piątek, 31 października 2014

número diez

XAVI
  Gdy wyszedłem spod natrysków, już gotowy Andres właśnie miał wychodzić. Pożegnałem się z przyjacielem i zabrałem za ubieranie się. Z szatni wyszedłem z lekko wilgnymi włosami, ale to nic, bo była świetna pogoda. Wsiadłem do samochodu i odczytałem SMS od Shell z adresem jej mieszkania. Jeżeli chcę wyjść na punktualnego to mam niecałe 15 minut na dotarcie do celu. Niestety nie wyszło, bo skręciłem sobie nie w tę ulicę co trzeba i musiałem wrócić się do głównej drogi i wjechać w drugie osiedle. Na szczęście w końcu dotarłem pod dobry adres. Zaparkowałem samochód na ostatnim wolnym miejscu pod blokiem i ruszyłem do klatki. Drzwi do niej były szeroko otwarte, więc nie musiałem dzwonić domofonem. Już miałem wchodzić schodami na górę, kiedy usłyszałem głośne przeklniecie dobiegające zza uchylonych drzwi do piwnicy. Zajrzałem tam i zobaczyłem Shell, próbującą zabrać się z dwoma dużymi kartonami.
   - Może jednak pomóc? - zapytałem, a ona wtedy uniosła wzrok i spojrzała na mnie.
   - O, cześć! Spokojnie, poradzę sobie - odpowiedziała.
   - Na pewno? - uniosłem brew. Nie wiem czemu, ale jak tak próbowała iść po schodach z dwoma pudłami, miałem dziwne wrażenie, że zaraz...
   - Cholera! - syknęła. Ledwo skończyłem swoją myśl, a ona potknęła się o schodek i upadła. Gdyby nie to, że podtrzymała się się ściany, byłoby źle.
   - Shelley! - przestraszyłem się. Zbiegłem do niej. - Nic ci nie jest?
   - Nie, jest okej, ale będzie siniak - krzywiła się, wstając ze schodka na którym wylądowała na pupie. - Jednak jakbyś mógł wziąć jedno... - wskazała na kartony. Zaśmiałem się cicho i najpierw pomogłem jej wstać, a później zabrałem to większe i cięższe pudło.
   - No to prowadź - powiedziałem, przepuszczając ją pierwszą. Nie liczyłem na które piętro wyszliśmy, ale po chwili byliśmy już w mieszkaniu dziewczyny. - Masz jeszcze coś do przeniesienia? - zapytałem z uśmiechem.
   - Nie, te były ostatnie. Dziękuję - odstawiła na karton na podłogę, a ja robiąc to samo, rozejrzałem się po mieszkaniu. Z małego korytarza wychodziło się do otwartego, dużego pomieszczenia, w którego kącie znajdował się niewielki aneks kuchenny, którego od salonu oddzielała wysepka z trzema barowymi krzesłami. Tuż obok niego dalej rozciągał się korytarz od którego odchodziło trzy pary drzwi. To co zobaczyłem było naprawdę skromne. Czuć było świeżą farbę ze ścian, a jedyne wyposażenie mieszkania, które widzę to wieszak i niska szafka na buty w korytarzu, w pokoju: sofa, szklany stolik, telewizor, a w kuchni meble kuchenne, mikrofala, elektryczny czajnik i lodówka. - Tak to na razie wygląda - odezwała się. - Nie mam za dużo czasu ani chęci na chodzenie po sklepach - pokręciła nosem.
   - Wszystko w swoim czasie. Ja też wyposażałem swój dom stopniowo, a poza tym... Jesteś pierwszą dziewczyną od której słyszę, że nie ma chęci na zakupy - zaśmiałem się.
   - To jeszcze wiele rzeczy nie słyszałeś. Czasem dobrze być wyjątkiem - puściła do mnie oczko i ruszyła do kuchni. - Siadaj. Kawa, herbata? - zapytała. Wybrałem pierwszą opcje i usiadłem sobie wygodnie na sofie. Na stoliku leżało kilka gazet. Jakiś wczorajszy szmatławiec, katalog z farbami i dwa z meblami. Tym raczej ostatnio zajmowała się Shell, prócz trenowaniem chłopaków.
   - A jak wczorajszy wieczór? - zapytałem głośniej.
   - W porządku. Chłopaki nieźle naciągnęli biednego Gomeza za tę kolację - zaśmiała się. Spojrzałem w jej stronę. Właśnie wyjmowała z szafki dwa kubki i słoik z kawą.
   - Zakład to zakład, a że była was czwórka na jednego... - wstałem i podszedłem do wysepki, siadając na krześle. - Poza tym, polubili cię i słyszałem, że Sacristan jest zadowolony, że zostałaś jego asystentką. Znasz się na tym.
   - Grałam w szkole średniej w takiej mało ważnej drużynie i liznęłam tego czy owego w futbolu - uśmiechnęła się. - Zrezygnowałam dla studiów, a później trenowałam młodziki. Dlaczego przestałam ich trenować już wiesz - wzruszyła ramionami.
   - To dlaczego zrezygnowałaś? Nie chciałaś tego jakoś pogodzić ze sobą?
   - Miałam do tego mały powód, z resztą nieważne - pokręciła głową i wyłączyła czajnik. Zalała wrzątek do kubków i razem z nimi, na blat wysepki postawiła cukier i śmietankę do kawy, a sama usiadła na ukrytym krześle po drugiej stronie. - Mieliśmy coś ustalać co do naszej umowy - zauważyła.
