środa, 27 sierpnia 2014

número cinco

XAVI
  Wychodziliśmy wszyscy z szatni, jak co dzień. Znam już tę drogę na pamięć. Mógłbym iść tędy z przepaską na oczach, a i tak wiedziałbym gdzie jest schodek czy w które drzwi wejść. Te lata robią swoje.
Kroczyłem razem z Jordim i Pedro, z którymi rozstałem się dopiero przy swoim samochodzie. Wtedy dogonił mnie Andres.
   - Xavi, poczekaj - zatrzymał mnie gdy miałem wsiadać do auta.
   - Co tam? - zainteresowałem się, wrzucając torbę na miejsce pasażera.
   - Pomyśleliśmy z Anną, że może wpadniesz wieczorem. Posiedzielibyśmy, a i Valeria stęskniła się za wujkiem Xavim - zaśmiał się.
   - Czemu nie - kiwnąłem głową. - To o której mam się wstawić?
   - Dziewiętnasta? Anna powiedziała, że przygotuje kolacje.
   - Okej, będę - uśmiechnąłem się do niego.
   - Do zobaczenia - zawołał i odszedł do swojego rodzinnego samochodu. Odpalając silnik zobaczyłem nadchodzącą Shell z kilkoma chłopakami z Barcy B. Pomachała Andresowi, a ten jej odmachał. Odłączyła się od grupki i przystanęła przy niebieskim audi. Wsiadła i od razu odpaliła silnik. Bez zastanowienia wyjechała z miejsca parkingowego do wyjazdu, a mi przed oczami stanęła niefortunna scena, kiedy to spotkanie w parku wypadło nie tak jak miało wypaść. Stałem tam z nią, z plączącym się językiem. Praktycznie sam ją zaczepiłem, a później uciekłem, nie wiedząc co właściwie robiłem.

