niedziela, 28 grudnia 2014

número dieciséis

SHELLEY
   Wystarczyło by minął miesiąc. Tylko i wyłącznie miesiąc wielkiego, udawanego narzeczeństwa by wpakować nas w ślub. A to wszystko rozpoczęło się poprzez wielkie zamieszanie ze świętami.. Jakieś dwa tygodnie prze świętami zadzwoniłam by porozmawiać z mamą i wtedy okazało się, że Mateo ze swoją żoną spędzą je w tym roku u jej rodziców, Dom wylatuje z paczką przyjaciół na jakąś egzotyczną wyspę, a rodzice jadą do ciotki, tak.. Tej mojej ulubionej.. Oczywiście również dostałam zaproszenie, ale prędzej pewnie zostanę królową Hiszpanii, niż dobrowolnie tam pojadę! Mniej więcej w tym samym czasie, Xavi dostał zaproszenie na święta od swojej ciotki, która dodała, że koniecznie mam z nim przyjechać. W sumie wolałam znów poudawać ukochaną Hernandeza niż spędzić Boże Narodzenie w swoim mieszkaniu, sama z telewizorem. Poza tym, lubiłam panią Angelicę i lubiłam udawać dziewczynę Xaviego.
  Pojawiliśmy się tam dwa dni przed wigilią. Z Barcelony wyjechaliśmy zaraz po wspólnym świątecznym obiedzie w klubie, na którym fotografowie ciągle prosili nas byśmy zapozowali razem do zdjęcia. Ci wtajemniczeni z klubu tylko podśmiechiwali gdy Xavi mnie obejmował, ale dla mnie było już czymś normalnym. Przez to wszystko naprawdę się zaprzyjaźniliśmy i mogliśmy rozmawiać ze sobą o wszystkim.
  Oczywiście dostaliśmy jeden pokój z łazienką i ogromnym łóżkiem. Gdy poszliśmy już tam wieczorem, zaczęliśmy się sprzeczać o to łóżko. On przystawał przy tym bym to ja zajęła łóżko, a on będzie spał na niewielkiej sofie w kącie pokoju, a ja mówiłam na odwrót. Wymieniliśmy po milion argumentów na swoje racje, po czym lekko już poirytowana stwierdziłam, że oboje jesteśmy dorośli i powinniśmy oboje spać w tym łóżku.
   W święta Angelica, gdy przebywałam z nią czasami sam na sam, zaczynała mi coś wspominać o ślubie z Xavim, ale ja odpowiedziałam, że jest jeszcze za wcześnie by o tym mówić. Dopiero co się zaręczyliśmy i sami musimy zadecydować o ślubie. Stwierdziła, że mam jednak rację i bym nic na razie nie mówiła o tym jej siostrzeńcowi. Jednak wieczorem, gdy byliśmy już u siebie, wszyściutko wyśpiewałam Xaviemu, który wcale się tym wszystkim nie zdziwił.
 Co wywołało nacisk? Raczej kto.. Kto zgadnie? No nie będę trzymać dłużej nikogo w niepewności. Oczywiście, że obie panie Creus! Angelica źle się poczuła i zabrało ją pogotowie. Mieli ją zostawić na obserwacje w szpitalu i wtedy matka Xaviego wzięła nas na rozmowę. Czułam się dziwnie, gdy słuchałam o tym, że Angelica może mieć już mało czasu i bardzo chciałaby jeszcze być na ślubie "jej małego piłkarzyka". Po tym Xavi zaczął mnie przepraszać za to w co mnie wpakował, ale... Skończyło się na innym postanowieniu. Gdy ciotka Angelica przyjechała do domu, usiedliśmy z nią w salonie i oznajmiliśmy jej i rodzicom Xaviego, że jednak chcemy się pobrać w najbliższym czasie. Dobrze wiedzieliśmy, że to wszystko było czystym szaleństwem, ale widok szczęśliwej Angelici... Starsza pani Creus miała to co chciała, a ja miałam mieć za męża Xaviego.. Myśleliśmy, że to nam zajmie jakieś kilka miesięcy, ale jego ciotka wzięła wszystko w swoje ręce.
   - Kiedy?! - zawołały jednocześnie Anna i Evelin, które miałam na ekranie laptopa.
   - No za trzy dni, w Sylwestra - mruknęłam. - Muszę zadzwonić do domu i powiedzieć im o tym. Jeżeli rodzice nie zejdą na zawał to będzie dobrze - westchnęłam.
   - Angelica zwariowała - powiedziała Anna.
   - Nie, to Shell zwariowała! - przekrzykiwała ją młodsza. - Wychodzi za faceta, którego zna od paru miesięcy! - dodała. Całe szczęście, że miałam ich na słuchawkach.. - W sumie jest to Xavi, ale... I tak zwariowała!
   - I co chcecie zrobić później? - zapytała spokojnie Ortiz.
   - Nie wiemy. Na razie zdecydowaliśmy, że weźmiemy ten ślub, a później zobaczymy. Przecież w teraźniejszych czasach rozwód bierze się przez podpisanie jednego świstka papieru.
   - No ja wiem, ale.. Tak czy siak, na pewno będziemy - zaśmiała się.
   - To dobrze, bo będziecie z Andresem naszymi świadkami! - westchnęłam. - Dziewczyny, jak na to teraz popatrzę, to nie wiem czy mnie to śmieszy czy przeraża!
   - No hej, Shell! To będzie świetna zabawa - zaśmiała się Evelin. - Zabiorę Carlesa i też przyjedziemy. Kto by pomyślał, że będę na ślubie swojego idola! - zaświergotała radośnie studentka.
   - Już dobrze. Dziewczyny, muszę kończyć, bo zaraz ma przyjechać jakaś kobieta z salonu sukien, którą zamówiła Angelica. Do zobaczenia - powiedziałam, pomachałam im do kamerki i zamknęłam laptop. Zabawa? Będzie stresująco, wiem to!

  Moi rodzice i cała reszta przyjechali dzień wcześniej. Musieli się oczywiście zapoznać z ciotką, matką i ojcem mojego przyszłego męża. Najzabawniejsze było to, że od razu przypadli sobie do gustu i zaczęli dyskutować na różne tematy. Nawet usłyszeliśmy co nieco na temat naszych dzieci, których nie mamy. Anna przyjechała z Andresem i Valerią, Evelin z Carlesem no i nasze rodzeństwo. Mateo z Carol no i Dominic, a także bracia i siostra Xaviego ze swoimi rodzinami. To miała być całość. Najzabawniejsze było to, że wszyscy pomieścili się w tym domu.
   Siedziałam na kanapie, przytulona do Xaviego, bo trzeba było sprawiać wrażenie wielce zakochanych i prawie spałam. Było późno, a z tego co widziałam, całe towarzystwo bardzo dobrze się bawiło i dogadywało.
   - Zmęczona? - usłyszałam pytanie piłkarza.
   - Troszeczkę - mruknęłam.
   - W końcu jutro nasz wielki dzień - zaśmiał się cicho, a ja uśmiechnęłam pod nosem. - Przepraszamy, ale my już uciekamy na górę - powiedział głośniej Xavi. - Jesteśmy trochę zmęczeni.
   - Ale tak razem? - zapytała nagle Angelica, patrząc na nas jakbyśmy spadli z drzewa. - O nie, nie. Kazałam przygotować drugi pokój dla Xaviego - dodała bardzo poważnie.
   - A to wcale nie jest taki zły pomysł - zawtórowała moja szanowna rodzicielka. - Jutro się pobieracie, więc jutrzejsza noc jest dopiero dla was.
   - Bardzo dobrze panie mówią. Mogą poczekać - zaśmiała się Anna. Oni chyba wszyscy zwariowali, naprawdę! I tak się stało! Ernesto zaprowadził Xaviego do jego zastępczego pokoju, a ja ruszyłam do naszego. Przy samych drzwiach złapała mnie jeszcze moja mama. Chciała porozmawiać, więc usiadłyśmy we dwie na rogu łóżka.
   - Kochanie, nie było wcale czasu by ze sobą porozmawiać, bo ta decyzja ze ślubem była bardzo szybka. Zaskoczyłaś nas - zaczęła. - To na pewno to czego chciałaś? Naprawdę go kochasz? - popatrzyła na mnie z troską. No i co teraz? Zaraz zacznę się pewnie plątać i moja mama zacznie coś podejrzewać.
   - Tak, mamo - uśmiechnęłam się lekko. - Xavier jest świetnym facetem, naprawdę. Czuję, że mogę być przy nim sobą, wiesz? Oboje kochamy piłkę i chyba to najbardziej nas połączyło. Poza tym, on jest bardziej spokojniejszy, uparty, a na mam swoje humorki. I wiesz co zauważyłam? Mnie nie przeszkadzają jego nawyki, a jemu moje.
   - Kochasz go - powiedziała mama i odgarnęła kosmyk moich włosów z czoła. To co powiedziałam, było szczere, a ona stwierdziła po tym, że go kocham... - Poza tym, jak on na ciebie patrzy! I wydaje się dla ciebie dobry. Świetnie razem wyglądacie - położyła mi dłoń na ramieniu. - Już nie będę ci przeszkadzać, bo powinnaś się wyspać - ucałowała mnie w czoło i wyszła, zostawiając mnie z jej słowami. Patrzy się na mnie? Świetnie razem wyglądamy? Kocham go?