   - No tak, a więc rozmawiałem dziś z ciotką, która napiera na to bym przyjechał do niej, a najlepiej z moją nową dziewczyną, czyli tobą. Słyszałem coś, że czwartek ma być wolny od treningu.
   - A no też mi się obiło o uszy. Więc proponujesz by pojechać wtedy?
   - Raczej tak - skinąłem głową. - No chyba, że masz już jakieś plany?   
   - Miałam w końcu rozejrzeć się po sklepach za czymś do mieszkania, ale to poczeka. Sama to odwlekam, Evelin nie chcę zawracać głowy, bo ona ma teraz kocioł na studiach, a Anna ma dziś dopiero wrócić od rodziców.
    - Jak chcesz to ja ci mogę pomóc. I tak zwykle po treningach nie mam co robić, a publiczne pokazanie się razem nie jest złe. Zawsze ciotka może pomyśleć, że ukrywam cię przed światem.
   - Masz rację - zauważyłam. - To może jutro? Muszę zacząć od sypialni, bo dziwnie się śpi, gdy w pomieszczeniu stoi tylko materac, a wokoło leżą tylko torby z ubraniami.
   - No to jesteśmy umówieni. I naprawdę dziękuję, że mi pomagasz.
   - Spokojnie, Xavi - zachichotała. - Nie zapominajmy o tym, że ty przed moimi rodzicami też zagrasz któregoś dnia. A i pomożesz mi przy zakupach - uśmiechnęła się. - Więc ile się znamy? Jak długo jesteśmy razem? 
   - Ile się znamy... - zamyśliłem się. - Wystarczająco by być razem - palnąłem.
   - Widać, że nie jesteś specem od wymyślania love story? - zaśmiała się i upiła łyk swojej kawy. No tak jakby nie jestem kobietą i nie oglądam oklepanych melodramatów i komedii romantycznych... Nikt mnie do tego aktualnie nie zmusza!
   - Więc co proponujesz? - zapytałem.
   - Może tak od roku? Mogliśmy się poznać przez Annę i Andresa, tak jak teraz z resztą.
   - Byłaś na ich ślubie? Może wtedy?
   - Niestety nie byłam, ale mieliśmy delegacje - uśmiechnęłam się. - Dom był wtedy na wymianie studenckiej, a ja musiałam zostać z rodzicami, bo mama nabawiła się anginy, a tato był zaraz po operacji kolana. Padło na mojego starszego brata i jego żonę, więc proponuję, że poznaliśmy się po ich weselu. Przyjechałam w odwiedziny i bla, bla, bla - machnęła ręką. - Mogliśmy mieć ze sobą jakiś kontakt przez ten czas, ale bardzo mały, bo z tego co wiem miałeś wtedy kogoś.
   - No tak, byłem z Nurią. Chyba "największą ulubienicą ciotki" - zaakcentowałem.
   - A no widzisz - zauważyła. - Powiedzmy, że na wakacjach byłam w Barcelonie i bardziej się zaprzyjaźniliśmy, bo w sumie byłam kilka dni wtedy... 
   - A ja już nie byłem z Nurią - wtrąciłem.
   - Ja wróciłam do domu, ale mieliśmy stały kontakt, niewinne flirty przez telefon, a gdy przyjechałam miesiąc temu za pracą, zaskoczyło i staliśmy się parą. The end, brawa dla mnie, autografy rozdaję później - ukłoniła się i szeroko uśmiechnęła. I jak tu nie lubić tak pogodnej i pomysłowej dziewczyny? Na dodatek jeszcze ładnej i mającej poczucie humoru. Jest całkiem inna niż moje poprzednie dziewczyny, jak to określiła reszta wtedy u Iniesty.
   - Wtedy padnie pytanie dlaczego nic nie mówiłem i dlaczego nie przywiozłem cię na urodziny ciotki.
   - Nie chciałeś zapeszać, bo to był dopiero początek. Moim rodzicom się powie, że... - zacięła się. - Cholera... Te wersje nie mogą od siebie bardzo odbiegać.
   - No więc twoja rodzina musi znać każdego twojego znajomego? - zapytałem.
   - Niby nie, ale mieszkałam z nimi, a poza tym, mogłam to mieć w tajemnicy, bo jeżeli ojciec i Mateo dowiedzieliby się, że znam takiego Xaviego... Oj, nie miałabym życia!
   - Czemu? - uniosłem brew.
   - Więc... Kojarzysz może coś takiego jak mieć obsesje na punkcie swojego idola? No to właśnie jest coś takiego. Uwielbiają cię - powiedziała i znów upiła łyk kawy.
   - O... Dobrze wiedzieć - uśmiechnąłem się lekko, ale z zaskoczeniem.
   - Ale spokojnie, potrafią się zachować. Gdyby tak nie było, zapewne mój brat na weselu Iniesty zacząłby cię nachodzić, a tak to jak tylko wrócił pojarał się twoją obecnością. I wiesz co? To całe udawanie wcale nie musi być takie straszne.
   - Dobra zabawa? - zaśmiałem się.
   - Sądząc po wyrafinowanym guście twojej ciotki, długo to nie potrwa - wzruszyła ramionami.
   - Jest jeszcze coś do ustalenia? 
   - Szczerze powiedziawszy, nie mam zielonego pojęcia. Nigdy wcześniej nie bawiłam się w udawane związki - pokręciła głową. 