Minęła osiemnasta, a ja zacząłem się zbierać do wyjścia. Ubrany w jeansy i czarny T-shirt z nadrukiem, zabrałem wino, które kupiłem na tę okazję oraz małego, pluszowego pieska dla Valerii i wyszedłem z domu. Przy bramie stała już taksówka, którą wcześniej zamówiłem. Jeżeli mamy pić to wino, to raczej nie powinienem prowadzić. Wsiadłem do niej i podałem adres przyjaciela taksówkarzowi. Na miejscu byłem przed samą siódmą. Zapłaciłem kierowcy i wysiadłem. Wszedłem na posesję Iniesty i zobaczyłem na podjeździe niebieski samochód. Czyli Shell też tutaj jest? Stanąłem przed drzwiami i nacisnąłem na guzik z dzwonkiem. Po chwili drzwi otworzył mi mężczyzna z dziewczynką na rękach. Pomimo tego, że rano się widzieliśmy, uścisnąłem jego dłoń i zmierzwiłem włosy na główce Valerii i wyjąłem zza siebie pluszaka, dając jej go.
   - Ile razy mam ci powtarzać, że za bardzo rozpieszczasz moją córkę? - zaśmiał się przyjaciel i postawił małą na ziemię, ta od pobiegła do salonu, by obejrzeć prezent. Zawsze gdy przychodziłem, coś dla niej miałem. Będzie większa to z małych pluszaczków przerzucę się na lizaki i wafelki.
   - Do znudzenia - pokazałem mu język i weszliśmy do dużego pokoju.
   - Jest jeszcze Shell - powiedział Andres. - Kończą z kolacją.
   - To ja może pójdę się przywitać - oznajmiłem i odbiłem z powrotem, by zawitać do ich kuchni. - Cześć - zawołałem radośnie i wtedy obie zwróciły na mnie uwagę. Anna od razu do mnie podeszła i ucałowała w policzek, a Shell się tylko lekko uśmiechnęła, odpowiedziałem jej tym samym.
 Po kolacji Valeria od razu poszła spać, a my siedzieliśmy w salonie pijąc po woli wino, które przyniosłem, oczywiście Annie przysługiwał soczek, ale i tak podkradła kilka małych łyków od Andresa, rozmawialiśmy, trochę się śmialiśmy. Dziewczyny siedziały razem na jednej kanapie, a my na dwóch fotelach, naprzecie nich. W pewnym momencie Ortiz chwyciła już za pustą butelkę po winie i położyła ją na stoliku, tak że szyjka wskazywała na mnie i na Inieste.
   - Pamiętasz? - zaśmiała się do Shelley, a tamta energicznie pokiwała głową, uśmiechając się szeroko. Oboje z Andresem popatrzyliśmy na nie pytająco.
   - A jaśniej? - uniosłem brew.
   - Gdy Anna była w szkole średniej... - zaczęła pani trener.
   - Praktycznie ją kończyłam, ty zaczynałaś - wtrąciła.
   - No tak, sorry! Wszyscy mieli mnie za gówniarza - zaśmiała się, a ja oniemiałem, bo myślałem, że jest jeszcze młodsza... Przynajmniej tak wygląda! - No, ale byłyśmy raz razem na takiej domówce u znajomych. Oczywiście był tam mój starszy braciszek, by nas pilnować - mówiła, nadal się śmiejąc. - No i była tam taka jedna dziewczyna, której strasznie podobał się gospodarz i jak już się przerzedziło, zostało nas kilka dziewczyn, kilku chłopaków i właśnie ta dziewczyna w imieniu nas wszystkich, wyzwała chłopaków, właśnie w taki sposób - wskazała na leżącą butelkę. - Z naszej strony pada jedno pytanie, na które obaj kolejno odpowiadacie no i vice versa - wytłumaczyła.
   - Okej - zamyślił się Andres. - Słuchamy pytania - uwięził w nich wzrok.
   - Wasza pierwsza myśl, gdy zobaczyliście nas po raz pierwszy - wyszczerzyła się żona mojego przyjaciela.
   - Anna, dobrze wiesz, że powaliłaś mnie na kolana - zaśmiał się młodszy. - A gdy przedstawiłaś mi Shell, uznałem, że jest miłą dziewczyną, jedną z niewielu, miłośniczką piłki nożnej - dodał. - Teraz ty - spojrzał na mnie roześmiany. Teraz ja mam myśleć co powiedzieć, tak?
   - No więc - poprawiłem się na fotelu. - Powiedziałyście, że gdy Anna kończyła szkołę, ty Shell ją zaczynałaś, a ja byłem święcie przekonany, że jesteś jeszcze młodsza - przyznałem.
   - Uznam to za komplement - zachichotała. - Myślę, że gdybym była młodsza, gorzej by było z dostaniem mojego stanowiska - dodała i upiła łyk wina. - Mam 25 lat.
   - Teraz odbijamy pytanie - powiedział Iniesta i odkręcił butelkę by szyjka teraz wskazywała na damską część.
   - Moja pierwsza myśl gdy po raz pierwszy zobaczyłam Andresa - poprawiła się, odkaszlując charakterystycznie. - Przystojniak, ale ciekawe czy jest kolejnym zadufanym facetem, który myśli, że wszystko może - zaśmiała się.
   - Tak, to już słyszałem - Andres przewrócił oczami.