XAVI
  Zanim poszedłem spać, w moim pokoju kolejno przewijali się chyba wszyscy mężczyźni z tego domu. Najpierw na słówko wstąpił mój tato, a następnie obaj bracia ze szwagrem. Gadali o tym samym. O małżeństwie, bla, bla, bla... Dalej weszli ojciec Shell z jej starszym bratem. Nie było źle. Jak opowiadała Shell, byli moimi fanami, więc nie dostałem jasnego ostrzeżenia, że w razie czego, powyrywają mi nogi z tyłka.. Następnie do pokoju wpakowali mi się Andres, Planas i Dominic.
   - Nie, błagam - jęknąłem na ich widok. - Jeszcze wy?
   - A co, już masz dosyć nauk przedmałżeńskich? - zaśmiał się młody obrońca.
   - Jesteście tu jedynymi facetami, którzy są wtajemniczeni w tą całą bajkę - wywróciłem oczami.
   - Więc mam nie zaczynać tekstem "jeżeli moja siostrzyczka będzie przez ciebie cierpieć..." - śmiał się Dom.
   - Młody skończ, oni i tak dużo wytrzymali, a jutro się hajtają - odparł Andres.
   - No dobra. To jest w sumie ślub dla rodziców i pani Angelici - dodał młody Calderon. - Podziwiam was, ludzie - pokręcił głową.
   - O tym samym pomyślałem, gdy Shell wygadała się przede mną i Liną, że spotyka się z tobą na niby - powiedział Carles.
   - A z tego spotykania się na niby wyszedł ślub - Iniesta klasnął w ręce. - Dobra, panowie. Idziemy. Pasowałoby by pan młody się wyspał - zaśmiał się. Zabrał chłopaków, życzyli mi dobrej nocy i uciekli. Taaak... Ślub, garnitur. To już jutro.

sobota, 20 grudnia 2014

número quince

XAVI 
  Czułem się głupio, ale gdybym wiedział... Nie mówiłbym tak. Z resztą nie wiem co mnie tak wtedy podkusiło by mówić o tym w taki sposób. Piłka nożna to piłka nożna, sport, zabawa, pasja i nieważne czy gra w nią facet czy kobieta. Za każdym razem jest to coś niesamowitego. Pamiętam tą sytuację, mówili o tym w radio i w telewizji. Tylko nie wiedziałem, że to właśnie Shelley. Teraz jakby o niej zapomniano. Zapomniano o tym co zrobiła wtedy dla drużyny, że strzeliła hattricka i wyprowadziła Hiszpanię z grupy na tych mistrzostwach Europy w piłce nożnej kobiet.
 Wyszedłem od Andresa zaraz po tym jak mi pokazał te wszystkie filmiki z Shelley. I nie, nie wracam do siebie, a jadę do niej by to wszystko wyjaśnić. Jest uparta, ale nie wrócę dopóki ze mną nie porozmawia. Wchodząc do klatki, minąłem się z Anną.
   - Andres opowiedział ci wszystko? - zapytała, a ja kiwnąłem głową.
   - Jest mi głupio, ale nie wiedziałem o tym - westchnąłem.
   - Ona już dawno się z tym pogodziła, a dziś po prostu to wszystko wróciło. Pogadaj z nią. Nigdy przez to nie płakała, a przynajmniej ja tego nie widziałam. Jak zwykle, próbuje zgrywać silniejszą niż jest - poklepała mnie po ramieniu. - Dobranoc, Xavi - powiedziała i ruszyła dalej.
   - Dobranoc - odpowiedziałem jej i ruszyłem po schodach na piętro, gdzie mieściło się mieszkanie Shell. Stanąłem przed drzwiami i zadzwoniłem dzwonkiem. Po chwili otworzyła drzwi, ale tylko na szerokość, na którą pozwalał łańcuszek od zamka. Spojrzała na mnie niepewnie. -  Możemy porozmawiać? - zapytałem, a ona po prostu z powrotem zamknęła drzwi. Myślałem, że otworzy, ale nie, więc sam nacisnąłem na klamkę. Znów otworzyły się tylko odrobinę, ale zdołałem zobaczyć, że Shell siedzi skulona tuż obok, oparta o ścianę. Przykucnąłem i zbliżyłem się jak tylko mogłem. - Shelley, przepraszam. Nie powinienem tak mówić. Andres mi o wszystkim opowiedział i pokazał twoje wyczyny. To było coś. Niejeden piłkarz by ci pozazdrościł takich akcji - uśmiechnąłem się, a ona znów przymknęła drzwi. Tym razem usłyszałem jak otwiera zamek. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Nadal tam siedziała, więc zamknąłem je za sobą i usiadłem tuż obok.
   - Teraz już nie mają czego zazdrościć - mruknęła.
   - Nie mów tak. Ten gol z meczu, na którym był ten gość, który chciał cię zwerbować... Lepszego nigdy nie widziałem - powiedziałem poważnie, a ona najpierw na mnie spojrzała, a później się cicho zaśmiała. - Naprawdę jest mi przykro z powodu twojej kontuzji, ale gdyby nie to, skąd wiesz jak teraz na przykład wyglądałoby twoje życie?
   - Myślę, że nie udawałabym twojej dziewczyny - uśmiechnęła się. - I nie poznałabym chłopaków z Barcy B.
   - Skąd wiesz? Może akurat grałabyś teraz z naszymi dziewczynami i zdobywała mistrzostwa? Poznałabyś mnie i chłopaków.
   - Ale nie tak jak znam was teraz - dodała i oparła głowę o moje ramię. - Czasem wam wszystkim zazdroszczę. Możecie wyjść na boisko i tak po prostu grać ile chcecie. Ja musiałam wiele przejść by w ogóle móc normalnie chodzić i zostać trenerką. Dziś to wszystko wróciło. Przypomniałam sobie ten ból, te chwile - wypuściła powietrze z buzi i zadrżała. Schowała głowę w moje ramię i... I płakała. Anna chwilę temu wprost powiedziała, że Shell nigdy się nad tym nie rozklejała, a teraz po prostu siedziała obok, wtulona w moje ramię i płakała. Czy powinienem coś zrobić? Jasne Xavi, że powinieneś! Niepewnie objąłem ją drugim ramieniem i mocniej przytuliłem, a ona skuliła się w jeszcze mniejsza kulkę i płakała w moje ramię.
SHELLEY
 Otworzyłam oczy i poczułam, że jestem cała obolała i jest mi chłodno. Przetarłam powieki i zdałam sobie sprawę, że nie jestem w swoim łóżku, a siedzę na podłodze i przytulam się do... Xaviego! Obejmował mnie ramieniem i też spał. Delikatnie zabrałam jego rękę z mojego ramienia i przetarłam oczy, po czym ziewnęłam. Spojrzałam na piłkarza i lekko potrząsnęłam jego ramieniem.
   - Xavi - powiedziałam cicho, a ten się od razu przebudził. - Zasnęliśmy tutaj.
   - Co? - mruknął i rozejrzał się dookoła. - No tak - przetarł oczy.
   - Nie wiem jak ciebie, ale mnie wszystko boli - jęknęłam i po woli się podniosłam.
   - Jeżeli zaprzeczę to skłamię - powiedział, a ja się cicho zaśmiałam i podałam mu dłoń, by pomóc mu wstać.
   - Zaparzę kawę - stwierdziłam i ruszyłam do kuchni. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jaka to była dziwna sytuacja. Nastawiłam wodę, wzięłam dwa kubki i zasypałam do nich kawę. Xavi usiadł na krześle przy wysepce i zaczął rozmasowywać kark. Odwróciłam się i nabrałam powietrze. - Xavi, ja przepraszam - wydusiłam z siebie, a on spojrzał na mnie pytająco.
   - Ale za co?
   - Za wczoraj - westchnęłam. - Nigdy z tego powodu nie płakałam, a wczoraj tak jakoś wyszło - wzruszyłam ramionami. Zauważyłam, że piłkarz uśmiechnął się lekko pod nosem. - Coś nie tak?
   - Nie, wszystko w porządku - spojrzał na mnie uśmiechnięty. - Po prostu w końcu trzeba było to zrobić. Uwierz, faceci przy kontuzjach też płaczą. Czasami nawet gorzej.
   - Tacy twardziele? - zaśmiałam się.
   - Oczywiście - wzruszył ramionami. Gwizdek od czajnika zaczął świszczeć, więc wyłączyłam gaz i zalałam wodę do kubków. - Czasami nawet bardziej - dodał, a ja postawiłam przed nim kubek z kawą.
   - Wiesz co, wierzę ci - zaczęłam. - Mateo jest ode mnie starszy, a gdy raz wiózł mnie na rowerze na ramie, wjechaliśmy w duży kamień. Oczywiście się wywróciliśmy. On wyszedł z tego tylko z obdartym kolanem i łokciem i płakał gorzej ode mnie, co złamałam rękę.
   - No widzisz - zauważył i upił łyk. - Pozory czasem potrafią zmylić.
   - Dzięki Xavi - uśmiechnęłam się.
   - A teraz za co?
   - Za to, że potrafisz pocieszyć człowieka.
   - Zawsze do usług - skinął głową, rozśmieszając mnie.
  Chwilę później Xavi wyszedł. Miał wrócić do domu, odświeżyć się i przygotować na trening. Ja też potrzebowałam by pójść pod prysznic i się odświeżyć.
  W ośrodku treningowym okazało się, że dziś znów trenerzy postanowili połączyć treningi, więc na jednym boisku zaczęli się zbierać i młodsi i starsi piłkarze. Kiedy ja wyszłam, była ich dopiero może połowa. Odnalazłam Planasa i Gomeza, którzy stali razem z Fabregasem i Pique i o czymś rozmawiali. Podeszłam do nich, przywitałam się i do czasu, aż reszta się nie pojawiła, staliśmy i rozmawialiśmy.
XAVI
 Zaraz po treningu musiałem pojechać do Manresy, bo ciotka strasznie nalegała żebym przyjechał sam. Tak, więc się tam udałem. Na miejscu okazało się, że była tam też i moja matka, a gdy ledwo sobie zdążyłem usiąść, obie zaplotły na mnie swoje macki... Gadały, gadały i gadały, a ja dostawałem jakiegoś oczopląsu, podążając za nimi i próbując dokładnie się wsłuchać w to co mówi każda. W sumie to wałkowały jeden temat, po czym mi coś wręczyły i odesłały z powrotem do Barcelony. W końcu to siostry...
  Zaparkowałem pod budynkiem, gdzie mieściło się mieszkanie Shelley i zadzwoniłem domofonem. Odebrała i zaprosiła mnie do środka. Skierowałem się na schody, bo nie chciało mi się czekać na windę. Nacisnąłem do klamkę i po prostu wszedłem do mieszkania. Shell zawsze powtarzała, że wystarczy jeżeli raz podejdzie sprawdzić kto dzwoni, a jeżeli to zaprzyjaźniona osoba, to niech czuje się jak u siebie.
   - Cześć! - zawołałem od progu.
   - Dobrze, że jesteś - usłyszałem i ruszyłem do kuchni, skąd dobiegał jej głos. Stała przy wysepce i mieszała sałatkę w dużej, szklanej misce, a obok stało białe wino i do połowy pełny kieliszek. - Dziewczyny mnie wystawiły, a ja jak głupia narobiłam tego jak dla pułku wojska - westchnęła.
   - Jak to wystawiły? - zmarszczyłem brew, siadając na krześle.
   - Evelin z Anną miały wpaść na taki damski wieczorek, ale Valeria złapała jakieś przeziębienie, a Carles wymyślił sobie, że zabiera Linę do siebie, bo jego siostra skądś tam wraca i muszą się koniecznie poznać - powiedziała i wyjęła dwa białe, kwadratowe talerze. - Wina?
   - Jestem samochodem.
   - Więc wrócisz taksówką - stwierdziła i wzięła drugi kieliszek. Postawiła go przede mną i wyjęła sztućce. Usiadła obok, nalała wina do mojego kieliszka i zaczęła nabierać sałatkę na talerze. - Dopadła cię nuda, że wpadłeś?
   - Niekoniecznie - uśmiechnąłem się lekko. - Właśnie wracam z Manresy - powiedziałem.
   - Coś z Angelicą? - spojrzała na mnie pytająco.
   - Nie. Pamiętasz jak mówiliśmy o tym, że niedługo powinniśmy pomyśleć nad wielkim rozstaniem? - zapytałem, a ona pokiwała głową. - Ciotka dzwoniła do mnie po treningu bym przyjechał sam, więc pojechałem. Tam była też moja mama i... - westchnąłem i wyjąłem malutkie pudełeczko z kieszeni spodni. Wręczyłem go jej, a ta z ciekawością od razu go otworzyła. Był to stary, złoty pierścionek z jasnym oczkiem. - Podobno należał do rodziny trzeciego męża Angelici. W testamencie napisał, że chce by miała go właśnie ona, a że zmarł już po tym jak moje rodzeństwo dawno było po ślubie, to ciotka wręczyła go mi. Uwierz, dostałem całkiem jasne instrukcje od matki i ciotki jak go wykorzystać.
   - Czyli masz mi się oświadczyć, dobrze rozumiem? - zapytała, a ja pokiwałem głową. - Sądzą, że jeżeli nie ja to już zostaniesz starym kawalerem? - zaśmiała się, a ja zmierzyłem ją wzrokiem. - No dobra, dobra - uniosła dłoń. - Możemy jeść i myśleć nad tym jak mi się oświadczyłeś. Smacznego - dodała i sama zaczęła jeść. Również wziąłem do ręki widelec, nabiłem na niego kawałek sałaty i pomidorka koktajlowego. Wsunąłem to do buzi i zacząłem przeżywać. - Wiem! - krzyknęła, a ja o mało się nie zadławiłem. - Wybacz - zaśmiała się.
   - W porządku - odparłem i popiłem odrobiną wina. - Co wymyśliłaś?
   - Jeżeli będą wypytywać to można powiedzieć, że zaprosiłeś mnie na kolację. Zamówiłeś coś dobrego.
   - Hej, ja też potrafię gotować i nieskromnie powiem, że nawet mi to wychodzi - zaśmiałem się.
   - Jeszcze lepiej! Przygotowałeś romantyczną kolację w domu - wyszczerzyła się. - I wtedy mi się oświadczyłeś. Tradycyjnie uklęknąłeś na jedno kolano i poprosiłeś mnie o rękę.
   - Już wszystko miałaś zaplanowane?
   - Błagam cię, każda już nastolatka wyobraża sobie i planuje jak to będzie wyglądało - poruszyła brwiami.
   - To poczekaj - zaśmiałem się i wziąłem pierścionek. Wstałem i przykląkłem przed nią na jedno kolano. - Shelley, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną na niby? - zapytałem i ująłem jej dłoń.
   - Xavierze, to ty uczynisz mi jeszcze większy zaszczyt, zostając moim udawanym mężem - powiedziała, a ja wsunąłem pierścionek na jej palec. Nawet pasował idealnie! Po tym zaczęliśmy się śmiać i Shell podała mi dłoń, pomagając się podnieść. - A teraz trzeba to zjeść, bo szkoda, żeby się zepsuło - wskazała na miskę.

sobota, 13 grudnia 2014

número catorce

SHELLEY
  Wstałam, rozciągnęłam się i ruszyłam od razu w stronę kuchni. Nawet nie patrzyłam w lustro, bo wiedziałam, że tak jak codziennie rano - wyglądam koszmarnie. Poza tym, czułam się jakbym spała z tydzień, bez przerwy. Zawsze się tak czuję gdy za długo śpię, jak na mnie.
  Zrobiłam sobie kanapkę i kawę, po czym usiadłam na kanapie. Włączyłam laptopa i zaczęłam przeglądać różne stronki. Raz na ruski miesiąc zerkałam na jeden portal plotkarski, co zrobiłam również i dzisiaj. Najpierw przeczytałam jakiś wpis o przygotowywaniach Shakiry do nowej płyty, później coś o Megan Fox, a następnie natrafiłam na jakiś post o wybrankach hiszpańskich piłkarzy, bo niedługo szykuje im się jakiś towarzyski mecz. Na pierwszej stronie oczywiście wylała się fala zdjęć Ikera z Sarą Carbonero, na drugiej Raul Albiol z żoną, na trzeciej Pique z Shakirą, czwarta należała do Javiego Martineza i jego blondwłosej przyjaciółki, a piąta do Juanfrana i jego żony. Na szóstej zobaczyłam piękne zdjęcia moich przyjaciół, a na siódmej David Villa z Patricią Gonzalez. Wzięłam kubek do ręki i kliknęłam na kolejną stronę, która, według prawidłowej numeracji, miała należeć do Hernandeza. Upiłam łyk i zaczęłam oglądać zdjęcia. Zobaczyłam dwa zdjęcia z jego najświeższymi byłymi, uniosłam kubek, by upić kolejny i... O mało co się nie zakrztusiłam, ponieważ byłam ŚLICZNĄ NIEZNAJOMĄ, KTÓRA KIBICOWAŁA XAVIEMU NA MECZU Z ESPANYOLEM! Było jedno zdjęcie jak siedzę obok Anny i Valerii na trybunach, a niżej jak wyjeżdżaliśmy z parkingu. Jedynie pokręciłam głową i nacisnęłam na 'dalej' by zapewne zobaczyć zdjęcia Torresa, kiedy tak automatycznie spojrzałam na zegarek w prawym, dolnym rogu ekranu. Było za dwie dziesiąta. Zaraz... Dziesiąta?!
   - Cholera! - krzyknęłam i zerwałam się jak poparzona. Mój budzik nie zadzwonił, a ja zapomniałam, że jedziemy dziś do moich rodziców. Nie żebyśmy byli umówieni tak, że Xavi miał przyjechać po mnie o dziesiątej, wcale... Błagam! Ten raz Hernandez mógłby się spóźnić!
 Odłożyłam kubek i pobiegłam do łazienki. Chwyciłam za szczoteczkę do zębów i pastę. Wycisnęłam trochę na szczoteczkę i w pośpiechu zaczęłam czyścić zęby. Gdy już płukałam usta, usłyszałam dzwonek. Wróciłam do korytarza i podniosłam słuchawkę od domofonu.
   - Tak?
   - To ja - usłyszałam głos Xaviego.
   - Wejdź na górę, wchodź bez pukania - rzuciłam automatycznie i ruszyłam biegiem znów do łazienki. Umyłam twarz i zaczęłam rozczesywać włosy. Wtedy usłyszałam jak drzwi od mieszkania się otwierają i ktoś wchodzi.
   - Cześć, jestem! - zawołał.
   - Hej - krzyknęłam i nadal traktując swoje włosy szczotką, wyszłam do korytarza. - Zaspałam, a właściwie to mój budzik nie zadzwonił - mruknęłam. - Zaczekasz? - spojrzałam na niego. Miał na sobie ciemne jeansy i białą koszulę z długimi, podwiniętymi rękawami. Prezentował się całkiem nieźle, tak jakby faktycznie jechał na pierwsze spotkanie z przyszłymi teściami. Wtedy to on zaczął bacznie mnie obserwować, bowiem stałam przed nim w mojej kusej piżamie składającej się z krótkich spodenek i topu na szelkach. - Nie mów nikomu i zapomnij o tym, że mnie widziałeś w takim stanie, jasne? - wymierzyłam w niego szczotką i ruszyłam do swojej sypialni. - W salonie jest włączony laptop, zobacz co tam znalazłam! - krzyknęłam, otwierając drzwiczki szafy.
   - Chodzi ci o zdjęcia Fernando? - zawołał po chwili, śmiejąc się.
   - Wróć stronę!
   - Okej! - usłyszałam i zajęłam się szukaniem jakiegoś stroju. Wzięłam czarne rurki, baleriny na koturnie w tym samym kolorze, biały top i marynarka. Zrobiłam szybki i lekki makijaż, ułożyłam włosy, wrzuciłam do torebki klucze od mieszkania, portfel, telefon i paczkę chusteczek higienicznych. Byłam gotowa. Wszystko było robione w tempie ekspresowym, więc Xavi nie musiał długo czekać. Zastałam go tam gdzie go wysłałam - na kanapie przed włączonym laptopem.
   - I jak? - zapytałam, siadając obok niego na oparciu.
   - Nie zaskoczyło mnie to, bo rano już miałem telefon w związku z tym - zaśmiał się. - Pomimo, że może nie wyglądać, ale moja ciotka jest pierwsza z takimi nowinkami. Szczególnie jeżeli chodzi o mnie - dodał roześmiany. - Mówiła mi już o tym.
   - Gdyby to wszystko nie było fikcją, pewnie byłabym zła za to, że ktoś się wcina w czyjeś życie i ma z tego radochę - powiedziałam. - Możemy już iść?
   - Tak, pewnie - pokiwał głową i zamknął klapę laptopa.

   Wskazałam Xaviemu gdzie ma zajechać i tak oto byliśmy już na podjeździe mojego rodzinnego domu. Zauważyłam, że przed domem Dominic chodzi w kółko, rozmawiając z kimś przez telefon.
   - To mój młodszy brat - powiedziałam, wskazując na niego. - Chodźmy - kiwnęłam i otworzyłam sobie drzwi. Wysiedliśmy oboje z samochodu, ja ruszyłam pierwsza, a piłkarz zaraz za mną.
   - Ja kończę, bo moja siostrzyczka przyjechała - zaśmiał się do słuchawki, patrząc w naszą stronę. Rozłączył się i schował telefon do kieszeni. - Żebym nie powiedział, że wyrodna - wyszczerzył się, a ja zmierzyłam go wzrokiem.
   - Ty sobie uważaj - pokiwałam mu palcem przed nosem, a on pokazał mi język. - Dominic, Xavi. Xavi, Dominic - przedstawiłam ich sobie. Uścisnęli sobie dłonie.
   - Miło poznać. Jesteś pewien, że chcesz tam wejść? - wskazał na dom za nim, a ja znów spiorunowałam go wzrokiem. - No dobra, chcę jeszcze trochę pożyć - wywrócił oczami.
   - Najlepiej zrobisz jak nie będziesz zwracał na niego uwagi - zwróciłam się do Hernandeza i pierwsza ruszyłam do wejścia. Musi dobrze wypaść i rodzice muszą złapać haczyk.
XAVI
   Spotkanie w domu Shelley wypadło w miarę dobrze. Tak jak uprzedzała mnie dziewczyna, jej starszy brat i ojciec byli wielkimi fanatykami piłki i klubu, w którym gram. Na początku byli w lekkim szoku, że to właśnie ja przyjechałem z Shell, ale się w końcu do tego przyzwyczaili. Wiem, że w pewnym momencie pan Calderon zabrał na bok córkę i coś jej mówił, ale do tej pory Shell nie powiedziała mi co jej wtedy mówił.
 Minęło od tego czasu już chwilę. Byliśmy od tego momentu jeszcze dwa razy u mojej ciotki i raz u jej rodziców. Miała nawet okazję poznać moich! Wszystko toczyło się tak jak miało. Całkiem dobrze udawaliśmy parę, z czego Andres, Anna, Evelin i Planas mieli ubaw. Poza tym, zaprzyjaźniliśmy się i to bardzo, a te wszystkie uściski czy drobne buziaki w momentach, które tego wymagały, po prostu... No po prostu być musiały. Jesteśmy dorośli i nie powinno to nic zmieniać. Mamy umowę i koniec kropka.
 Jak to już oficjalnie rozgłosiły media - Shelley dołączyła do grona barcelońskich WAG. Paparazzi się uspokoiło i już nie byliśmy taką wielką sensacją, więc Anna uparła się, że zamiast siedzieć u nich, wyjdziemy we czwórkę na spacer. W Barcelonie była mama Andresa, więc ona została z Valerią. Był ładny wieczór, a my chodziliśmy bez celu po mieście.
 Dziewczyny szły krok przed nami i plotkowały o tym, że Lina kręci z Carlesem, później o braciach Shell i siostrach Anny. Ja z Andresem szliśmy za nimi i słuchaliśmy to o czym mówiły, śmiejąc się z obgadywanych lub wtrącając swoje trzy grosze. W pewnym momencie, po tym jak minęliśmy kilku chłopców z piłką, biegnących w stronę osiedlowego boiska, zmieniliśmy temat na piłkę nożną. Najpierw przekazałyśmy dziewczyną kilka zabawnych historyjek, które usłyszeliśmy ostatnio w szatni od kolegów, a później o kontuzjach, ponieważ Andres napomknął coś o jednej zawodniczce z żeńskiej sekcji piłki nożnej w FC Barceonie, która w ostatnim meczu skręciła sobie kostkę.
   - Coś słyszałem, ale to miesiąc, góra dwa i wróci na boisko - powiedziałem. - Kobiety nie grają tak ostro jak jak faceci.
   - Czyli według ciebie, w damskim świecie piłki nie istnieją poważne kontuzje? - wtrąciła Calderon.
   - Nawet jeżeli, to i tak kobiety zazwyczaj kończą karierę, bo zakładają rodziny - ja zrównałem krok z Shelley, a Andres ze swoją żoną. - Takim przykładem jest żona Villi - dodałem. - Z resztą przecież i tak bardziej rozpowszechniona jest męska gra. I o poważnych kontuzjach kobiet mało co się słyszy i to tak nie wstrząsa wszystkimi - powiedziałem to co ślina mi na język przynosiła, a kiedy skończyłem, Shell stanęła z założonymi rękami, ze wzrokiem wbitym w chodnik, jakby myślała. Ja też się zatrzymałem, nasi przyjaciele również.
   - I uważasz, że grające kobiety to nic poważnego? Zabawa? - spojrzała na mnie. - Że wy jesteście najważniejsi, a damski futbol to nic takiego? - rzuciła do mnie zła. - Dla twojej wiadomości, my też cierpimy fizycznie przez ten sport i czasem z wielkim bólem musimy to zakończyć - dodała, odwróciła się i ruszyła w przeciwnym kierunku. Ja tam stałem jak wmurowany. Dopiero po chwili spojrzałem po Iniestach.
   - Jest źle - powiedziała Anna, jakby sama do siebie. - Pójdę za nią - zwróciła się do męża, a ten kiwnął głową. Anna ruszyła za Shelley, a Andres spojrzał na mnie.
   - Możesz mi wytłumaczyć co to było? - zapytałem. Nadal nie rozumiałem o co chodziło i dlaczego dziewczyna tak się uniosła, gdy zeszliśmy na ten temat.
   - Chodź, wracamy do mnie - przyjaciel poklepał mnie po ramieniu i pierwszy ruszył w kierunku swojego domu.
   - Ale Andres... - pobiegłem za nim.
   - Wszystko ci wytłumaczę w domu, okej? - wywrócił oczami. Nie mogłem nic innego jak mu tylko przytaknąć i spokojnie z nim iść. Przez całą drogę myślałem o tym wybuchu Shell... W końcu dotarliśmy do domu pomocnika. W korytarzu od razu dopadła go córka, ale ten wysłał ją z powrotem do salonu, do babci, bo musi mi coś ważnego pokazać. Dziewczynka wytargowała z ojcem, że za to do snu przeczyta jej dwie bajeczki, a nie jedną, tak jak zwykle. Iniesta od razu się zgodził i ruszyliśmy na górę do ich sypialni. Kazał mi sobie usiąść i sam zaczął szperać w kolorowych pudełkach, które leżały w kącie w ich garderobie. Wrócił po kilku minutach razem z jakąś płytką CD, zabrał z parapetu laptop i usiadł obok mnie. Zaczekaliśmy aż urządzenie się włączy, po czym piłkarz włożył płytkę do czytnika. - Shelley tak wybuchnęła, bo ma pewną tajemnicę. Wie o tym kto chce wiedzieć, ty też pewnie o tej sprawie coś słyszałeś, ale nie wiesz, że to właśnie była ona - mówił.
   - Mógłbyś jaśniej? - poprosiłem go. Nadal nie wiedziałem o co chodzi, do czego dąży. Westchnął i kliknął dwa razy na ikonkę z płytką. Było na niej kilka plików, jakieś zdjęcia i filmiki. Andres włączył jeden z nich. Był to urywek z jakiegoś meczu damskich drużyn. - Anna to nagrywała. Na tym meczu był łowca talentów i chciał zwerbować Shelley i sprzedać do jakiegoś klubu, by się rozwijała. Akurat wtedy kończyła szkołę - mówił. - Patrz teraz na to - wskazał palcem na jedną zawodniczkę w oddali, która właśnie dostała piłkę i biegła pod pole karne przeciwniczek. Pięknie ominęła dwie zawodniczki, wykiwała obrońcę i strzeliła pięknego gola, po którym właśnie skończył się mecz. Kilka minut później, po całej fali radości zawodniczek, Shell ruszyła w stronę skromnych trybun, gdzie siedziała Anna, która kamerowała i jak później się okazało, jej rodzice i bracia. - Anna, nie kameruj! Wyglądam jak burak! - zaśmiała się Shelley, mówiąc wprost do kamery. Pomyślałem o tym, że już wtedy była bardzo ładna! Miała długie włosy, zawiązane w kucyk, a na sobie miała zielono-czarny strój. - Nieprawda! Wyglądasz wspaniale! Nasza bohaterka! - odpowiedział jej głos Anny zza kamery. Wtedy ktoś zaczął wołać Shell, która ich przeprosiła i odeszła, a filmik się skończył.
   - Zgodziła się? - spojrzałem na piłkarza.
   - Moja żona opowiadała, że na początku się martwiła, że może jednak się do tego nie nadaje i tak dalej. Miała mieszane uczucia, ale po namowach wszystkich, zgodziła się. Trenowała rok z dziewczynami w Levante.
   - I co później? - zapytałem, a Andres wtedy włączył drugi filmik. Znów chyba nagrywany przez Ortiz. Siedzieli w jakimś pokoju dookoła komputera. Siedziała Shelley z kolanami podciągniętymi pod brodę, obaj jej bracia, rozpoznałem siostrę Anny no i chyba była tam też ona sama, bo kamerowała. Na ekranie mieli transmisje z jakiejś konferencji. Był tam ówczesny trener żeńskiej reprezentacji narodowej. Zaczął wyczytywać listę na jakieś mistrzostwa. Na końcu, w grupie napastniczek znalazła się właśnie Shelley, a na nagraniu, po wyczytaniu jej nazwiska, wszyscy w tym pokoju zaczęli krzyczeć i przytulać Shell.
   - Zagrała dopiero w trzecim meczu w grupie, który był decydujący o dalszej przygodzie reprezentacji. Dla niej był niestety ostatni.
   - Co się stało? - zmarszczyłem brew. Włączył kolejny filmik i przyciszył głos. Były to urywki z jakiegoś meczu.
   - Reprezentacja miała już za sobą dwa mecze w grupie, wygrany i przegrany. Ten miał być o wszystko. Przegrywały jednym golem z Niemkami. Shelley weszła w siedemdziesiątej minucie i po dziesięciu minutach gry strzeliła dwa gole - zaśmiał się i kawałek przesunął nagranie. Jej gol padł w siedemdziesiątej piątej, z główki i w osiemdziesiątej, z rożnego. Andres przesunął jeszcze kawałek, do dziewięćdziesiątej. Wtedy arbiter dodał trzy minuty do gry. Shell była w polu karnym, kiedy jedna z dziewczyn wjechała jej prosto w nogę. Zawyła z bólu i padła na murawę, krzywiąc się i mocno zaciskając zęby. Widząc to, sam poczułem ten ból. I tak zareagowałby każdy piłkarz, widzący to. Trzymała się za dolną cześć nogi. Od razu przylecieli lekarze z torbami, a ona tylko zawołała by jej to przymrozili. Chcieli żeby zeszła, ale ta się uparła. Sędzia zarządził rzut karny do którego właśnie podeszła Shelley. Wpakowała piłkę do siatki, po czym usiadła w tym samym miejscu na trawie, zdjęła buta, skarpetę i schowała twarz w dłoniach. Okrzyki radości hiszpańskich kibiców nagle ucichły, wszyscy obecni wstrzymali oddech, a Andres zamknął klapkę laptopa! - Złamana noga, ponaciągane i pozrywane mięśnie i ścięgna. Lekarz mówił, że to był najtrudniejszy przypadek w jego historii. Tamta dziewczyna, która jej to zrobiła dostała zakaz grania już na tych mistrzostwach i kolejne cztery miesiące w klubie. Długie leczenie, rehabilitacje, zabiegi. Musiała zrezygnować.
   - Cholera - mruknąłem, przesuwając dłonią po twarzy. Teraz już wiem dlaczego tak zareagowała.

sobota, 6 grudnia 2014

número trece

XAVI
  Stałem przed domem dobre piętnaście minut i słuchałem to co miał mi do powiedzenia Tata, ponieważ Carles nadal leczył kontuzję, więc ja byłem tym głównym kapitanem. Wszystko musiało lecieć do mnie. W końcu się z nim pożegnałem i wróciłem do środka. Ruszyłem prosto do jadalni, by jakoś wyzwolić Shell od masy kolejnych głupich pytań ciotki, ale ku mojemu zdziwieniu nie było ich tam. Gosposia była już w trakcie sprzątania po obiedzie. Wróciłem do holu i tam natchnąłem się na Ernesto.
   - Panie Hernandez, w końcu dobra robota - uśmiechnął się do mnie.
   - To znaczy? - zdziwiłem się.
   - No niech pan zobaczy - przywołał mnie i kazał zajrzeć cicho do salonu. To, że byłem w szoku to mało powiedziane. Ciotka z Shelley siedziały sobie w dużym pokoju na kanapie, przed nimi na stoliku stał talerzyk z ciasteczkami oraz dwie filiżanki, a one dwie śmiały się do siebie jak dwie przyjaciółeczki. - Życzę powodzenia - dodał lokaj i się oddalił. Ja postanowiłem się ujawnić.
   - Jestem - uśmiechnąłem się do nich i usiadłem blisko Shell. Wtedy zauważyłem, że mają przed sobą stary album ze zdjęciami, a w roli głównej ja i moje rodzeństwo! - Naprawdę musicie to oglądać? - zapytałem żałośnie.
   - Nie narzekaj Xavi, sam pewnie byś Shell tych zdjęć nie pokazał - odpowiedziała od razu ciotka.
   - Zanim zawitamy do moich rodziców, będę musiała się tam pojawić i pochować wszystkie moje stare albumy - zaśmiała się Shelley i wróciła do oglądała zdjęć.
   Mijał czas, a ciotka nie mogła odkleić się od Shell. Jestem po prostu w szoku, bo dziewczyna którą przywiozłem tutaj dla podpuchy, okazała się strzałem w dziesiątkę! Na początku myślałem, że będzie tak jak zawsze, bo to było widać, że podchodziła do niej tak samo jak do tych poprzednich, ale później zmieniła swoje nastawienie do dziewczyny... Czemu tak nagle?
   - Koniecznie musicie tutaj niedługo przyjechać - powiedziała ciotka, gdy wsiadaliśmy już do samochodu. Spędziliśmy tam całe południe i popołudnie.
   - Oczywiście, że przyjedziemy - uśmiechnęła się Shell, a ja otworzyłem jej wtedy drzwi od strony pasażera. Wsiadła i zamknąłem za nią drzwi. Ja również zająłem swoje miejsce, pomachałem jeszcze ciotce i odpaliłem samochód. - Xavi, powiedz mi czy na początku Angelica traktowała mnie tak samo jak twoje byłe?
   - Tak - skinąłem głową.
   - A czy później było tak samo?
   - Nie - pokręciłem głową. - I nie mam zielonego pojęcia jak ty tego dokonałaś.
   - Szczerze? Ja też, ale to zmieniło się po tej całej kłótni - zaśmiała się. - Czyli twoja ciotka uważa, że twoja kobieta powinna ci się potrafić postawić.
   - Na to wygląda - przytaknąłem i wtedy usłyszeliśmy dzwonek, który dobiegał z jej torebki. Ona wyjęła komórkę, a ja za ten czas ściszyłem radio, by jej nie przeszkadzało w rozmowie.
   - Halo?(...) Tak mamo, mogę rozmawiać.(...) Wszystko w porządku.(...) Sobota? - zamyśliła. - W sobotę oboje mamy mecze.(...) Niedziela chyba może być - spojrzała na mnie. - No dobrze, to jeszcze się zdzwonimy. Pa - powiedziała i rozłączyła się. - My naprawdę wkopaliśmy się po same czubki głów! - stwierdziła. - Nie masz planów na niedzielę? - zapytała.
   - Coś mi się wydaje, że już mam - uśmiechnąłem się do niej.
   - Racja, bo mamy zaproszenie od moich rodziców.
   - Daliśmy radę tutaj, damy radę tam - odpowiedziałem.
SHELLEY
    Musiałam się w końcu przystać do tego, gdzie byłam wczoraj, bo ta dwójka nie dawała mi żyć... Siedzieliśmy w moim mieszkaniu i zachciało nam się nagle pizzy... Wygoniłyśmy Carlesa do sklepu po składniki i później zabraliśmy się za przygotowywanie wszystkiego. W pewnym momencie oboje zaczęli mnie wypytywać co robiłam cały wczorajszy dzień, że nie miałam dla nich czasu!
   - A potraficie dochować tajemnicy? - spojrzałam po nich badawczo.
   - No przecież wiesz, że tak! - mruknęła naburmuszona Evelin i wtedy spojrzałam na młodego obrońcę.
   - Obiecuję, że nic nikomu nie powiem. Przysięgam na mojego misia z dzieciństwa, który ciągle siedzi sobie na półce w moim pokoju w domu rodziców - zaśmiał się.
   - No to... Byłam z Xavim w Manresie - powiedziałam i zabrałam się za krojenie papryki.
   - Z Xavim?! - zareagowała od razu dziewczyna.
   - Po co?! - zapytał Planas.
   - No i tu jest ta sprawa o której nie możecie się wygadać - westchnęłam. - I naprawdę, jeżeli któryś z chłopaków w klubie się o tym dowie - wycelowałam palcem w Carlesa.
   - Spokojnie, nic nie pisnę! - wywrócił oczami.
   - No, więc pomagam mu w pewnej sprawie - zaczęłam. - Chodzi o to, że udaję dziewczynę Xaviego przy jego ciotce.
   - Serio?! - zawołała Lina. - Moja przyjaciółka gra dziewczynę Xaviego Hernandeza?! - zrobiła wielkie oczy.
   - Zaraz przestanie jak wyjdzie na jaw, że jej przyjaciółka ma na jego punkcie bzika - zaśmiał się Planas.
   - Spokojnie, już o tym wie - machnęłam ręką. - Wie też, że takiego samego fioła ma jego przyszywany przyszły teść i szwagier - zaśmiałam się.
   - A to ciekawe - wyszczerzył się chłopak. - Ale to tylko udajecie przy jego ciotce czy przy twoich rodzicach też? - zapytał i wpakował do buzi garść kukurydzy z puszki.
   - Dzięki naszej kochanej Annie, przed moimi rodzicami też, bo tak w ogóle to wiedzą też o tym Anna z Andresem... W niedzielę mamy zaproszenie na rodzinny obiadek. Jeżeli to się uda, stawiam wam najdroższe drinki jakie znajdziecie w Barcelonie!
   - To co, Carles? Zaczynamy już szukać? - zaśmiała się dziewczyna.
   - Popytam kolegów, oni będą się orientować - odpowiedział, a ja pokręciłam jedynie głową. Po chwili Carles uwiesił mi się na ramieniu, a ja spojrzałam na niego pytająco. - Jeżeli tak udajecie... Pani trener z vice kapitanem na boisku tę będą sobie okazywać czułości? Tak właściwie, była już próba buziaka? - poruszył brwiami.
   - Carles...
   - Słucham?
   - Chcesz jutro karnie sobie pobiegać? Nie widzę w tym problemu - zmierzyłam go wzrokiem. Evelin ryknęła śmiechem i uwiesiła się na mnie z drugiej strony.
   - Jeżeli Shell będzie miała swój pierwszy pocałunek z Maestro za sobą, to na pewno mi o tym opowie - wyszczerzyła się, a ja automatycznie się zaczerwieniłam, tak sama z siebie. No, bo przecież pocałował mnie wtedy na tarasie. Szybki, krótki pocałunek, ale jakby mną potrząsnął, czego sama się nie spodziewałam... - Całowałaś się już z nim! - krzyknęła Evelin. - Shelley całowała się z Xavim! - zaśpiewała i zaczęła się oddalać.
   - Wcale, że nie! - zawołałam i ruszyłam za nią. Takim oto sposobem dotarłyśmy do kanapy, gdzie dostało mi się od niej poduszką! Wzięłam drugą i zaczęłyśmy się okładać.
   - Stare, a głupie - usłyszałyśmy Carlesa, na co obie się zatrzymałyśmy. Najpierw spojrzałyśmy na niego, później na siebie. W jednym momencie rzuciłyśmy w niego swoimi poduszkami. Obie celnie!

  Następnego dnia po wygranym meczu FC Barcelony B, który odbył się w południe, pojechałam prosto do Anny. Siedziała sama w domu z Valerią, bo wieczorem pierwsza drużyna ma rozegrać mecz z Espanyolem, więc Andres był w hotelu już  po porannym treningu.
  Załapałam się na dobry obiad, a potem próbowałyśmy zabić nudę, czekając na to by w końcu pojechać na Camp Nou. Na samym początku musiałam jej opowiedzieć wszystko ze szczegółami po czwartkowej wycieczce do Angelici Creus. Po tych wszystkich historiach, które naopowiadał im wcześniej Xavi z jego byłymi, Anna była w szoku, ale i śmiała się z tego, że przypadłam do gustu jego ciotce. Gdy powiedziałam jej, że jutro mamy być u moich rodziców... Od razu zarządziła, że oni też tam jadą, tylko do jej rodziny... Będąc w sąsiedztwie, zawsze może wpaść i zobaczyć jak nam idzie. Anna, serio? Ty już dość zdziałałaś pod tym względem.
   Nadszedł czas byśmy się w końcu zaczęły przygotowywać do wyjścia. Anna poszła się przebrać i zabrać ubrania dla Valerii, a ja zostałam z nią na dole w salonie. Po piętnastu minutach kobieta zeszła na dół z przewieszonymi przez ramię ubraniami. Na sobie miała granatowe jeansy, czarne szpilki i klubową koszulkę z ósemką i nazwiskiem jej męża. Usiadła na fotelu, zawołała do siebie córkę i zaczęła ją przebierać. Gdy dziewczynka była już gotowa, na jej ramieniu wisiała jeszcze jedna część garderoby...
   - A to dla ciebie - wręczyła mi żółto-pomarańczowy trykot. - Z szóstką mam tutaj tylko wyjazdową - zaśmiała się.
   - Anna! - jęknęłam.
   - No co? Zakładaj i nie marudź - puściła do mnie oczko. - Udało się w Manresie to i w życiu musicie trochę poudawać - dodała, a ja ciężko westchnęłam i zmieniłam koszulkę.
    Po wygranych derbach Barcelony, w których zdobywcą jedynej bramki w meczu był Alexis z małą pomocą Neymara, oczywiście musiałam zaczekać z Ortiz i małą Valerią na Andresa. Stałyśmy na parkingu przy samochodach Iniesty i Hernandeza, kiedy zaczęli się schodzić pierwsi piłkarze. Zawsze chłopaki parkowali obok siebie, co już przestało mnie dziwić, ale dziś gdy przyjechałyśmy tam z Anną, ona sama zatrzymała wóz obok pojazdu Maestro.
 Wcale nie zdziwiły mnie też komentarze Cesca i Gerarda, gdy tylko zobaczyli mnie z szóstką na plecach. Kto by pomyślał, że kiedyś tak po prostu będę się kolegować z piłkarzami FC Barcelony?
 Wujcio Pique zabawiał prawie śpiącą Valerię, kiedy dołączyli do nas wyżej wspomniani, parkujący wiecznie obok siebie samochody.
   - Xavi, widzisz? Dzięki nam teraz ma kto ci kibicować - Cesc złapał mnie za ramiona i odwrócił do tyłu, by zaprezentować to co mam na plecach.
   - Ej, całą zasługę przypisujecie sobie? - zaśmiał się Andres.
   - A nie? To ja zapisywałem idealne cechy kobiety dla niego - wyszczerzył się Gerard i oddał Annie na ręce jej córeczkę.
   - Już dobrze, a Shakira czasem nie czeka tam w domu na ciebie wytęskniona? - zapytałam, z powrotem się odwracając.
   - Spokojnie, już uciekamy - zaśmiał się i kiwnął na Cesca. Pożegnali się, po czym wsiedli do jednego samochodu. Odjechali.
   - Andres, my też już jedziemy. Nasza mała księżniczka już odpłynęła - oznajmiła Ortiz, a pomocnik przytaknął. Uścisnął sobie dłoń z Xavim i zabrał ją od Anny, delikatnie sadzając w foteliku.
   - Jeżeli chcesz, mogę cię odwieźć - usłyszałam głos Hernandeza.
   - W sumie to chyba skorzystam, nie będę męczyć o to Andresa, bo mała już śpi - spojrzałam na Annę, a ta pokiwała głową.
   - No to do zobaczenia - odpowiedziała kobieta, pomachała nam i wsiadła do ich rodzinnego samochodu.
   - Sprawka Anny? - uśmiechnął się Xavi i wskazał na koszulkę, gdy otwierał mi drzwi od strony pasażera. 
   - Bingo, Xavi - pokiwałam głową. Przez całą drogę rozmawialiśmy o tym meczu. I to była całkowicie inna rozmowa o piłce. Oczywiście często rozmawiałam o tym z braćmi, ojcem czy kolegami. Do tej pory najlepiej o grze rozmawiało mi się z Andresem, bo wiadomo - piłkarz. Dziś przyznaję, że na pierwsze miejsce w tym rankingu wskakuje Hernandez.
  Podjechał pod mój blok, umówiliśmy się na daną godzinę, bo w końcu mieliśmy jechać do moich rodziców, pożegnaliśmy się i rozstaliśmy. Gdy weszłam do mieszkania, pierwszą czynnością jaką wykonałam był prysznic, później nastawiałam budzik i położyłam się spać.
 

