać Xaviego, mojego przyszłego udawanego chłopaka, o czym na razie mało kto wiedział.
 Wybraliśmy więc wszyscy parking, gdzie stały samochody piłkarzy. Poczekaliśmy kilka dłuższych chwil, kiedy w końcu zaczęli pojawiać się tam pierwsi bohaterowie dzisiejszego wieczoru.
 Do tej grupki zaliczali się Alves, Neymar, Alexis, Xavi i Andres. Chłopaki od razu obskoczyli Neya i Alexisa, a ja niewinnie przystanęłam przy Inieście i Hernandezie, pociągając za sobą Linę, która zaczynała być w niebie, pomimo tego, że tylko zobaczyła Maestro na żywo i jest obok. 
   - Piękna asysta - wyszczerzyłam się do przyjaciela, opierając się o jego ramię.
   - Nie chwaląc się, po prostu mi się udało - zaśmiał się.
   - Dziewczyny tam pewnie są z ciebie dumne. Pogratulują ci jak jutro wrócą do domu - uśmiechnęłam się. - I właśnie - spojrzałam najpierw na koleżankę i później na Xaviego. - Xavi poznaj Evelin, Evelin oto Xavi - wskazałam na nich, a ci podali sobie dłonie. Dziewczyna pewnie w tym momencie tam cała eksploduje od środka, no a ja cieszyłam się, bo pomogłam jej w spełnieniu marzenia. - Xavi, pamiętasz moją opcję przy zakładzie z szachami? - zapytałam, a on wtedy zmarszczył brew i spojrzał na Linę. Po chwili spuścił wzrok z lekkim uśmiechem, a Andres zaczął się śmiać pod nosem. Evelin już w ogóle nie wiedziała o co chodzi.
   - Pewnego dnia założyli się z Xavim i gdyby Shell wygrała, miałabyś załatwiony cały dzień z Xavim, ale niestety - tłumaczył młodszy pomocnik.
   - Przegrałam - dokończyłam.
   - Shelley! - jęknęła, patrząc na mnie z... złością, zaskoczeniem?
   - Tylko nie bij! - zasłoniłam się Andresem. I praktycznie na tym nasza rozmowa się zakończyła, bo Ille, Sergi i Carles podeszli do chłopaków, a my we dwie pierwsze ruszyłyśmy do wyjścia i na Mini Estadi, pod którym zostawiłam swój samochód.
   - Zrobiłaś ze mnie jakąś głupią przed Xavim - jęknęła Evelin.
   - Nie przesadzaj! - zaśmiałam się. - Wcale nie, a poza tym Xavi jest bardzo w porządku i gdybym przegrała, to faktycznie spędziłby z tobą trochę czasu.
   - Ale przegrałaś i jestem ciekawa co takiego musiałaś zrobić - wyszczerzyła się.
   - No, bo... - zaczęłam i wtedy poczułam jak na moim jednym ramieniu wiesza się Planas, który z pozostałą dwójką nas dogonił. - Opowiem ci przy okazji - puściłam do niej oczko.
   - To co drogie panie, włoszczyzna czy chińszczyzna? - zapytał kapitan młodzików.
   - Chodźmy na pizze! - zarządziłam i całą piątką ruszyliśmy na parking.
XAVI
 Razem z Andresem byliśmy sami w szatni, ponieważ zostaliśmy jeszcze po treningu chwilę na siłowni. Dobrze wiedziałem jaki temat chciał rozpocząć Andres, ale niestety na siłowni było kilku piłkarzy z młodszych drużyn, więc o to czy faktycznie Shell zgodziła się zostać moją udawaną partnerką zapytał gdy tylko przekroczyliśmy próg szatni.
   - Niby się zgodziła - pokiwałem głową. - No i na dodatek twoja ukochana żona pomogła w tym Shell, mówiąc jej rodzinie, że ona kogoś ma.
   - Coś mi się obiło o uszy - zaśmiał się. - A ustaliliście już cokolwiek? - zapytał.
   - Nie było kiedy, Andres - westchnąłem. - Powiedziała mi o tym po treningu, a później widziałem ją tylko po meczu na parkingu.