11 komentarzy:

  1. Aaaaaa jakie to było....
    Śliczne ,boskie ,cudne
    Jeny to było genialne
    Ja chcę już więcej
    Nie mogę się doczekać co będzie dalej
    Pożera mnie ciekawość
    Ściskam Mela
    :**
    Życzę weny,dużo dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Tego sie nie da opisac. ♡♡ Cudo ♡ Czekam na kolejny ♡ Pozdrawiam @Maliczeg ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedna z najlepszych historii jakie kiedykolwiek czytałam. Pozdrawiam i życzę dużo weny. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedna z najlepszych historii jakie kiedykolwiek czytałam. Pozdrawiam i życzę dużo weny. <3
    kiedy next? ~cleo

    OdpowiedzUsuń
  5. ohohohoh wypadzik do cioci ?! może być ciekawie :) mam nadzieję, że nie będzie tak źle i jakoś im się uda dobrze zagrać parę :)
    i jeszcze Xavi będzie jej pomagał :) no CUDOWNIE :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Boskie :* Czekam na next! :D
    @Shoniaczek

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham ,kocham i kocham. Chcę już nn.@mortajuliana

    OdpowiedzUsuń
  8. ejjj, zakochałam się w twoim opowiadaniu! *o* ♥ będę zaglądać częściej i czytać dalsze losy bohaterów! :*
    serdecznie zapraszam do siebie na nową część opowiadania: http://forever-hyhy.blogspot.com/2014/11/czesc-12_1.html pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Udawany związek? To tylko początek ich romansiku.... :^^
    Shell i Xavi... No oni muszą w końcu być blisko! :**
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  10. UU no to się dzieje xD Plan działania obmyślony teraz czas zacząć działać xD Super rozdział , czytam kolejny !! xD
    pozdro ;)

    ~ Angi

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy