niedziela, 28 grudnia 2014

número dieciséis

SHELLEY
   Wystarczyło by minął miesiąc. Tylko i wyłącznie miesiąc wielkiego, udawanego narzeczeństwa by wpakować nas w ślub. A to wszystko rozpoczęło się poprzez wielkie zamieszanie ze świętami.. Jakieś dwa tygodnie prze świętami zadzwoniłam by porozmawiać z mamą i wtedy okazało się, że Mateo ze swoją żoną spędzą je w tym roku u jej rodziców, Dom wylatuje z paczką przyjaciół na jakąś egzotyczną wyspę, a rodzice jadą do ciotki, tak.. Tej mojej ulubionej.. Oczywiście również dostałam zaproszenie, ale prędzej pewnie zostanę królową Hiszpanii, niż dobrowolnie tam pojadę! Mniej więcej w tym samym czasie, Xavi dostał zaproszenie na święta od swojej ciotki, która dodała, że koniecznie mam z nim przyjechać. W sumie wolałam znów poudawać ukochaną Hernandeza niż spędzić Boże Narodzenie w swoim mieszkaniu, sama z telewizorem. Poza tym, lubiłam panią Angelicę i lubiłam udawać dziewczynę Xaviego.
  Pojawiliśmy się tam dwa dni przed wigilią. Z Barcelony wyjechaliśmy zaraz po wspólnym świątecznym obiedzie w klubie, na którym fotografowie ciągle prosili nas byśmy zapozowali razem do zdjęcia. Ci wtajemniczeni z klubu tylko podśmiechiwali gdy Xavi mnie obejmował, ale dla mnie było już czymś normalnym. Przez to wszystko naprawdę się zaprzyjaźniliśmy i mogliśmy rozmawiać ze sobą o wszystkim.
  Oczywiście dostaliśmy jeden pokój z łazienką i ogromnym łóżkiem. Gdy poszliśmy już tam wieczorem, zaczęliśmy się sprzeczać o to łóżko. On przystawał przy tym bym to ja zajęła łóżko, a on będzie spał na niewielkiej sofie w kącie pokoju, a ja mówiłam na odwrót. Wymieniliśmy po milion argumentów na swoje racje, po czym lekko już poirytowana stwierdziłam, że oboje jesteśmy dorośli i powinniśmy oboje spać w tym łóżku.
   W święta Angelica, gdy przebywałam z nią czasami sam na sam, zaczynała mi coś wspominać o ślubie z Xavim, ale ja odpowiedziałam, że jest jeszcze za wcześnie by o tym mówić. Dopiero co się zaręczyliśmy i sami musimy zadecydować o ślubie. Stwierdziła, że mam jednak rację i bym nic na razie nie mówiła o tym jej siostrzeńcowi. Jednak wieczorem, gdy byliśmy już u siebie, wszyściutko wyśpiewałam Xaviemu, który wcale się tym wszystkim nie zdziwił.
 Co wywołało nacisk? Raczej kto.. Kto zgadnie? No nie będę trzymać dłużej nikogo w niepewności. Oczywiście, że obie panie Creus! Angelica źle się poczuła i zabrało ją pogotowie. Mieli ją zostawić na obserwacje w szpitalu i wtedy matka Xaviego wzięła nas na rozmowę. Czułam się dziwnie, gdy słuchałam o tym, że Angelica może mieć już mało czasu i bardzo chciałaby jeszcze być na ślubie "jej małego piłkarzyka". Po tym Xavi zaczął mnie przepraszać za to w co mnie wpakował, ale... Skończyło się na innym postanowieniu. Gdy ciotka Angelica przyjechała do domu, usiedliśmy z nią w salonie i oznajmiliśmy jej i rodzicom Xaviego, że jednak chcemy się pobrać w najbliższym czasie. Dobrze wiedzieliśmy, że to wszystko było czystym szaleństwem, ale widok szczęśliwej Angelici... Starsza pani Creus miała to co chciała, a ja miałam mieć za męża Xaviego.. Myśleliśmy, że to nam zajmie jakieś kilka miesięcy, ale jego ciotka wzięła wszystko w swoje ręce.
   - Kiedy?! - zawołały jednocześnie Anna i Evelin, które miałam na ekranie laptopa.
   - No za trzy dni, w Sylwestra - mruknęłam. - Muszę zadzwonić do domu i powiedzieć im o tym. Jeżeli rodzice nie zejdą na zawał to będzie dobrze - westchnęłam.
   - Angelica zwariowała - powiedziała Anna.
   - Nie, to Shell zwariowała! - przekrzykiwała ją młodsza. - Wychodzi za faceta, którego zna od paru miesięcy! - dodała. Całe szczęście, że miałam ich na słuchawkach.. - W sumie jest to Xavi, ale... I tak zwariowała!
   - I co chcecie zrobić później? - zapytała spokojnie Ortiz.
   - Nie wiemy. Na razie zdecydowaliśmy, że weźmiemy ten ślub, a później zobaczymy. Przecież w teraźniejszych czasach rozwód bierze się przez podpisanie jednego świstka papieru.
   - No ja wiem, ale.. Tak czy siak, na pewno będziemy - zaśmiała się.
   - To dobrze, bo będziecie z Andresem naszymi świadkami! - westchnęłam. - Dziewczyny, jak na to teraz popatrzę, to nie wiem czy mnie to śmieszy czy przeraża!
   - No hej, Shell! To będzie świetna zabawa - zaśmiała się Evelin. - Zabiorę Carlesa i też przyjedziemy. Kto by pomyślał, że będę na ślubie swojego idola! - zaświergotała radośnie studentka.
   - Już dobrze. Dziewczyny, muszę kończyć, bo zaraz ma przyjechać jakaś kobieta z salonu sukien, którą zamówiła Angelica. Do zobaczenia - powiedziałam, pomachałam im do kamerki i zamknęłam laptop. Zabawa? Będzie stresująco, wiem to!