   - No tak. Teraz tylko trzeba przedstawić Shelley pani Angelice - uśmiechnął się lekko i chwycił za ręcznik i kosmetyczkę, by udać się pod prysznic. Wtedy z mojej szafki dobiegło mnie brzęczenie, jakie wydawały wibracje mojego telefonu, leżącego na twardej powierzchni. Sięgnąłem po niego.
   - O wilku mowa - mruknąłem pod nosem.
   - Shelley czy ciotka? - zapytał piłkarz.
   - Ciotka - powiedziałem i odebrałem, a on kiwnął, że idzie pod prysznic. - Halo? Ciocia już w domu?
   - Witaj, Xavi. Tak, ja już w domu od wczoraj. Nawet oglądałam wieczorem mecz.
   - Cieszy mnie to. I rozumiem, że jak zwykle Ernesto tłumaczył cioci co, jak, kto i kiedy - zaśmiałem się.
   - Wiesz jak to jest, swoje lata już mam, kibicuję całą sobą, ale czasem potrzeba męskiego wytłumaczenia co do tej szatańskiej gry - powiedziała żartobliwie, tak jak zwykle ona. - Słuchaj, a może wpadłbyś kiedyś, to znaczy w niedalekiej przyszłości, z tą twoją nową przyjaciółką do starej ciotki, co? - zapytała. No i przeszła do prawidłowego tematu jej telefonu. Skąd ja wiedziałem, że zaraz to zacznie?
   - Nie wiem kiedy wypadnie tak, że oboje będziemy mieć czas. Ona też pracuje - Podrapałem się po podbródku.
   - Oj, na pewno znajdziecie czas. Może środek tygodnia? W weekend pewnie grasz jakiś mecz.
   - W środę też. Jedziemy do Vigo, ale coś mi się obiło o uszy, że czwartek mamy mieć wolny, więc zapytam Shelley.
   - O, no i poznałam jej imię. No dobrze, więc dajcie znać czy przyjedziecie, dobrze?
   - Tak, oczywiście - pokiwałem głową. - Ciociu, muszę kończyć. Jestem po treningu, chciałbym wziąć prysznic i wrócić do domu.
   - Oczywiście. Zadzwonię do twojej mamy trochę poplotkować. Do usłyszenia - powiedziała i sama się rozłączyła. No to teraz raczej powinienem już porozmawiać o tym z Shell... Usiadłem wygodniej i wybrałem jej numer. Przyłożyłem telefon do ucha i wyczekiwałem na sygnał. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty i już miałem rezygnować, kiedy w słuchawce usłyszałem jej zziajany głos. 
   - Słucham? 
   - Cześć, tu Xavi. Możesz rozmawiać? - zapytałem. 
   - Jasne, tylko momencik - dodała i usłyszałem jak odkręca korek butelki i zapewne pije wodę. - Jestem - znów usłyszałem jej głos. - Wybacz, nosiłam rzeczy do mieszkania, a telefon miałam na górze. 
   - Nic się nie stało - rzekłem. - A może potrzebujesz pomocy? Zawsze służę, a poza tym dzwoniła moja ciotka i już nas zaprasza do siebie. 
   - Szybko - stwierdziła. - Z pudłami dam radę, ale jak chcesz to możesz przyjechać. Musimy coś uzgodnić w związku z tym wszystkim. Podeśle ci adres SMSem, dobrze? 
   - Nie ma sprawy. Będę za jakieś czterdzieści minut. Do zobaczenia. 
   - Na razie - powiedziała, a ja się rozłączyłem. Wtedy spod prysznica wyszedł Andres. 
   - Z kim to się tak umawiałeś? - zaśmiał się.
   - Z Shelley, jadę do niej żeby to wszystko obmówić, bo ciotka już życzy sobie audiencji - skrzywiłem się i zabrałem ręcznik oraz żel pod prysznic. 
   - Dobra, to w razie czego informujcie nas. Musicie mieć kogoś wiarygodnego w zeznaniach. 
   - Oj żebyście się czasem w nich nie poplątali - pokręciłem głową i ruszyłem pod prysznic.

***

środa, 8 października 2014

número ocho

SHELLEY
  W końcu wszyscy się ulotnili, a ja pociągnęłam za sobą Annę. Weszłyśmy do mojego pokoju, gdzie na łóżku spała od godziny zmęczona Valeria. Ortiz usiadła na fotelu, a ja na szerokim parapecie.
   - Zwariowałaś? - zapytałam, a ona się zaśmiała.
   - No co? Przynajmniej twoja ciotka nie prawiła ci kazań, że w twoim wieku jej córeczka wychodziła za mąż.
   - Racja, ale moi rodzice też się na to złapali! Co im powiem? Sorry, ale nie mam żadnego faceta?
   - A Xavi? I tak będziesz grać przed jego rodziną, więc i on może zagrać przed twoją. Proste - stwierdziła.
   - Hola, hola! Ja się na nic jeszcze nie zgodziłam!
   - Ale ja cię znam i wiem, że poszłabyś na to prędzej czy później. Jesteś za bardzo miłosierna. Nie opuścisz człowieka w potrzebie. A wracając do Angelici Creus... Pytałaś dlaczego to jej ma się podobać wybranka Xaviego! Kobieta jest wdową, miała już kilku mężów i jest obrzydliwie bogata, ale to ciepła kobieta i przede wszystkim, nie jest zepsuta i taka jak twoja ciotka. Nie ma swoich dzieci, więc przelewa to wszystko na te swojej siostry, a że Xavi jako jedyny z nich jeszcze się nie ożenił, to chce znaleźć mu kogoś idealnego.
   - Co jej się nie podobało w jego poprzednich dziewczynach? Przecież o ile mi wiadomo, to tam z jakimiś się publicznie pokazywał.
   - A ja wiem co jej się podobało? Musiałabyś sama się jej o to zapytać. Wiem tylko, że po każdej wizycie z kimś nowym mówiła Xaviemu, że to nie kobieta dla niego, a gdy ten się sprzeciwiał i nadal z nią był, to później i tak im nie wychodziło. Tak mi Andres opowiadał.
   - Czyli ja będę kolejną, którą odeśle z kwitkiem. W takim razie wchodzę w to, bo nie mam się o co martwić - wzruszyłam ramionami i wtedy drzwi do mojego pokoju się otworzyły i do środka wpadł Dominic.
   - To z chłopakiem to podpucha, prawda? - zapytał od razu.
   - Zamknij się! - uciszyłam go, bo po pierwsze spała tu Valeria, a po drugie ktoś z zewnątrz mógł to usłyszeć. Zamknął za sobą drzwi i usiadł na rogu łóżka.
   - Podpucha? - zapytał ponownie i najpierw spojrzał na Annę, a później na mnie.
   - Podpucha, ale jak się wygadasz... - pogroziłam mu palcem.
   - Come on, siostra! My się zawsze kryliśmy, to Mateo wszystko mówił matce - obruszył się Dom.
   - No więc co myślisz o udawanym chłopaku lub dziewczynie? - zapytałam.
   - Może być zabawnie, no nie powiem. W razie czego będę się zachowywał jakbym myślał, że to twój prawdziwy ukochany - zaśmiał się, a Anna wtedy ziewnęła.
   - Młody, dziś śpię u ciebie - zakomunikowałam. - Dziewczyny tu śpią.
   - Przestań, zaraz przeniosę Val do nas - wskazała przez okno na dom obok.
   - Jest już późno, weź coś ode mnie - uśmiechnęłam się. - Dom ma największe łóżko w tym domu, a nie raz przyłaził żebym z nim spała, bo się boi - pokazałam mu język.
   - Kiedy to było?! Ostatnio jak miałem... - zamyślił się.
   - Trzynaście lat - zachichotałam. - Tata wkurzał się, że w tym wieku do nich przyłazisz.
   - To zmieniłem taktykę i angażowałem ciebie. Dobra, chodź - kiwną na mnie.
   - Dobranoc - powiedziałam do Anny i zabrałam swoją piżamę. Oboje z Dominiciem wyszliśmy z pokoju. Po drodze przebrałam się w łazience i poszłam do brata. - Mam nadzieję, że zmieniłeś pościel na czystą, nie chcę spać po jakiejś twojej kochance - zaśmiałam się i wsunęłam pod kołdrę na wolnej połowie łóżka.
   - Spokojnie, mama wczoraj zmieniała w całym domu - pokazał mi język. - Dobra, siostra! Teraz poproszę więcej szczegółów w temacie o udawanym chłopaku.
   - Wiedziałam, że nie odpuścisz - pokręciłam głową. - Znajomy poprosił mnie żebym była podstawioną dziewczyną dla jego rodziny, po prostu. Jeszcze mu nie odpowiedziałam, a dziś Anna wyjechała, że ja też mam chłopaka!
   - To było naprawdę dobre - zaśmiał się. - Więc teraz nie masz wyjścia i on też. Ty zagrasz dla niego, a on dla ciebie. Kto to w ogóle jest? Jakiś znajomy Anny i Andresa?
   - Tak jakby - przeciągnęłam.
   - A jaśniej? Chcę wiedzieć co to za gagatek, imię, nazwisko, adres, numer buta, grupa krwi?
   - Głupi jesteś! - nakryłam się kołdrą po same uszy. - Idź spać!
   - No ej! Zaraz mi tu z jakimś Banderasem wyskoczysz!
   - Z Banderasem to może nie, ale z Xavim tak - mruknęłam, a on automatycznie odgarnął kołdrę z mojej twarzy.
   - Ale, że ten Xavi? Xavi Hernandez? Xavi z Barcelony? Xavi, drugi kapitan drużyny - zakryłam mu usta ręką, bo inaczej nadal by wymienił kim jest Xavi.
   - Tak, ten Xavi! - skarciłam go wzrokiem.
   - To dobrze, że się na razie nie wygadałaś przed Mateo i przed ojcem - zauważył.
   - I ty też na razie będziesz siedział cicho, dobranoc - warknęłam i odwróciłam się. On zrobił to samo i zgasił lampkę. Dlaczego na razie będę się z tym kryła przed ojcem i Mateo? Proste! Wielki Xavi Hernandez dla tej dwójki to tak jakby bóg footballu. Niech na razie sobie pożyją w niewiedzy, bo inaczej zaczną wariować.

 Z samego rana Anna z Valerią wyszły do siebie, a ja zjadłam śniadanie wspólnie z Dominiciem, Mateo i Carol. Na szczęście ani starszy brat ani jego żona przy jedzeniu nie zaczynali tematu mojego domniemanego faceta. Rodzice zeszli akurat wtedy, gdy skończyłam jeść. Torbę miałam już przy wejściu, bo chciałam się szybko zwinąć. Miałam zamiar wrócić do Barcelony, zabrać z mieszkania rzeczy i zdążyć na trening moich chłopaków.  
   - Shelley kochanie, wczoraj nie było czasu, ale może opowiesz nam coś więcej o swoim chłopaku. Na razie wiemy tylko tyle, że jest zapracowany - uśmiechnęła się do mnie mama, nalewając sobie kawy z ekspresu. 
   - Mamuś, jeszcze o tym porozmawiamy - ucałowałam ją w policzek. - Muszę już jechać - dodałam i zabrałam się za wiązanie sznurówek w butach. 
   - No, ale wiesz, że ja jestem zawsze ciekawa jeżeli chodzi o wasze nowe miłości - dodała, patrząc na mnie i Dominica. 
   - Nie naciskaj, będzie chciała to sama powie. Pewnie na razie nie chce zapeszać, bo to początek - zabrał głos tato. 
   - Strzał w dziesiątkę - teraz ucałowałam tatę w policzek. - Trzymajcie się - pomachałam do rodzeństwa i zabrałam torbę. Wyszłam z domu, szybkim krokiem kierując się do swojego samochodu. Zajęłam miejsce, torbę rzuciłam na tył i mogłam jechać. To było prawdziwe szczęście, że wyminęłam się od pytań o chłopaka! Włączyłam głośno muzykę i zaczęłam tworzyć tercet razem z Wisinem i Yandelem.
XAVI
  Kiedy my już biegaliśmy, zauważyłem, że na boisku obok chłopaki z Barcy B dopiero się zbierali. Dziś i my i oni grali mecz, więc nie można było się obijać, a i trening mieliśmy oddzielny. Gdy byłem bliżej, zwróciłam uwagę również na to, że była tam już Shell. Rozmawiała z Sacristanem i dwójką młodzików. Uśmiechała się i rozmawiając, odgarniała ciągle grzywkę do tyłu, a gdy już wszyscy się pojawili, związała włosy w kucyk. Że ja zauważałam takie szczegóły, zamiast skupiać się na treningu? Jak nie ja! 
 Gdy my kończyliśmy trening, tamtych jeszcze trwał, a szkoda, bo chciałem złapać Shell zanim pojedziemy do hotelu. Bądź co bądź miała mi po powrocie odpowiedzieć na moją prośbę. Co prawda byłem przygotowany na to, że powie mi bym szukał innej chętnej, ale spytać nie zaszkodzi. 
 Martino przytrzymał nas wszystkich jeszcze w szatni i dopiero gdy wyszedł, mogliśmy się zacząć przebierać. 
 Pierwsi w stronę drzwi rzucili się gotowi Pique z Fabregasem, śmiejąc się z czegoś pod nosem. Wyszli, zrobili krok i wtedy usłyszałem jak jeden zagwizdał. 
   - Ej, el capitano - kiwnął na mnie Cesc. - Pośpiesz się, bo ktoś tu na ciebie czeka - dodał, a ja szybko narzuciłem na siebie T-shirt, zamknąłem szafkę i zabrałem torbę. Wyszedłem z szatni i zobaczyłem Shell, opartą o ścianę za drzwiami ze swoją torbą. 
   - Hej - uśmiechnęła się lekko. - Masz chwilkę? - zapytała. 
   - Jasne. I tak mamy jechać do hotelu, a zanim wszyscy się wygramolą - powiedziałem i oboje wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę kolejnych korytarzy. - Jak było rodziców? - zapytałem. 
   - W porządku - skinęła głową. - I możesz dziękować Annie, bo przez nią lub dzięki niej mogę zostać twoją podstawioną dziewczyną - powiedziała na jednym wdechu. 
   - Przez Annę? - zmarszczyłem brew. 
   - Powiedziała całej mojej rodzinie, że się z kimś spotykam, więc ty się sam w to wkopałeś, a mnie wkopała przyjaciółka - spojrzała na mnie. 
   - Czyli w tej sytuacji rozumiem, że pomagamy sobie nawzajem? 
   - Na to wygląda, ale jeżeli zmieniłeś zdanie czy coś, to pewnie pogadam z Planasem - odparła automatycznie. 
   - Nie, nie. W porządku. Nadal chcę żebyś mi pomogła, a jeżeli i ty zostałaś praktycznie wkopana w to samo, to czemu nie? Coś za coś, prawda? - uśmiechnąłem się. 
   - Też racja - przytaknęła. - Więc jeżeli coś to daj mi znać, okej? Ustalimy coś i tak dalej. 
   - W takim razie, do zobaczenia - odparłem. Byliśmy już na parkingu, gdzie stał bus, a przy drzwiach do niego stali Cesc i Gerard. 
   - Powodzenia na meczu - powiedziała dziewczyna i ruszyła do swojego samochodu, a ja w stronę kolegów. Wszedłem za nimi do busa, by zająć dobre miejscówki. 
   - Czekajcie, jak to było? - zaczął od razu Fabregas, drapiąc się po głowie. Do busa właśnie wchodził Leo, Jose i Jordi. - Ostatnio dzieci oglądały Króla Lwa - ciągnął dalej, a wszyscy obecni spojrzeli wtedy na niego. - Mam! Xavi, to coś dla ciebie - wyszczerzył się. Andres razem z Pedro właśnie wchodzili do pojazdu, a ja nadal patrzyłem pytająco na pomocnika. - To leciało tak... Miłość roośnie wokół nas - zaczął śpiewać, a Pique zachodził się ze śmiechu. Uderzyłem się w czoło i oparłem o tył siedzenia. 
   - O co chodzi? - zaśmiał się Iniesta, siadając obok mnie. - Rozmawiałeś z Shell? Widziałem jak szliście przodem.
   - No i właśnie dlatego Cesc bawi się w śpiewaka piosenek z disnejowskich bajek - wywróciłem oczami. - Jeżeli o to chodzi, to tak zgodziła się.
   - Okej. Pogadamy później - zaśmiał się, bo kolejni zapełniali autobus.

Obserwatorzy