   - No, a Xaviego na początku miałam za poważnego i za oazę spokoju. Z biegiem czasu dowiedziałam się, że to tylko wersja oficjalna jego osoby - skinęła głową.
   - Poznając Andresa to w ogóle byłam podekscytowana, bo w końcu to piłkarz FC Barcelony, no a Ciebie - Shell spojrzała na mnie. - Po raz pierwszy zobaczyłam z bardzo daleka, z trybun. Miałam wtedy całe dziesięć lat i byłam z braćmi i ojcem na meczu, gdy debiutowałeś. Ale potem byłam na ciebie zła - powiedziała pewnie.
   - Zła? - zmarszczyłem czoło.
   - Tak, bo po meczu podpisałeś koszulkę jakiemuś chłopcu, który stał obok, a mojej już nie, więc sobie wyraźnie przekichałeś wtedy u dziesięcioletniej fanki - zaśmiała się. - Obiecałam sobie wtedy, że nigdy ci tego nie wybaczę - dodała i upiła łyk wina.
   - Wpędzasz mnie w kompleksy - zaśmiałem się. - Będziesz musiała wybaczyć staruszkowi - dodałem.
   - Jaki z ciebie staruszek, Xavi? - Anna spojrzała na mnie.
   - W porównaniu z Shell, na pewno - zaśmiałem się. Młodsza tylko uśmiechnęła się lekko, spuszczając wzrok.
  Od pytania, do pytania, w pewnym momencie usłyszałem jak Shelley nazywa się mistrzynią gry w szachy.
   - O nie, nie, nie, nie - zaśmiałem się. - Nie możesz być mistrzynią, bo mistrz siedzi naprzeciw ciebie - powiedziałem pewnie.
   - Nie, Hernandez - pokiwała palcem. - Mistrzem możesz sobie zostać na boisku, ten tytuł musisz pozostawić mnie! Mój ojciec zawsze gdy miał okienko, ogrywał wszystkich pracowników szkoły. Miałam najlepszego nauczyciela!
   - Zaczyna się - westchnął pomocnik.
   - Lepiej przynieś szachy - mruknęła Shell, nie przestając mierzyć mnie wzrokiem. Andres wstał i wyszedł na chwilę, ale wrócił z pudełkiem z szachami.
   - Teraz pytanie, o co gracie? - klasnęła Ortiz.
   - Jeżeli ja wygram, zgodzisz się umówić z jedno spotkanie z moją przyjaciółką, która jest twoją wielką fanką! - wyszczerzyła się Shell, jakby od razu wiedziała o co chce grać.
   - A jeśli wygram ja? - zapytałem, nie zmieniając wyrazu twarzy. Chciałem zachować tak zwaną pokerową twarz.
   - Co tylko zechcesz, no ale oczywiście w granicach - uniosła ostrzegawczo dłoń.
   - Zamiast myśleć to po prostu będziesz winna Xaviemu przysługę i po kłopocie. Zaczynajcie - powiedział Andres, a Shell skinęła głową po czym wysypała szachy z pudełka. Wybrała te białe. Mi przypadły czarne figury. Zaczęliśmy je ustawiać na kraciastej planszy.
SHELLEY
   - Szach - powiedział, unosząc czarnego gońca. - I mat - wyszczerzył się piłkarz, a ja wbiłam wzrok w szachy. Jeszcze raz przeanalizowałam pozycję mojego króla, no i... Niemożliwe! Dałam się podejść jak małe dziecko!
   - Jak?! - jęknęłam bezradnie. - Nie zgadzam się! - zaczęłam machać rękami. 
   - Ktoś tu nie potrafi przegrywać - zaśmiał się Xavi. 
   - Może i nie potrafię, ale... - zająknęłam się i skrzyżowałam ręce na piersiach. - No niech ci będzie - warknęłam. 
   - Shell się do czegoś przyznaje, święto - zarechotał Andres, który siedział obok Anny i obejmował ją ramieniem. 
   - Nie bądź już taki mądry... - westchnęłam. 
   - Było miło, nad przysługą pomyślę, a tak to już muszę uciekać - zakomunikował Hernandez, spoglądając na zegarek. Było późno, ale ja na szczęście miałam dziś nocować tutaj. Byłam samochodem, a piłam. Wszyscy wtedy wstaliśmy. - Dobrze było się zmierzyć z godnym przeciwnikiem - wyciągnął do mnie dłoń. 
   - Jeszcze się odegram, obiecuję - pokiwałam na niego palcem po czym ścisnęłam jego dłoń. 
   - Nie mogę się doczekać - zaśmiał się. 
   - Uważaj sobie, bo dziesięciolatka ci jeszcze nie wybaczyła - przymrużyłam powieki, a ten uniósł obie dłonie w geście poddania się. Andres zamówił dla niego taksówkę i niedługo później odprowadził przyjaciela do drzwi. Ja i Anna wtedy wyszłyśmy na górę. 
   - I jak? - zapytała Ortiz. 
   - Jak ma być? Wygrał ze mną i jeszcze głupkowato się przy tym cieszył - pokręciłam głową, a ta zaczęła się śmiać. 
   - Idź już lepiej spać - poklepała mnie po ramieniu i zniknęła za drzwiami ich sypialni. Ja skierowałam się do pokoju, który zajmowałam u nich wcześniej, nadal ze złością, że przegrałam w tym, co miałam za najbardziej przyswojone, oczywiście zaraz po sporcie oraz tajnikami psychologii.

***
Czy ktokolwiek jest zadowolony z kończących się wakacji i towarzyszącej temu okropnej pogodzie? 

środa, 13 sierpnia 2014

número cuatro

SHELLEY
  Podniosłam powieki i zobaczyłam śpiącą Evelin. Pamiętam jak w pewnym momencie zmęczone, zostawiłyśmy ich wszystkich na dole. Jednak cieszę się, że przyszłam na tą imprezę, bo poznałam z innej strony każdego z młodych piłkarzy. Nikt nie miał przeciwko, że przyprowadziłam koleżankę. Przez większość czasu bawiłam się właśnie z nią oraz z Carlesem, Sergim i jego dziewczyną. Oczywiście nie padło przy niej nawet najmniejsze słówko o tym, że na początku obaj się o mnie kłócili, ale to od razy odeszło w zapomnienie przez wszystkich.
 Chciałam wyprostować kolana, które miałam w śnie podciągnięte pod brzuch, ale coś mi to uniemożliwiło. Spojrzałam w dół łóżka, a tam spał rozłożony Planas. Zakryłam dłonią buzię byle by się nie roześmiać. Uniosłam się na łokciach i zauważyłam, że na kanapie w kącie pokoju śpią sobie przytuleni Gomez i jego dziewczyna, a na kocu na podłodze, skulony Joan.
 Szturchnęłam Evelin, która się lekko poruszyła. Tym razem mocniej wbiłam jej palec w żebro, a ona otworzyła leniwie oczy. Przyłożyłam palec do ust, żeby była cicho i wskazałam na śpiochów. Zaśmiała się chicho pod nosem.
   - Budzimy ich? - szepnęła.
   - Żeby nam stękali jak to ich głowa boli? - zachichotałam. - Jutro ich wykończę na treningu - puściłam jej oczko i po woli wstałam z łóżka. Wzięłam z oparcia krzesła swoją marynarkę i po cichu, razem z Evelin wyszłyśmy z pokoju. Na dole zastaliśmy, siedzącego przy kuchennej wysepce kapitana, który podpierał głowę na dłoniach, cicho jęcząc, a przed nim stała szklanka z wodą, a w niej musująca tabletka. Przy lodówce stał gospodarz, pijący wodę mineralną prosto z litrowej butelki.
   - Witam panów - uśmiechnęłam się. - Bardzo cierpicie? - zachichotałam, a Ilie uniósł po woli głowę, mrużąc powieki.
   - Nie, kochana pani trener, czuję się jak nowo narodzony - powiedział ironicznie.
   - Nikt nie kazał wam tyle pić - uśmiechnęła się Lina i wspięła się na barowe krzesełko obok piłkarza. Wzięła czystą szklankę i nalała sobie trochę wody. - Mnie jedynie trochę suszy.
   - Po prostu wiemy jak pić, żeby dobrze się bawić i rano nie umierać - uśmiechnęłam się i wspięłam na blat szafki, siadając na nim. - Na kanapach w salonie widziałam tylko Javiego i Alexa, gdzie cała reszta?
   - Wiem tylko, że spałem u siebie w pokoju - powiedział Miguel. - Wy spałyście w sypialni moich rodziców.
   - Razem z Planasem, Romanem, Gomezem i tą jego blondynką - wyliczała Santana.
   - No to reszta się zmyła z rana - powiedział Sanchez i upił łyk swojego specyfiku.
   - My też za chwilę będziemy się zbierać - spojrzałam na zegarek na małym wyświetlaczu na mikrofali.
   - Zadzwonić wam po taksówkę? Wczoraj chyba przyjechałyście z Carlesem, nie? - mruczał pod nosem skacowany bramkarz.
   - Nie trzeba, Andres obiecał, że po nas przyjedzie o dziesiątej - odparłam.
   - Dobrze mieć takie wtyki - wyszczerzyła się Evelin.
   - Ale ten zegarek źle działa - dodał chłopak.
   - To znaczy? - zmarszczyłem brew.
   - To znaczy, że Iniesta właśnie zajechał - kapitan wychylił się do okna.
   - Zmywamy się - skinęłam głową i zeskoczyłam z blatu. - Widzimy się jutro na treningu - uśmiechnęłam się do obu. Razem z Liną wyszłyśmy z domku i wpakowałyśmy się do samochodu pomocnika.
   - Cześć - uśmiechnął się piłkarz. - Jak impreza? - zapalił silnik.
   - Udana - wyciągnęłam się na przednim siedzeniu. - Spili się okropnie, jeżeli o to pytasz - zaśmiałam się.
   - Oj, pamiętam te czasy - westchnął zabawnie.
   - Czasy tego wieku czy imprez?
   - A to jedno z drugim się nie wiąże?
   - Jak kto woli. Nikt ci teraz imprezować nie zabrania - zrobiłam niewinną minkę.
   - Pogadamy gdy dorobisz się męża i dziecka - dodał i wyjechał z podjazdu.

  Dobrze mieszka mi się w Barcelonie, a jeszcze lepiej pracuje w klubie. Po pierwsze - dostałam samochód z klubu, więc stałam się bardziej niezależna i wynajęłam mieszkanie bliżej stadionu, by nie siedzieć na głowie Andresowi i Annie. Mieszkanie wcześniej należało do dziewczyny, mniej więcej w moim wieku, ale wyszła za mąż i przeprowadziła się do Valenci, do męża. Nie chciała sprzedawać mieszkania, a tylko go wynająć. Podobało mi się. Miało duży, główny pokój, z którego można było od razu przejść do kuchni, w której zostały blaty, dalej była łazienka, tam również pozostały: wanna, sedes, umywalka z dużym lustrem no i jeszcze dwa małe pokoje. Było wygodne i przestronne, a na dodatek miało całkiem spory balkon. Bałam się zapytać o cenę wynajmu, ale ku mojemu zdziwieniu, wcale nie była wysoka. Przespałam się z decyzją, doradziłam się przyjaciół no i następnego dnia jeszcze raz umówiłam się z właścicielką, ale już na podpisanie umowy. 
 Mieszkam tam od trzech dni, a na razie dorobiłam się jedynie samotnie stojącego materaca, w jednym z pokoi, gdzie wokoło leżą moje torby z rzeczami, telewizora, który stoi na podłodze w salonie, niewielkiej sofy, a od Anny i Andresa, na wprowadziny dostałam - uwaga - lodówkę! Są kochani, ale naprawdę nie musieli! Jak na razie da się żyć, ale wszystko po kolei i pomału. Od razu wszystkich oszczędności nie wydam, poczekam na pierwszą wypłatę z pracy. Wtedy zacznę działać. Martwiłam się jeszcze o malowanie, ale zrezygnowałam. Korytarz, duży pokój i kuchnia były jasnobeżowe, jeden pokój wrzosowy, a drugi niebieski. Zajęłam ten pierwszy. 
 Dostałam jeden dzień wolny, więc dzień wcześniej, popołudniu wybrałam się do rodzinnego domu po resztę swoich rzeczy. Chciałam się na dobre zadomowić w Barcelonie. Podobało mi się tam, bardzo! W końcu mogłam też wypróbować moje nowiutkie, niebieskie, Audi Q5 SUV. Trzygodzinna jazda chyba jest dobrą próbą na dłuższe odległości.
 Oczywiście gdy tylko się pojawiłam, zamiast kolacją, męska część naszej rodziny degustowała się moim samochodem. Mój ojciec, mój starszy brat Mateo i młodszy Dominic. Ja wtedy siedziałam w domu z mamą oraz żoną Mateo. Powiedziałam Domowi też, że odświeżyłam kontakt z jego byłą, ale jemu to nic nie zrobiło. No tak, cały mój młodszy braciszek... 
 Pakować zaczęłam się jeszcze tego samego wieczora, a skończyłam następnego ranka. Panowie pomogli mi się zapakować do samochodu i pożyczyli dobrej drogi. I już wyłapałam kolejny plus dla tego, że mam swój własny pojazd czy mieszkanie - mogę robić to co chcę, czyli słuchać jak długo i jak głośno zapragnę swojego ulubionego zespołu. W moim wieku nadal można powiedzieć, że ma się na jakimś punkcie bzika czy tylko to hasło nastolatków? Dobra, mam bzika na punkcie takiego jednego duetu z Puerto Rico. Obaj mają cudowne głosy, są przystojni, a ich muzyka towarzyszy mi odkąd tylko usłyszałam ich pierwszą piosenkę. Czyli już ładnych parę lat. Ich muzyka pasuje mi do wszystkiego, po prostu. (dot. aut. tak, Coppernicana też ich bardzo kocha i nie może żyć bez ich głosu i muzyki ♥)

XAVI
 Wysiadaliśmy wszyscy z samolotu i kierowaliśmy się do autobusu, który miał nas zawieźć pod stadion, a stamtąd mieliśmy się już udać do domu. Oczywiście wracaliśmy z wygranego meczu. Siedziałem w bordowo-granatowym autobusie pomiędzy kolegami. Akurat los trafił, że każdy z nich trajkotał o swoich drugich połówkach albo dzieciach. Słyszałem jak Ney z Danim mówią sobie o tym, że do pierwszego przyjechała na kilka dni była z ich synkiem, a drugi ma spędzić cały następny dzień z jego dziećmi. Przede mną Cesc z Leo rozmawiali o tym, co znów wymyślają Daniela z Anto, w końcu największe przyjaciółki, a stojący obok nich Gerard, rozmawiał przez komórkę z Shakirą. Obok mnie siedzieli Pedro i Andres. Pierwszy śmiał się z tego, co czeka go po powrocie do domu, gdy już Bryan zaśnie, bo w końcu popisał się bardzo ładną bramką i asystował, a Iniesta opowiadał mu o tym jak bardzo Valeria przejmuje się tym, że będzie miała rodzeństwo. 
 W końcu autobus się zatrzymał, a my wysiedliśmy. Pożegnałem się z chłopakami i wsiadłem do swojego samochodu. Włączyłem cicho radio i słuchałem piosenek, które mi akurat ta stacja oferowała. No i dobiłem do swojej samotni. Zostawiłem samochód na podjeździe, zabrałem torbę i wszedłem do domu. Cisza. Przerwał ją dopiero głos z telewizora, który od razu włączyłem. Rzuciłem się na kanapę, przez chwilę śledząc poczynania detektywów w jakimś serialu. Jednak stwierdziłem, że jestem za bardzo zmęczony i wyłączyłem go. No i znów ta błoga cisza. Taki Cesc przykładowo, wcale ciszy w domu takiej nie ma. Mieszka ze swoją partnerką, ich córeczką no i dwójką dzieci z poprzedniego związku Danieli. Z tego co słyszę, często goszczą tam ich rodziny, więc spokoju nie ma. Andres ma w domu dwie kobietki, małą i dużą. Rozmawiają, spędzają razem czas. Taki Tello czy Montoya, gdy wracają, czekają na nich dziewczyny. Nawet Bartra ma do kogo wracać, ma psa! 
Cholera... To oni powinni mi zazdrościć tej ciszy i spokoju czy ja im kogoś, kto na nich czeka po każdym meczu czy treningu? 
 Odrzuciłem pilot na kanapę i po ciemku wyszedłem na piętro. Od razu skierowałem się do jednych drzwi. Moja sypialnia. Moja i tylko moja. Rozebrałem się i wyjąłem z szafy stare, powyciągane spodnie dresowe i założyłem na siebie. Położyłem się do łóżka. Miałem zamiar iść spać, bo i tak nic innego nie miałem do roboty. Skrzywiłem się poprzez przymknięte powieki. Księżyc nie dawał mi spokoju, świecąc uparcie na moją twarz. Oświetlał całą, górną część łóżka. Westchnąłem ciężko i przesunąłem się tak, że teraz leżałem w poprzek materaca. No i elegancko, teraz nic mi nie świeci w oczy. Zaleta spania samemu w dużym łóżku.

***
Tak jakoś mało się tutaj dzieje.. 
Xavi zostaje w klubie, ale kończy karierę reprezentacyjną - smuteczek! 
Nasi panowie kapitanowie ^^

piątek, 1 sierpnia 2014

número tres

XAVI
  Każdy z nas był już praktycznie gotowy do treningu. Była nas tu garstka, bo większość pojechała na zgrupowania reprezentacyjne. Stałem razem z Cesciem, który dostał pozwolenie od lekarza na treningi z nami, Martinem, Jordim oraz Cristianem. Na końcu kroczył jeszcze Adriano razem z Jose, ściskającym pasek u swoich rękawic bramkarskich. Nie było jeszcze z nami trenera. Po chwili podszedł do nas Roura i oznajmił, że poczekamy jeszcze chwilkę, bo łączymy dziś trening z chłopakami z Barcy B. Więc staliśmy i czekaliśmy, drążąc dziurę w brzuchu Tello, który już podobno przygotowuje pokoik dla swojej jeszcze nienarodzonej córki. Kłócą się z dziewczyną o kolor ścian - on chce fioletowe, a ona różowe. I dogadaj się tu...
   - Strzel wrzos i każdy będzie zadowolony - zaśmiałem się.
   - Tak, przegadaj to jeszcze Lorenie - młody napastnik przewrócił oczami i wtedy zobaczyliśmy jak grupka młodzików wchodzi na boisko. Byli już blisko, kiedy ujrzałem za nimi trzy osoby - Martino, Sacristana i ładną, niewysoką szatynkę. Od razu pomyślałem, że to musi być Shell, przyjaciółka Anny. Nie zdawałem sobie wcześniej sprawy z tego, że może być tak ładna i młoda, przede wszystkim jak na to stanowisko. Przywitaliśmy się z chłopakami i później z trenerami. Stojąc w tradycyjnym kręgu, Eusebio przedstawił nam Shelley, mówiąc, że aktualnie zastępuje jego asystenta.
  Zaczęliśmy od kilku okrążeń wokół naszego boiska treningowego. Kilka metrów przede mną biegła Shell razem z młodzikami, Ilie, Carlesem i Miguelem. Nie żebym się bardzo przyglądał, czy coś w tym stylu, ale miała zgrabną... Zgrabne nogi. Tak, zgrabne nogi. Jednak nie wypadało tak wlepiać w nią oczy, no zaraz któryś się zorientuje i będzie miał się z czego śmiać. Co ja poradzę na to, że po prostu była ładną dziewczyną?
  Po treningu, gdy już wróciłem do domu, zajrzałem na chwilę do swojego laptopa. Poczytałem jakieś nowinki ze świata, ze sportu i później sprawdziłem maila. Nie było tam nic wartego uwagi. Sam spam i reklamy. Na końcu jeszcze zobaczyłem filmik, gdzie chłopaki stawiają się w Las Rozas. Co niektórych zaczepiano i proszono o kilka słów. Szczególnie doczepili się Marca. W sumie to się nie dziwię, zasłużył i dostał swoją szansę.
Następne odgrzałem sobie wczorajszy obiad, makaron z sosem, zjadłem, posprzątałem i stwierdziłem, że jestem śpiący. Udałem się na górę do swojego pokoju. Krótka, poobiednia drzemka niczemu nie zaszkodzi.

 Gdy się przebudziłem był już wieczór, a ja czułem się tak, jakbym cały dzień przenosił góry... Czasem nawet odpoczynek jest męczący! Trzeba się będzie jakoś rozprostować. Postanowiłem, że trochę pobiegam. Przebrałem się, na dole dopiłem końcówkę zimnej kawy i wybiegłem z domu. Udałem się do pobliskiego parku, gdzie zawsze panował spokój i cisza. Przemierzałem kolejne alejki, trochę się rozciągałem, jakby mi co najmniej było mało na treningach, a w pewnym momencie dostałem jakiegoś SMS-a. Przystanąłem na chwilę i zacząłem odpisywać, bo była to wiadomość od starego kumpla. Wtedy jakby moją uwagę przykuła osoba, która biegła alejką obok. Dziewczyna, ubrana na sportowo, włosy zawiązane w koński ogon i
słuchawki w uszach. Wyminęła mnie, a ja powiodłem za nią wzrokiem. Dopiero po chwili zorientowałem się, że skądś ją kojarzę.
SHELLEY
   Zapowiadał się bardzo ładny wieczór, a mnie nasza ochota by jeszcze dziś sobie pobiegać. Chciałam namówić na to też Linę, by się spotkać i tak porozmawiać, ale ta już miała plany na dziś.  Ubrałam leginsy i fioletowy top. Zabrałam słuchawki i swój telefon, uprzedziłam Annę, że wychodzę i wybiegłam z domu. Ustawiłam playlistę z piosenkami mojego ulubionego zespołu i włożyłam słuchawki do uszu. Pierwsza piosenka na liście - Algo me gusta de ti i mogę biec. Wybiegłam z osiedla i trafiłam do jakiegoś parku. Wydał się być spokojny. Bardzo mi się spodobał. Był zadbany, czysty, a przede wszystkim zielony. Było tu mnóstwo drzew, krzewów i miejsc z kwiatami. W moich słuchawkach właśnie kończyła się już któraś z kolei piosenka i teraz rozbrzmiała - Tu olor, uśmiechnęłam się pod nosem, bo była to jedna z moich ulubionych i trochę przyśpieszyłam. W pewnym momencie wystraszyłam się, bo zorientowałam, że ktoś biegnie równo ze mną. Z szeroko otwartymi oczami, zatrzymałam się i wyjęłam słuchawki z uszu. Mężczyzna, który biegł równo ze mną, również przystanął i chyba sam przestraszył się mojej reakcji. Dobrze, że nie zaczęłam krzyczeć czy piszczeć, bo w tym momencie sama bym się skompromitowała, a w szczególności, że rano już jeden trening miałam z tą osobą. Tak, przede mną stał sobie, jakby nigdy nic, zawodnik FC Barceony. I to nie byle kto, bo Xavi!
   - Przestraszyłem cię, wybacz - powiedział.
   - W porządku, nic się nie stało - odparłam cicho, zawijając kabel słuchawek wokół telefonu. A Evelin niech żałuje, że nie zdecydowała się na bieganie ze mną!
   - Zauważyłem cię i pomyślałem, że cię dogonię, bo w sumie osobiście nie zostaliśmy sobie przedstawieni - podrapał się po karku, jakby właśnie to co powiedział, wymyślił na poczekaniu. - Xavier Hernandez - wyciągnął do mnie dłoń.
   - Shelley Calderon - uścisnęłam mu ją i tak naprawdę nie wiedziałam co dalej. - Rozumiem, że trening nie był wystarczająco ciężki, że musiałeś jeszcze teraz wyjść na bieganie? - uśmiechnęłam się lekko.
   - Skądże - zareagował od razu. - Po prostu wysiłku fizycznego nigdy dosyć - zaśmiał się i oboje ruszyliśmy wolnym krokiem w kierunku, gdzie jeszcze przed chwilą biegłam, a właściwie to biegliśmy... - Jak ci się podoba w klubie? - zapytał.
   - Nie no, jest w porządku - zaśmiałam się. - Praca w klubie, któremu zawsze się kibicowało, takie tam - machnęłam ręką, udając obojętność. - Poznałam wielu ludzi i jak na razie jestem zadowolona - pokiwałam głową.
   - No ładnie - skinął głową. - Nie chcę ci przeszkadzać, czy się narzucać, więc chyba już pobiegnę - wskazał na rozgałęzienie alejki. - Do zobaczenie, Shell - uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem i po prostu się zmył. Dziwne spotkanie. W sumie to nie tak wyobrażałam sobie spotkanie z jednym ze swoich idoli, ale też nie myślałam, że to on pierwszy mnie zaczepi. Teraz jedno było pewne - pracując w klubie i mając za przyjaciela Andresa, to nie jest ostatni raz gdy widzę któregoś z piłkarza Blaugrany i tak po prostu wymieniam z nim kilka zdań.

 Trener wcześniej wyszedł na boisko, czekając tam na swoich piłkarzy. Wychodziłam z gabinetu, już przebrana i przemierzałam korytarz, kiedy zza zakrętu wyłonił się jeden z młodzików.
   - Shell - wyszczerzył się Carles. - Właśnie po ciebie wychodziłem - klasnął w ręce.
   - Po mnie? A ja myślałam, że już wszyscy czekacie na boisku - uśmiechnęłam się.
   - I tu się mylisz, bo zostałem wysłany po ciebie - poruszył brwiami.
   - A wcześniej nie wykłócałeś się z Gomezem, który ma po mnie wyjść? - pokazałam mu język.
   - Nie - pokręcił głową. - Sergi wczoraj pogodził się ze swoją dziewczyną i już nie będzie się bawił w inne podchody - dodał, śmiejąc się.
   - No dobra - zaśmiałam się. - Więc?
   - Więc idziemy do naszej szatni!
   - Ale mam nadzieję, że wszyscy już są ubrani - zamachnęłam ręką.
   - Nie martw się, o to się już zatroszczyłem - dodał i zaprowadził mnie do ich szatni, a tam czekali na mnie wszyscy. Wielkim zaskoczeniem było dla mnie gdy przed szereg wystąpił Ilie, ich kapitan i powiedział, że nie ma odmowy i zapraszają mnie wszyscy na domówkę u jednego z nich, ponieważ bardzo mnie polubili. Będzie to impreza na cześć ich nowej pani trener. Zaczęłam się z nich śmiać i pytać czy oni tak na poważnie. 
   - Poważniejsi nie byliśmy chyba nigdy - zaśmiał się Planas. - Jak już powiedział Ilie, nie masz wyjścia! W przyszłym tygodniu będzie imprezka w domku nad morzem rodziców Miguela - wskazał na bramkarza.
   - Tak, dokładnie. I przynajmniej mamy jakąś okazję do świętowania - zaśmiał się chłopak. 
   - Wy naprawdę jesteście jeszcze dużymi dziećmi - zaśmiałam się. - No ale dobrze, byle pan Eusebio się nie dowiedział, tak? - pogroziłam im palcem. 
   - Spokojnie, nie takie rzeczy się przed nim ukrywało - wyszczerzył się Joan. 
   - I chyba nie mam zamiaru pytać jakie - pokręciłam głową. - Jeszcze jest dużo czasu, wszystko się zobaczy, a teraz proszę szybko na boisko - podeszłam do drzwi i je otworzyłam, wypuszczając ich na zewnątrz. Ostatni został Carles i wskazał, że puszcza mnie pierwszą. Zaśmiałam się i podziękowałam mu, a on zamknął za nami drzwi od szatni i praktycznie równo, za całą grupką udaliśmy się na zewnątrz. Nie wiem co im strzeliło, żeby coś takiego urządzać, no ale niech już im będzie. Namówię Evelin by poszła ze mną. Mam tylko nadzieję, że mi nie odmówi... Z resztą co ja się martwię? Przecież ona z chęcią pójdzie jeżeli będzie miała okazję poznać chłopaków z Barcy B. Sami powiedzieli, że w przyszłym tygodniu, więc nie ma się co martwić tym wszystkim na zapas. Chłopaki pewnie tylko chcą się zabawić i szukali odpowiedniego argumentu do tego. Poza tym, jeżeli będę tam, może będą mieli pewien respekt i nie upiją się do upadłego przy swoim drugim trenerze?
Wyszliśmy wszyscy na zewnątrz, a tam chłopaki od razu usłyszeli kilka słów o ociąganiu się w szatni. Zaśmiałam się tylko, gdy zaczęli jęczeć, gdy Sacristan dodał im kółeczka do biegania. Podeszłam do trenera i stanęłam obok niego, wodząc wzrokiem za biegającymi chłopakami.
 
***
No i mamy półmetek wakacji. Nie jestem z tego zadowolona, bo od czerwca siedziałam w gipsie, ale już jestem wolna :) 
Czekam na opinie i komentarze ;)
A scena z bieganiem była oczywiście zainspirowana gifami!

Obserwatorzy