  Moi rodzice i cała reszta przyjechali dzień wcześniej. Musieli się oczywiście zapoznać z ciotką, matką i ojcem mojego przyszłego męża. Najzabawniejsze było to, że od razu przypadli sobie do gustu i zaczęli dyskutować na różne tematy. Nawet usłyszeliśmy co nieco na temat naszych dzieci, których nie mamy. Anna przyjechała z Andresem i Valerią, Evelin z Carlesem no i nasze rodzeństwo. Mateo z Carol no i Dominic, a także bracia i siostra Xaviego ze swoimi rodzinami. To miała być całość. Najzabawniejsze było to, że wszyscy pomieścili się w tym domu.
   Siedziałam na kanapie, przytulona do Xaviego, bo trzeba było sprawiać wrażenie wielce zakochanych i prawie spałam. Było późno, a z tego co widziałam, całe towarzystwo bardzo dobrze się bawiło i dogadywało.
   - Zmęczona? - usłyszałam pytanie piłkarza.
   - Troszeczkę - mruknęłam.
   - W końcu jutro nasz wielki dzień - zaśmiał się cicho, a ja uśmiechnęłam pod nosem. - Przepraszamy, ale my już uciekamy na górę - powiedział głośniej Xavi. - Jesteśmy trochę zmęczeni.
   - Ale tak razem? - zapytała nagle Angelica, patrząc na nas jakbyśmy spadli z drzewa. - O nie, nie. Kazałam przygotować drugi pokój dla Xaviego - dodała bardzo poważnie.
   - A to wcale nie jest taki zły pomysł - zawtórowała moja szanowna rodzicielka. - Jutro się pobieracie, więc jutrzejsza noc jest dopiero dla was.
   - Bardzo dobrze panie mówią. Mogą poczekać - zaśmiała się Anna. Oni chyba wszyscy zwariowali, naprawdę! I tak się stało! Ernesto zaprowadził Xaviego do jego zastępczego pokoju, a ja ruszyłam do naszego. Przy samych drzwiach złapała mnie jeszcze moja mama. Chciała porozmawiać, więc usiadłyśmy we dwie na rogu łóżka.
   - Kochanie, nie było wcale czasu by ze sobą porozmawiać, bo ta decyzja ze ślubem była bardzo szybka. Zaskoczyłaś nas - zaczęła. - To na pewno to czego chciałaś? Naprawdę go kochasz? - popatrzyła na mnie z troską. No i co teraz? Zaraz zacznę się pewnie plątać i moja mama zacznie coś podejrzewać.
   - Tak, mamo - uśmiechnęłam się lekko. - Xavier jest świetnym facetem, naprawdę. Czuję, że mogę być przy nim sobą, wiesz? Oboje kochamy piłkę i chyba to najbardziej nas połączyło. Poza tym, on jest bardziej spokojniejszy, uparty, a na mam swoje humorki. I wiesz co zauważyłam? Mnie nie przeszkadzają jego nawyki, a jemu moje.
   - Kochasz go - powiedziała mama i odgarnęła kosmyk moich włosów z czoła. To co powiedziałam, było szczere, a ona stwierdziła po tym, że go kocham... - Poza tym, jak on na ciebie patrzy! I wydaje się dla ciebie dobry. Świetnie razem wyglądacie - położyła mi dłoń na ramieniu. - Już nie będę ci przeszkadzać, bo powinnaś się wyspać - ucałowała mnie w czoło i wyszła, zostawiając mnie z jej słowami. Patrzy się na mnie? Świetnie razem wyglądamy? Kocham go?

XAVI
  Zanim poszedłem spać, w moim pokoju kolejno przewijali się chyba wszyscy mężczyźni z tego domu. Najpierw na słówko wstąpił mój tato, a następnie obaj bracia ze szwagrem. Gadali o tym samym. O małżeństwie, bla, bla, bla... Dalej weszli ojciec Shell z jej starszym bratem. Nie było źle. Jak opowiadała Shell, byli moimi fanami, więc nie dostałem jasnego ostrzeżenia, że w razie czego, powyrywają mi nogi z tyłka.. Następnie do pokoju wpakowali mi się Andres, Planas i Dominic.
   - Nie, błagam - jęknąłem na ich widok. - Jeszcze wy?
   - A co, już masz dosyć nauk przedmałżeńskich? - zaśmiał się młody obrońca.
   - Jesteście tu jedynymi facetami, którzy są wtajemniczeni w tą całą bajkę - wywróciłem oczami.
   - Więc mam nie zaczynać tekstem "jeżeli moja siostrzyczka będzie przez ciebie cierpieć..." - śmiał się Dom.
   - Młody skończ, oni i tak dużo wytrzymali, a jutro się hajtają - odparł Andres.
   - No dobra. To jest w sumie ślub dla rodziców i pani Angelici - dodał młody Calderon. - Podziwiam was, ludzie - pokręcił głową.
   - O tym samym pomyślałem, gdy Shell wygadała się przede mną i Liną, że spotyka się z tobą na niby - powiedział Carles.
   - A z tego spotykania się na niby wyszedł ślub - Iniesta klasnął w ręce. - Dobra, panowie. Idziemy. Pasowałoby by pan młody się wyspał - zaśmiał się. Zabrał chłopaków, życzyli mi dobrej nocy i uciekli. Taaak... Ślub, garnitur. To już jutro.

sobota, 20 grudnia 2014

número quince

XAVI 
  Czułem się głupio, ale gdybym wiedział... Nie mówiłbym tak. Z resztą nie wiem co mnie tak wtedy podkusiło by mówić o tym w taki sposób. Piłka nożna to piłka nożna, sport, zabawa, pasja i nieważne czy gra w nią facet czy kobieta. Za każdym razem jest to coś niesamowitego. Pamiętam tą sytuację, mówili o tym w radio i w telewizji. Tylko nie wiedziałem, że to właśnie Shelley. Teraz jakby o niej zapomniano. Zapomniano o tym co zrobiła wtedy dla drużyny, że strzeliła hattricka i wyprowadziła Hiszpanię z grupy na tych mistrzostwach Europy w piłce nożnej kobiet.
 Wyszedłem od Andresa zaraz po tym jak mi pokazał te wszystkie filmiki z Shelley. I nie, nie wracam do siebie, a jadę do niej by to wszystko wyjaśnić. Jest uparta, ale nie wrócę dopóki ze mną nie porozmawia. Wchodząc do klatki, minąłem się z Anną.
   - Andres opowiedział ci wszystko? - zapytała, a ja kiwnąłem głową.
   - Jest mi głupio, ale nie wiedziałem o tym - westchnąłem.
   - Ona już dawno się z tym pogodziła, a dziś po prostu to wszystko wróciło. Pogadaj z nią. Nigdy przez to nie płakała, a przynajmniej ja tego nie widziałam. Jak zwykle, próbuje zgrywać silniejszą niż jest - poklepała mnie po ramieniu. - Dobranoc, Xavi - powiedziała i ruszyła dalej.
   - Dobranoc - odpowiedziałem jej i ruszyłem po schodach na piętro, gdzie mieściło się mieszkanie Shell. Stanąłem przed drzwiami i zadzwoniłem dzwonkiem. Po chwili otworzyła drzwi, ale tylko na szerokość, na którą pozwalał łańcuszek od zamka. Spojrzała na mnie niepewnie. -  Możemy porozmawiać? - zapytałem, a ona po prostu z powrotem zamknęła drzwi. Myślałem, że otworzy, ale nie, więc sam nacisnąłem na klamkę. Znów otworzyły się tylko odrobinę, ale zdołałem zobaczyć, że Shell siedzi skulona tuż obok, oparta o ścianę. Przykucnąłem i zbliżyłem się jak tylko mogłem. - Shelley, przepraszam. Nie powinienem tak mówić. Andres mi o wszystkim opowiedział i pokazał twoje wyczyny. To było coś. Niejeden piłkarz by ci pozazdrościł takich akcji - uśmiechnąłem się, a ona znów przymknęła drzwi. Tym razem usłyszałem jak otwiera zamek. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Nadal tam siedziała, więc zamknąłem je za sobą i usiadłem tuż obok.
   - Teraz już nie mają czego zazdrościć - mruknęła.
   - Nie mów tak. Ten gol z meczu, na którym był ten gość, który chciał cię zwerbować... Lepszego nigdy nie widziałem - powiedziałem poważnie, a ona najpierw na mnie spojrzała, a później się cicho zaśmiała. - Naprawdę jest mi przykro z powodu twojej kontuzji, ale gdyby nie to, skąd wiesz jak teraz na przykład wyglądałoby twoje życie?
   - Myślę, że nie udawałabym twojej dziewczyny - uśmiechnęła się. - I nie poznałabym chłopaków z Barcy B.
   - Skąd wiesz? Może akurat grałabyś teraz z naszymi dziewczynami i zdobywała mistrzostwa? Poznałabyś mnie i chłopaków.
   - Ale nie tak jak znam was teraz - dodała i oparła głowę o moje ramię. - Czasem wam wszystkim zazdroszczę. Możecie wyjść na boisko i tak po prostu grać ile chcecie. Ja musiałam wiele przejść by w ogóle móc normalnie chodzić i zostać trenerką. Dziś to wszystko wróciło. Przypomniałam sobie ten ból, te chwile - wypuściła powietrze z buzi i zadrżała. Schowała głowę w moje ramię i... I płakała. Anna chwilę temu wprost powiedziała, że Shell nigdy się nad tym nie rozklejała, a teraz po prostu siedziała obok, wtulona w moje ramię i płakała. Czy powinienem coś zrobić? Jasne Xavi, że powinieneś! Niepewnie objąłem ją drugim ramieniem i mocniej przytuliłem, a ona skuliła się w jeszcze mniejsza kulkę i płakała w moje ramię.
SHELLEY
 Otworzyłam oczy i poczułam, że jestem cała obolała i jest mi chłodno. Przetarłam powieki i zdałam sobie sprawę, że nie jestem w swoim łóżku, a siedzę na podłodze i przytulam się do... Xaviego! Obejmował mnie ramieniem i też spał. Delikatnie zabrałam jego rękę z mojego ramienia i przetarłam oczy, po czym ziewnęłam. Spojrzałam na piłkarza i lekko potrząsnęłam jego ramieniem.
   - Xavi - powiedziałam cicho, a ten się od razu przebudził. - Zasnęliśmy tutaj.
   - Co? - mruknął i rozejrzał się dookoła. - No tak - przetarł oczy.
   - Nie wiem jak ciebie, ale mnie wszystko boli - jęknęłam i po woli się podniosłam.
   - Jeżeli zaprzeczę to skłamię - powiedział, a ja się cicho zaśmiałam i podałam mu dłoń, by pomóc mu wstać.
   - Zaparzę kawę - stwierdziłam i ruszyłam do kuchni. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jaka to była dziwna sytuacja. Nastawiłam wodę, wzięłam dwa kubki i zasypałam do nich kawę. Xavi usiadł na krześle przy wysepce i zaczął rozmasowywać kark. Odwróciłam się i nabrałam powietrze. - Xavi, ja przepraszam - wydusiłam z siebie, a on spojrzał na mnie pytająco.
   - Ale za co?
   - Za wczoraj - westchnęłam. - Nigdy z tego powodu nie płakałam, a wczoraj tak jakoś wyszło - wzruszyłam ramionami. Zauważyłam, że piłkarz uśmiechnął się lekko pod nosem. - Coś nie tak?
   - Nie, wszystko w porządku - spojrzał na mnie uśmiechnięty. - Po prostu w końcu trzeba było to zrobić. Uwierz, faceci przy kontuzjach też płaczą. Czasami nawet gorzej.
   - Tacy twardziele? - zaśmiałam się.
   - Oczywiście - wzruszył ramionami. Gwizdek od czajnika zaczął świszczeć, więc wyłączyłam gaz i zalałam wodę do kubków. - Czasami nawet bardziej - dodał, a ja postawiłam przed nim kubek z kawą.
   - Wiesz co, wierzę ci - zaczęłam. - Mateo jest ode mnie starszy, a gdy raz wiózł mnie na rowerze na ramie, wjechaliśmy w duży kamień. Oczywiście się wywróciliśmy. On wyszedł z tego tylko z obdartym kolanem i łokciem i płakał gorzej ode mnie, co złamałam rękę.
   - No widzisz - zauważył i upił łyk. - Pozory czasem potrafią zmylić.
   - Dzięki Xavi - uśmiechnęłam się.
   - A teraz za co?
   - Za to, że potrafisz pocieszyć człowieka.
   - Zawsze do usług - skinął głową, rozśmieszając mnie.
  Chwilę później Xavi wyszedł. Miał wrócić do domu, odświeżyć się i przygotować na trening. Ja też potrzebowałam by pójść pod prysznic i się odświeżyć.
  W ośrodku treningowym okazało się, że dziś znów trenerzy postanowili połączyć treningi, więc na jednym boisku zaczęli się zbierać i młodsi i starsi piłkarze. Kiedy ja wyszłam, była ich dopiero może połowa. Odnalazłam Planasa i Gomeza, którzy stali razem z Fabregasem i Pique i o czymś rozmawiali. Podeszłam do nich, przywitałam się i do czasu, aż reszta się nie pojawiła, staliśmy i rozmawialiśmy.
XAVI
 Zaraz po treningu musiałem pojechać do Manresy, bo ciotka strasznie nalegała żebym przyjechał sam. Tak, więc się tam udałem. Na miejscu okazało się, że była tam też i moja matka, a gdy ledwo sobie zdążyłem usiąść, obie zaplotły na mnie swoje macki... Gadały, gadały i gadały, a ja dostawałem jakiegoś oczopląsu, podążając za nimi i próbując dokładnie się wsłuchać w to co mówi każda. W sumie to wałkowały jeden temat, po czym mi coś wręczyły i odesłały z powrotem do Barcelony. W końcu to siostry...
  Zaparkowałem pod budynkiem, gdzie mieściło się mieszkanie Shelley i zadzwoniłem domofonem. Odebrała i zaprosiła mnie do środka. Skierowałem się na schody, bo nie chciało mi się czekać na windę. Nacisnąłem do klamkę i po prostu wszedłem do mieszkania. Shell zawsze powtarzała, że wystarczy jeżeli raz podejdzie sprawdzić kto dzwoni, a jeżeli to zaprzyjaźniona osoba, to niech czuje się jak u siebie.
   - Cześć! - zawołałem od progu.
   - Dobrze, że jesteś - usłyszałem i ruszyłem do kuchni, skąd dobiegał jej głos. Stała przy wysepce i mieszała sałatkę w dużej, szklanej misce, a obok stało białe wino i do połowy pełny kieliszek. - Dziewczyny mnie wystawiły, a ja jak głupia narobiłam tego jak dla pułku wojska - westchnęła.
   - Jak to wystawiły? - zmarszczyłem brew, siadając na krześle.
   - Evelin z Anną miały wpaść na taki damski wieczorek, ale Valeria złapała jakieś przeziębienie, a Carles wymyślił sobie, że zabiera Linę do siebie, bo jego siostra skądś tam wraca i muszą się koniecznie poznać - powiedziała i wyjęła dwa białe, kwadratowe talerze. - Wina?
   - Jestem samochodem.
   - Więc wrócisz taksówką - stwierdziła i wzięła drugi kieliszek. Postawiła go przede mną i wyjęła sztućce. Usiadła obok, nalała wina do mojego kieliszka i zaczęła nabierać sałatkę na talerze. - Dopadła cię nuda, że wpadłeś?
   - Niekoniecznie - uśmiechnąłem się lekko. - Właśnie wracam z Manresy - powiedziałem.
   - Coś z Angelicą? - spojrzała na mnie pytająco.
   - Nie. Pamiętasz jak mówiliśmy o tym, że niedługo powinniśmy pomyśleć nad wielkim rozstaniem? - zapytałem, a ona pokiwała głową. - Ciotka dzwoniła do mnie po treningu bym przyjechał sam, więc pojechałem. Tam była też moja mama i... - westchnąłem i wyjąłem malutkie pudełeczko z kieszeni spodni. Wręczyłem go jej, a ta z ciekawością od razu go otworzyła. Był to stary, złoty pierścionek z jasnym oczkiem. - Podobno należał do rodziny trzeciego męża Angelici. W testamencie napisał, że chce by miała go właśnie ona, a że zmarł już po tym jak moje rodzeństwo dawno było po ślubie, to ciotka wręczyła go mi. Uwierz, dostałem całkiem jasne instrukcje od matki i ciotki jak go wykorzystać.
   - Czyli masz mi się oświadczyć, dobrze rozumiem? - zapytała, a ja pokiwałem głową. - Sądzą, że jeżeli nie ja to już zostaniesz starym kawalerem? - zaśmiała się, a ja zmierzyłem ją wzrokiem. - No dobra, dobra - uniosła dłoń. - Możemy jeść i myśleć nad tym jak mi się oświadczyłeś. Smacznego - dodała i sama zaczęła jeść. Również wziąłem do ręki widelec, nabiłem na niego kawałek sałaty i pomidorka koktajlowego. Wsunąłem to do buzi i zacząłem przeżywać. - Wiem! - krzyknęła, a ja o mało się nie zadławiłem. - Wybacz - zaśmiała się.
   - W porządku - odparłem i popiłem odrobiną wina. - Co wymyśliłaś?
   - Jeżeli będą wypytywać to można powiedzieć, że zaprosiłeś mnie na kolację. Zamówiłeś coś dobrego.
   - Hej, ja też potrafię gotować i nieskromnie powiem, że nawet mi to wychodzi - zaśmiałem się.
   - Jeszcze lepiej! Przygotowałeś romantyczną kolację w domu - wyszczerzyła się. - I wtedy mi się oświadczyłeś. Tradycyjnie uklęknąłeś na jedno kolano i poprosiłeś mnie o rękę.
   - Już wszystko miałaś zaplanowane?
   - Błagam cię, każda już nastolatka wyobraża sobie i planuje jak to będzie wyglądało - poruszyła brwiami.
   - To poczekaj - zaśmiałem się i wziąłem pierścionek. Wstałem i przykląkłem przed nią na jedno kolano. - Shelley, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną na niby? - zapytałem i ująłem jej dłoń.
   - Xavierze, to ty uczynisz mi jeszcze większy zaszczyt, zostając moim udawanym mężem - powiedziała, a ja wsunąłem pierścionek na jej palec. Nawet pasował idealnie! Po tym zaczęliśmy się śmiać i Shell podała mi dłoń, pomagając się podnieść. - A teraz trzeba to zjeść, bo szkoda, żeby się zepsuło - wskazała na miskę.

sobota, 13 grudnia 2014

número catorce

SHELLEY
  Wstałam, rozciągnęłam się i ruszyłam od razu w stronę kuchni. Nawet nie patrzyłam w lustro, bo wiedziałam, że tak jak codziennie rano - wyglądam koszmarnie. Poza tym, czułam się jakbym spała z tydzień, bez przerwy. Zawsze się tak czuję gdy za długo śpię, jak na mnie.
  Zrobiłam sobie kanapkę i kawę, po czym usiadłam na kanapie. Włączyłam laptopa i zaczęłam przeglądać różne stronki. Raz na ruski miesiąc zerkałam na jeden portal plotkarski, co zrobiłam również i dzisiaj. Najpierw przeczytałam jakiś wpis o przygotowywaniach Shakiry do nowej płyty, później coś o Megan Fox, a następnie natrafiłam na jakiś post o wybrankach hiszpańskich piłkarzy, bo niedługo szykuje im się jakiś towarzyski mecz. Na pierwszej stronie oczywiście wylała się fala zdjęć Ikera z Sarą Carbonero, na drugiej Raul Albiol z żoną, na trzeciej Pique z Shakirą, czwarta należała do Javiego Martineza i jego blondwłosej przyjaciółki, a piąta do Juanfrana i jego żony. Na szóstej zobaczyłam piękne zdjęcia moich przyjaciół, a na siódmej David Villa z Patricią Gonzalez. Wzięłam kubek do ręki i kliknęłam na kolejną stronę, która, według prawidłowej numeracji, miała należeć do Hernandeza. Upiłam łyk i zaczęłam oglądać zdjęcia. Zobaczyłam dwa zdjęcia z jego najświeższymi byłymi, uniosłam kubek, by upić kolejny i... O mało co się nie zakrztusiłam, ponieważ byłam ŚLICZNĄ NIEZNAJOMĄ, KTÓRA KIBICOWAŁA XAVIEMU NA MECZU Z ESPANYOLEM! Było jedno zdjęcie jak siedzę obok Anny i Valerii na trybunach, a niżej jak wyjeżdżaliśmy z parkingu. Jedynie pokręciłam głową i nacisnęłam na 'dalej' by zapewne zobaczyć zdjęcia Torresa, kiedy tak automatycznie spojrzałam na zegarek w prawym, dolnym rogu ekranu. Było za dwie dziesiąta. Zaraz... Dziesiąta?!
   - Cholera! - krzyknęłam i zerwałam się jak poparzona. Mój budzik nie zadzwonił, a ja zapomniałam, że jedziemy dziś do moich rodziców. Nie żebyśmy byli umówieni tak, że Xavi miał przyjechać po mnie o dziesiątej, wcale... Błagam! Ten raz Hernandez mógłby się spóźnić!
 Odłożyłam kubek i pobiegłam do łazienki. Chwyciłam za szczoteczkę do zębów i pastę. Wycisnęłam trochę na szczoteczkę i w pośpiechu zaczęłam czyścić zęby. Gdy już płukałam usta, usłyszałam dzwonek. Wróciłam do korytarza i podniosłam słuchawkę od domofonu.
   - Tak?
   - To ja - usłyszałam głos Xaviego.
   - Wejdź na górę, wchodź bez pukania - rzuciłam automatycznie i ruszyłam biegiem znów do łazienki. Umyłam twarz i zaczęłam rozczesywać włosy. Wtedy usłyszałam jak drzwi od mieszkania się otwierają i ktoś wchodzi.
   - Cześć, jestem! - zawołał.
   - Hej - krzyknęłam i nadal traktując swoje włosy szczotką, wyszłam do korytarza. - Zaspałam, a właściwie to mój budzik nie zadzwonił - mruknęłam. - Zaczekasz? - spojrzałam na niego. Miał na sobie ciemne jeansy i białą koszulę z długimi, podwiniętymi rękawami. Prezentował się całkiem nieźle, tak jakby faktycznie jechał na pierwsze spotkanie z przyszłymi teściami. Wtedy to on zaczął bacznie mnie obserwować, bowiem stałam przed nim w mojej kusej piżamie składającej się z krótkich spodenek i topu na szelkach. - Nie mów nikomu i zapomnij o tym, że mnie widziałeś w takim stanie, jasne? - wymierzyłam w niego szczotką i ruszyłam do swojej sypialni. - W salonie jest włączony laptop, zobacz co tam znalazłam! - krzyknęłam, otwierając drzwiczki szafy.
   - Chodzi ci o zdjęcia Fernando? - zawołał po chwili, śmiejąc się.
   - Wróć stronę!
   - Okej! - usłyszałam i zajęłam się szukaniem jakiegoś stroju. Wzięłam czarne rurki, baleriny na koturnie w tym samym kolorze, biały top i marynarka. Zrobiłam szybki i lekki makijaż, ułożyłam włosy, wrzuciłam do torebki klucze od mieszkania, portfel, telefon i paczkę chusteczek higienicznych. Byłam gotowa. Wszystko było robione w tempie ekspresowym, więc Xavi nie musiał długo czekać. Zastałam go tam gdzie go wysłałam - na kanapie przed włączonym laptopem.
   - I jak? - zapytałam, siadając obok niego na oparciu.
   - Nie zaskoczyło mnie to, bo rano już miałem telefon w związku z tym - zaśmiał się. - Pomimo, że może nie wyglądać, ale moja ciotka jest pierwsza z takimi nowinkami. Szczególnie jeżeli chodzi o mnie - dodał roześmiany. - Mówiła mi już o tym.
   - Gdyby to wszystko nie było fikcją, pewnie byłabym zła za to, że ktoś się wcina w czyjeś życie i ma z tego radochę - powiedziałam. - Możemy już iść?
   - Tak, pewnie - pokiwał głową i zamknął klapę laptopa.

   Wskazałam Xaviemu gdzie ma zajechać i tak oto byliśmy już na podjeździe mojego rodzinnego domu. Zauważyłam, że przed domem Dominic chodzi w kółko, rozmawiając z kimś przez telefon.
   - To mój młodszy brat - powiedziałam, wskazując na niego. - Chodźmy - kiwnęłam i otworzyłam sobie drzwi. Wysiedliśmy oboje z samochodu, ja ruszyłam pierwsza, a piłkarz zaraz za mną.
   - Ja kończę, bo moja siostrzyczka przyjechała - zaśmiał się do słuchawki, patrząc w naszą stronę. Rozłączył się i schował telefon do kieszeni. - Żebym nie powiedział, że wyrodna - wyszczerzył się, a ja zmierzyłam go wzrokiem.
   - Ty sobie uważaj - pokiwałam mu palcem przed nosem, a on pokazał mi język. - Dominic, Xavi. Xavi, Dominic - przedstawiłam ich sobie. Uścisnęli sobie dłonie.
   - Miło poznać. Jesteś pewien, że chcesz tam wejść? - wskazał na dom za nim, a ja znów spiorunowałam go wzrokiem. - No dobra, chcę jeszcze trochę pożyć - wywrócił oczami.
   - Najlepiej zrobisz jak nie będziesz zwracał na niego uwagi - zwróciłam się do Hernandeza i pierwsza ruszyłam do wejścia. Musi dobrze wypaść i rodzice muszą złapać haczyk.
XAVI
   Spotkanie w domu Shelley wypadło w miarę dobrze. Tak jak uprzedzała mnie dziewczyna, jej starszy brat i ojciec byli wielkimi fanatykami piłki i klubu, w którym gram. Na początku byli w lekkim szoku, że to właśnie ja przyjechałem z Shell, ale się w końcu do tego przyzwyczaili. Wiem, że w pewnym momencie pan Calderon zabrał na bok córkę i coś jej mówił, ale do tej pory Shell nie powiedziała mi co jej wtedy mówił.
 Minęło od tego czasu już chwilę. Byliśmy od tego momentu jeszcze dwa razy u mojej ciotki i raz u jej rodziców. Miała nawet okazję poznać moich! Wszystko toczyło się tak jak miało. Całkiem dobrze udawaliśmy parę, z czego Andres, Anna, Evelin i Planas mieli ubaw. Poza tym, zaprzyjaźniliśmy się i to bardzo, a te wszystkie uściski czy drobne buziaki w momentach, które tego wymagały, po prostu... No po prostu być musiały. Jesteśmy dorośli i nie powinno to nic zmieniać. Mamy umowę i koniec kropka.
 Jak to już oficjalnie rozgłosiły media - Shelley dołączyła do grona barcelońskich WAG. Paparazzi się uspokoiło i już nie byliśmy taką wielką sensacją, więc Anna uparła się, że zamiast siedzieć u nich, wyjdziemy we czwórkę na spacer. W Barcelonie była mama Andresa, więc ona została z Valerią. Był ładny wieczór, a my chodziliśmy bez celu po mieście.
 Dziewczyny szły krok przed nami i plotkowały o tym, że Lina kręci z Carlesem, później o braciach Shell i siostrach Anny. Ja z Andresem szliśmy za nimi i słuchaliśmy to o czym mówiły, śmiejąc się z obgadywanych lub wtrącając swoje trzy grosze. W pewnym momencie, po tym jak minęliśmy kilku chłopców z piłką, biegnących w stronę osiedlowego boiska, zmieniliśmy temat na piłkę nożną. Najpierw przekazałyśmy dziewczyną kilka zabawnych historyjek, które usłyszeliśmy ostatnio w szatni od kolegów, a później o kontuzjach, ponieważ Andres napomknął coś o jednej zawodniczce z żeńskiej sekcji piłki nożnej w FC Barceonie, która w ostatnim meczu skręciła sobie kostkę.
   - Coś słyszałem, ale to miesiąc, góra dwa i wróci na boisko - powiedziałem. - Kobiety nie grają tak ostro jak jak faceci.
   - Czyli według ciebie, w damskim świecie piłki nie istnieją poważne kontuzje? - wtrąciła Calderon.
   - Nawet jeżeli, to i tak kobiety zazwyczaj kończą karierę, bo zakładają rodziny - ja zrównałem krok z Shelley, a Andres ze swoją żoną. - Takim przykładem jest żona Villi - dodałem. - Z resztą przecież i tak bardziej rozpowszechniona jest męska gra. I o poważnych kontuzjach kobiet mało co się słyszy i to tak nie wstrząsa wszystkimi - powiedziałem to co ślina mi na język przynosiła, a kiedy skończyłem, Shell stanęła z założonymi rękami, ze wzrokiem wbitym w chodnik, jakby myślała. Ja też się zatrzymałem, nasi przyjaciele również.
   - I uważasz, że grające kobiety to nic poważnego? Zabawa? - spojrzała na mnie. - Że wy jesteście najważniejsi, a damski futbol to nic takiego? - rzuciła do mnie zła. - Dla twojej wiadomości, my też cierpimy fizycznie przez ten sport i czasem z wielkim bólem musimy to zakończyć - dodała, odwróciła się i ruszyła w przeciwnym kierunku. Ja tam stałem jak wmurowany. Dopiero po chwili spojrzałem po Iniestach.
   - Jest źle - powiedziała Anna, jakby sama do siebie. - Pójdę za nią - zwróciła się do męża, a ten kiwnął głową. Anna ruszyła za Shelley, a Andres spojrzał na mnie.
   - Możesz mi wytłumaczyć co to było? - zapytałem. Nadal nie rozumiałem o co chodziło i dlaczego dziewczyna tak się uniosła, gdy zeszliśmy na ten temat.
   - Chodź, wracamy do mnie - przyjaciel poklepał mnie po ramieniu i pierwszy ruszył w kierunku swojego domu.
   - Ale Andres... - pobiegłem za nim.
   - Wszystko ci wytłumaczę w domu, okej? - wywrócił oczami. Nie mogłem nic innego jak mu tylko przytaknąć i spokojnie z nim iść. Przez całą drogę myślałem o tym wybuchu Shell... W końcu dotarliśmy do domu pomocnika. W korytarzu od razu dopadła go córka, ale ten wysłał ją z powrotem do salonu, do babci, bo musi mi coś ważnego pokazać. Dziewczynka wytargowała z ojcem, że za to do snu przeczyta jej dwie bajeczki, a nie jedną, tak jak zwykle. Iniesta od razu się zgodził i ruszyliśmy na górę do ich sypialni. Kazał mi sobie usiąść i sam zaczął szperać w kolorowych pudełkach, które leżały w kącie w ich garderobie. Wrócił po kilku minutach razem z jakąś płytką CD, zabrał z parapetu laptop i usiadł obok mnie. Zaczekaliśmy aż urządzenie się włączy, po czym piłkarz włożył płytkę do czytnika. - Shelley tak wybuchnęła, bo ma pewną tajemnicę. Wie o tym kto chce wiedzieć, ty też pewnie o tej sprawie coś słyszałeś, ale nie wiesz, że to właśnie była ona - mówił.
   - Mógłbyś jaśniej? - poprosiłem go. Nadal nie wiedziałem o co chodzi, do czego dąży. Westchnął i kliknął dwa razy na ikonkę z płytką. Było na niej kilka plików, jakieś zdjęcia i filmiki. Andres włączył jeden z nich. Był to urywek z jakiegoś meczu damskich drużyn. - Anna to nagrywała. Na tym meczu był łowca talentów i chciał zwerbować Shelley i sprzedać do jakiegoś klubu, by się rozwijała. Akurat wtedy kończyła szkołę - mówił. - Patrz teraz na to - wskazał palcem na jedną zawodniczkę w oddali, która właśnie dostała piłkę i biegła pod pole karne przeciwniczek. Pięknie ominęła dwie zawodniczki, wykiwała obrońcę i strzeliła pięknego gola, po którym właśnie skończył się mecz. Kilka minut później, po całej fali radości zawodniczek, Shell ruszyła w stronę skromnych trybun, gdzie siedziała Anna, która kamerowała i jak później się okazało, jej rodzice i bracia. - Anna, nie kameruj! Wyglądam jak burak! - zaśmiała się Shelley, mówiąc wprost do kamery. Pomyślałem o tym, że już wtedy była bardzo ładna! Miała długie włosy, zawiązane w kucyk, a na sobie miała zielono-czarny strój. - Nieprawda! Wyglądasz wspaniale! Nasza bohaterka! - odpowiedział jej głos Anny zza kamery. Wtedy ktoś zaczął wołać Shell, która ich przeprosiła i odeszła, a filmik się skończył.
   - Zgodziła się? - spojrzałem na piłkarza.
   - Moja żona opowiadała, że na początku się martwiła, że może jednak się do tego nie nadaje i tak dalej. Miała mieszane uczucia, ale po namowach wszystkich, zgodziła się. Trenowała rok z dziewczynami w Levante.
   - I co później? - zapytałem, a Andres wtedy włączył drugi filmik. Znów chyba nagrywany przez Ortiz. Siedzieli w jakimś pokoju dookoła komputera. Siedziała Shelley z kolanami podciągniętymi pod brodę, obaj jej bracia, rozpoznałem siostrę Anny no i chyba była tam też ona sama, bo kamerowała. Na ekranie mieli transmisje z jakiejś konferencji. Był tam ówczesny trener żeńskiej reprezentacji narodowej. Zaczął wyczytywać listę na jakieś mistrzostwa. Na końcu, w grupie napastniczek znalazła się właśnie Shelley, a na nagraniu, po wyczytaniu jej nazwiska, wszyscy w tym pokoju zaczęli krzyczeć i przytulać Shell.
   - Zagrała dopiero w trzecim meczu w grupie, który był decydujący o dalszej przygodzie reprezentacji. Dla niej był niestety ostatni.
   - Co się stało? - zmarszczyłem brew. Włączył kolejny filmik i przyciszył głos. Były to urywki z jakiegoś meczu.
   - Reprezentacja miała już za sobą dwa mecze w grupie, wygrany i przegrany. Ten miał być o wszystko. Przegrywały jednym golem z Niemkami. Shelley weszła w siedemdziesiątej minucie i po dziesięciu minutach gry strzeliła dwa gole - zaśmiał się i kawałek przesunął nagranie. Jej gol padł w siedemdziesiątej piątej, z główki i w osiemdziesiątej, z rożnego. Andres przesunął jeszcze kawałek, do dziewięćdziesiątej. Wtedy arbiter dodał trzy minuty do gry. Shell była w polu karnym, kiedy jedna z dziewczyn wjechała jej prosto w nogę. Zawyła z bólu i padła na murawę, krzywiąc się i mocno zaciskając zęby. Widząc to, sam poczułem ten ból. I tak zareagowałby każdy piłkarz, widzący to. Trzymała się za dolną cześć nogi. Od razu przylecieli lekarze z torbami, a ona tylko zawołała by jej to przymrozili. Chcieli żeby zeszła, ale ta się uparła. Sędzia zarządził rzut karny do którego właśnie podeszła Shelley. Wpakowała piłkę do siatki, po czym usiadła w tym samym miejscu na trawie, zdjęła buta, skarpetę i schowała twarz w dłoniach. Okrzyki radości hiszpańskich kibiców nagle ucichły, wszyscy obecni wstrzymali oddech, a Andres zamknął klapkę laptopa! - Złamana noga, ponaciągane i pozrywane mięśnie i ścięgna. Lekarz mówił, że to był najtrudniejszy przypadek w jego historii. Tamta dziewczyna, która jej to zrobiła dostała zakaz grania już na tych mistrzostwach i kolejne cztery miesiące w klubie. Długie leczenie, rehabilitacje, zabiegi. Musiała zrezygnować.
   - Cholera - mruknąłem, przesuwając dłonią po twarzy. Teraz już wiem dlaczego tak zareagowała.

sobota, 6 grudnia 2014

número trece

XAVI
  Stałem przed domem dobre piętnaście minut i słuchałem to co miał mi do powiedzenia Tata, ponieważ Carles nadal leczył kontuzję, więc ja byłem tym głównym kapitanem. Wszystko musiało lecieć do mnie. W końcu się z nim pożegnałem i wróciłem do środka. Ruszyłem prosto do jadalni, by jakoś wyzwolić Shell od masy kolejnych głupich pytań ciotki, ale ku mojemu zdziwieniu nie było ich tam. Gosposia była już w trakcie sprzątania po obiedzie. Wróciłem do holu i tam natchnąłem się na Ernesto.
   - Panie Hernandez, w końcu dobra robota - uśmiechnął się do mnie.
   - To znaczy? - zdziwiłem się.
   - No niech pan zobaczy - przywołał mnie i kazał zajrzeć cicho do salonu. To, że byłem w szoku to mało powiedziane. Ciotka z Shelley siedziały sobie w dużym pokoju na kanapie, przed nimi na stoliku stał talerzyk z ciasteczkami oraz dwie filiżanki, a one dwie śmiały się do siebie jak dwie przyjaciółeczki. - Życzę powodzenia - dodał lokaj i się oddalił. Ja postanowiłem się ujawnić.
   - Jestem - uśmiechnąłem się do nich i usiadłem blisko Shell. Wtedy zauważyłem, że mają przed sobą stary album ze zdjęciami, a w roli głównej ja i moje rodzeństwo! - Naprawdę musicie to oglądać? - zapytałem żałośnie.
   - Nie narzekaj Xavi, sam pewnie byś Shell tych zdjęć nie pokazał - odpowiedziała od razu ciotka.
   - Zanim zawitamy do moich rodziców, będę musiała się tam pojawić i pochować wszystkie moje stare albumy - zaśmiała się Shelley i wróciła do oglądała zdjęć.
   Mijał czas, a ciotka nie mogła odkleić się od Shell. Jestem po prostu w szoku, bo dziewczyna którą przywiozłem tutaj dla podpuchy, okazała się strzałem w dziesiątkę! Na początku myślałem, że będzie tak jak zawsze, bo to było widać, że podchodziła do niej tak samo jak do tych poprzednich, ale później zmieniła swoje nastawienie do dziewczyny... Czemu tak nagle?
   - Koniecznie musicie tutaj niedługo przyjechać - powiedziała ciotka, gdy wsiadaliśmy już do samochodu. Spędziliśmy tam całe południe i popołudnie.
   - Oczywiście, że przyjedziemy - uśmiechnęła się Shell, a ja otworzyłem jej wtedy drzwi od strony pasażera. Wsiadła i zamknąłem za nią drzwi. Ja również zająłem swoje miejsce, pomachałem jeszcze ciotce i odpaliłem samochód. - Xavi, powiedz mi czy na początku Angelica traktowała mnie tak samo jak twoje byłe?
   - Tak - skinąłem głową.
   - A czy później było tak samo?
   - Nie - pokręciłem głową. - I nie mam zielonego pojęcia jak ty tego dokonałaś.
   - Szczerze? Ja też, ale to zmieniło się po tej całej kłótni - zaśmiała się. - Czyli twoja ciotka uważa, że twoja kobieta powinna ci się potrafić postawić.
   - Na to wygląda - przytaknąłem i wtedy usłyszeliśmy dzwonek, który dobiegał z jej torebki. Ona wyjęła komórkę, a ja za ten czas ściszyłem radio, by jej nie przeszkadzało w rozmowie.
   - Halo?(...) Tak mamo, mogę rozmawiać.(...) Wszystko w porządku.(...) Sobota? - zamyśliła. - W sobotę oboje mamy mecze.(...) Niedziela chyba może być - spojrzała na mnie. - No dobrze, to jeszcze się zdzwonimy. Pa - powiedziała i rozłączyła się. - My naprawdę wkopaliśmy się po same czubki głów! - stwierdziła. - Nie masz planów na niedzielę? - zapytała.
   - Coś mi się wydaje, że już mam - uśmiechnąłem się do niej.
   - Racja, bo mamy zaproszenie od moich rodziców.
   - Daliśmy radę tutaj, damy radę tam - odpowiedziałem.
SHELLEY
    Musiałam się w końcu przystać do tego, gdzie byłam wczoraj, bo ta dwójka nie dawała mi żyć... Siedzieliśmy w moim mieszkaniu i zachciało nam się nagle pizzy... Wygoniłyśmy Carlesa do sklepu po składniki i później zabraliśmy się za przygotowywanie wszystkiego. W pewnym momencie oboje zaczęli mnie wypytywać co robiłam cały wczorajszy dzień, że nie miałam dla nich czasu!
   - A potraficie dochować tajemnicy? - spojrzałam po nich badawczo.
   - No przecież wiesz, że tak! - mruknęła naburmuszona Evelin i wtedy spojrzałam na młodego obrońcę.
   - Obiecuję, że nic nikomu nie powiem. Przysięgam na mojego misia z dzieciństwa, który ciągle siedzi sobie na półce w moim pokoju w domu rodziców - zaśmiał się.
   - No to... Byłam z Xavim w Manresie - powiedziałam i zabrałam się za krojenie papryki.
   - Z Xavim?! - zareagowała od razu dziewczyna.
   - Po co?! - zapytał Planas.
   - No i tu jest ta sprawa o której nie możecie się wygadać - westchnęłam. - I naprawdę, jeżeli któryś z chłopaków w klubie się o tym dowie - wycelowałam palcem w Carlesa.
   - Spokojnie, nic nie pisnę! - wywrócił oczami.
   - No, więc pomagam mu w pewnej sprawie - zaczęłam. - Chodzi o to, że udaję dziewczynę Xaviego przy jego ciotce.
   - Serio?! - zawołała Lina. - Moja przyjaciółka gra dziewczynę Xaviego Hernandeza?! - zrobiła wielkie oczy.
   - Zaraz przestanie jak wyjdzie na jaw, że jej przyjaciółka ma na jego punkcie bzika - zaśmiał się Planas.
   - Spokojnie, już o tym wie - machnęłam ręką. - Wie też, że takiego samego fioła ma jego przyszywany przyszły teść i szwagier - zaśmiałam się.
   - A to ciekawe - wyszczerzył się chłopak. - Ale to tylko udajecie przy jego ciotce czy przy twoich rodzicach też? - zapytał i wpakował do buzi garść kukurydzy z puszki.
   - Dzięki naszej kochanej Annie, przed moimi rodzicami też, bo tak w ogóle to wiedzą też o tym Anna z Andresem... W niedzielę mamy zaproszenie na rodzinny obiadek. Jeżeli to się uda, stawiam wam najdroższe drinki jakie znajdziecie w Barcelonie!
   - To co, Carles? Zaczynamy już szukać? - zaśmiała się dziewczyna.
   - Popytam kolegów, oni będą się orientować - odpowiedział, a ja pokręciłam jedynie głową. Po chwili Carles uwiesił mi się na ramieniu, a ja spojrzałam na niego pytająco. - Jeżeli tak udajecie... Pani trener z vice kapitanem na boisku tę będą sobie okazywać czułości? Tak właściwie, była już próba buziaka? - poruszył brwiami.
   - Carles...
   - Słucham?
   - Chcesz jutro karnie sobie pobiegać? Nie widzę w tym problemu - zmierzyłam go wzrokiem. Evelin ryknęła śmiechem i uwiesiła się na mnie z drugiej strony.
   - Jeżeli Shell będzie miała swój pierwszy pocałunek z Maestro za sobą, to na pewno mi o tym opowie - wyszczerzyła się, a ja automatycznie się zaczerwieniłam, tak sama z siebie. No, bo przecież pocałował mnie wtedy na tarasie. Szybki, krótki pocałunek, ale jakby mną potrząsnął, czego sama się nie spodziewałam... - Całowałaś się już z nim! - krzyknęła Evelin. - Shelley całowała się z Xavim! - zaśpiewała i zaczęła się oddalać.
   - Wcale, że nie! - zawołałam i ruszyłam za nią. Takim oto sposobem dotarłyśmy do kanapy, gdzie dostało mi się od niej poduszką! Wzięłam drugą i zaczęłyśmy się okładać.
   - Stare, a głupie - usłyszałyśmy Carlesa, na co obie się zatrzymałyśmy. Najpierw spojrzałyśmy na niego, później na siebie. W jednym momencie rzuciłyśmy w niego swoimi poduszkami. Obie celnie!

  Następnego dnia po wygranym meczu FC Barcelony B, który odbył się w południe, pojechałam prosto do Anny. Siedziała sama w domu z Valerią, bo wieczorem pierwsza drużyna ma rozegrać mecz z Espanyolem, więc Andres był w hotelu już  po porannym treningu.
  Załapałam się na dobry obiad, a potem próbowałyśmy zabić nudę, czekając na to by w końcu pojechać na Camp Nou. Na samym początku musiałam jej opowiedzieć wszystko ze szczegółami po czwartkowej wycieczce do Angelici Creus. Po tych wszystkich historiach, które naopowiadał im wcześniej Xavi z jego byłymi, Anna była w szoku, ale i śmiała się z tego, że przypadłam do gustu jego ciotce. Gdy powiedziałam jej, że jutro mamy być u moich rodziców... Od razu zarządziła, że oni też tam jadą, tylko do jej rodziny... Będąc w sąsiedztwie, zawsze może wpaść i zobaczyć jak nam idzie. Anna, serio? Ty już dość zdziałałaś pod tym względem.
   Nadszedł czas byśmy się w końcu zaczęły przygotowywać do wyjścia. Anna poszła się przebrać i zabrać ubrania dla Valerii, a ja zostałam z nią na dole w salonie. Po piętnastu minutach kobieta zeszła na dół z przewieszonymi przez ramię ubraniami. Na sobie miała granatowe jeansy, czarne szpilki i klubową koszulkę z ósemką i nazwiskiem jej męża. Usiadła na fotelu, zawołała do siebie córkę i zaczęła ją przebierać. Gdy dziewczynka była już gotowa, na jej ramieniu wisiała jeszcze jedna część garderoby...
   - A to dla ciebie - wręczyła mi żółto-pomarańczowy trykot. - Z szóstką mam tutaj tylko wyjazdową - zaśmiała się.
   - Anna! - jęknęłam.
   - No co? Zakładaj i nie marudź - puściła do mnie oczko. - Udało się w Manresie to i w życiu musicie trochę poudawać - dodała, a ja ciężko westchnęłam i zmieniłam koszulkę.
    Po wygranych derbach Barcelony, w których zdobywcą jedynej bramki w meczu był Alexis z małą pomocą Neymara, oczywiście musiałam zaczekać z Ortiz i małą Valerią na Andresa. Stałyśmy na parkingu przy samochodach Iniesty i Hernandeza, kiedy zaczęli się schodzić pierwsi piłkarze. Zawsze chłopaki parkowali obok siebie, co już przestało mnie dziwić, ale dziś gdy przyjechałyśmy tam z Anną, ona sama zatrzymała wóz obok pojazdu Maestro.
 Wcale nie zdziwiły mnie też komentarze Cesca i Gerarda, gdy tylko zobaczyli mnie z szóstką na plecach. Kto by pomyślał, że kiedyś tak po prostu będę się kolegować z piłkarzami FC Barcelony?
 Wujcio Pique zabawiał prawie śpiącą Valerię, kiedy dołączyli do nas wyżej wspomniani, parkujący wiecznie obok siebie samochody.
   - Xavi, widzisz? Dzięki nam teraz ma kto ci kibicować - Cesc złapał mnie za ramiona i odwrócił do tyłu, by zaprezentować to co mam na plecach.
   - Ej, całą zasługę przypisujecie sobie? - zaśmiał się Andres.
   - A nie? To ja zapisywałem idealne cechy kobiety dla niego - wyszczerzył się Gerard i oddał Annie na ręce jej córeczkę.
   - Już dobrze, a Shakira czasem nie czeka tam w domu na ciebie wytęskniona? - zapytałam, z powrotem się odwracając.
   - Spokojnie, już uciekamy - zaśmiał się i kiwnął na Cesca. Pożegnali się, po czym wsiedli do jednego samochodu. Odjechali.
   - Andres, my też już jedziemy. Nasza mała księżniczka już odpłynęła - oznajmiła Ortiz, a pomocnik przytaknął. Uścisnął sobie dłoń z Xavim i zabrał ją od Anny, delikatnie sadzając w foteliku.
   - Jeżeli chcesz, mogę cię odwieźć - usłyszałam głos Hernandeza.
   - W sumie to chyba skorzystam, nie będę męczyć o to Andresa, bo mała już śpi - spojrzałam na Annę, a ta pokiwała głową.
   - No to do zobaczenia - odpowiedziała kobieta, pomachała nam i wsiadła do ich rodzinnego samochodu.
   - Sprawka Anny? - uśmiechnął się Xavi i wskazał na koszulkę, gdy otwierał mi drzwi od strony pasażera. 
   - Bingo, Xavi - pokiwałam głową. Przez całą drogę rozmawialiśmy o tym meczu. I to była całkowicie inna rozmowa o piłce. Oczywiście często rozmawiałam o tym z braćmi, ojcem czy kolegami. Do tej pory najlepiej o grze rozmawiało mi się z Andresem, bo wiadomo - piłkarz. Dziś przyznaję, że na pierwsze miejsce w tym rankingu wskakuje Hernandez.
  Podjechał pod mój blok, umówiliśmy się na daną godzinę, bo w końcu mieliśmy jechać do moich rodziców, pożegnaliśmy się i rozstaliśmy. Gdy weszłam do mieszkania, pierwszą czynnością jaką wykonałam był prysznic, później nastawiałam budzik i położyłam się spać.
 

Obserwatorzy