piątek, 28 listopada 2014

número doce

XAVI
  Denerwowałem się przed tym całym obiadkiem u mojej ciotki. Co też mnie popchnęło w to by skłamać, że kogoś mam? A no tak... Zapomniałem! Widok jej w szpitalnym łóżku. Dlaczego akurat jej największym marzeniem stało się to, by mnie wyswatać?
 Dochodziła jedenasta, a ja zajechałem właśnie pod budynek, gdzie znajdowało się mieszkanie Shell. Spojrzałem na zegarek. Miała jeszcze pięć minut. Zmieniłem stację w radio i zacząłem rytmicznie stukać palcami o kierownicę, myśląc o tej farsie z udawaniem. Ocknąłem się dopiero gdy Shelley wsiadała do samochodu. 
   - Cześć - uśmiechnęła się i położyła na tylnym siedzeniu moją bluzę, którą jej ostatnio pożyczyłem. - Czysta i pachnąca - dodała.
   - Nie trzeba było - wzruszyłem ramionami. - Gotowa?
   - Jeszcze nie, ale myślę, że jakoś to będzie - zaśmiała się, a ja dopiero teraz się jej przyjrzałem. Miała na sobie długą sukienkę z białą górą i pomarańczową spódnicą, na szyi kolorowe korale, a na nogach płaskie sandałki. Włosy miała rozpuszczone i jak zwykle, lekko pofalowane. Musiałem przyznać, że wyglądała ślicznie! - Jedziemy? - zapytała.
   - Tak, oczywiście - pokiwałem automatycznie głową i odpaliłem silnik. - Przed nami kawałek drogi.
   - Bym zdążyła się przygotować - stwierdziła. - I zdałam sobie sprawę, że wiemy tylko jak to się poznaliśmy. Powinniśmy tak jakby wiedzieć o sobie więcej, jeżeli mamy grać parę. To znaczy... Ja wiem tyle o tobie, ile napisała Wikipedia - spojrzała na mnie.
   - Ja o tobie, że nie lubisz zbytnio zakupów, masz 25 lat, kochasz piłkę nożną i przyjaźnisz się długo z Anną.
   - Poza tym, mam dwóch braci. Młodszy to Dominic, który wie o tym udawaniu, a starszy Mateo, który ma już żonę i razem z ojcem jest twoim wielkim fanem - dodała. - Twoja ciotka będzie musiała się czuć zaszczycona, ponieważ nie poznałam jeszcze twoich rodziców, a ty moich. Będzie pierwsza - zaśmiała się.
   - Masz rację. Mieliśmy tylko udawać przed nią, a okazało się, że przed twoimi rodzicami też mamy. Jestem ciekawa czy ciotka już się wygadała mojej mamie... - westchnąłem. Było to bardziej niż prawdopodobne. - Będzie dobrze - dodałem i zmieniłem bieg. - Poza tym, jestem domownikiem i czasami nawet samotnikiem.
   - Dobrze wiedzieć - skinęła głową. - Ja w zależności od nastroju - dopowiedziała. - Ale im więcej teraz będziemy o tym wszystkim mówić, później się pogubimy. Chyba, tak sądzę - ścisnęła usta w cienką linię i spojrzała przez boczną szybę.
  Podczas ponad godzinnej jazdy, ciągle o czymś rozmawialiśmy. Na szczęście o wszystkim, ale nie o spotkaniu z ciotką Angelicą, bo inaczej jeszcze bardziej zestresowałbym się tą całą sprawą.
   - Prawie jesteśmy -  powiedziałem, skręcając w to bogate osiedle w Manresie.
   - Śliczne domy - powiedziała Shell, oglądając te co mijaliśmy. Tak, te domy były śliczne, ale niech poczeka...
   - To tutaj - dodałem po chwili, zwalniając przy ogromnej bramie. Odsunąłem szybę i nacisnąłem na guzik, poczekałem kilka sekund i usłyszałem dźwięk otwierających się wrót. Gdy lokaj widział, że pod bramą jest ktoś znajomy, bez żadnych dodatkowych słów po prostu otwierał bramę. Wjechałem do środka, okrążyłem podjazd i zatrzymałem samochód. Spojrzałem na Shelley i zaśmiałem się z jej miny. - Zamknij tę buzię, bo ci mucha wleci - zaśmiałem się.
   - Xavi, serio?! - spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami. - Ten dom jest... Olbrzymi i cudowny.
   - Jeszcze nie widziałaś go w środku, ogrodu z tyłu i tak dalej - dopowiedziałem, a ona pokręciła głową.
   - Ty uważaj, bo jak mi się spodoba to zostanę twoją udawaną dziewczynę do końca życia i będziesz mnie tu przywoził w każdy weekend - wskazała na mnie palcem.
   - Nie ma sprawy - poprawiłem okulary przeciwsłoneczne, które miałem na nosie i z uśmiechem wyszedłem z samochodu. Chciałem szybko okrążyć auto i otworzyć Shell drzwi, ale ta wysiadła sama. - Nie pozwalasz mi robić z siebie dżentelmena - udałem obrażonego.
   - Wybacz mi, następnym razem będę pamiętać - udała skruszoną minę.
   - Już dobrze. I gdy już przekroczysz ten próg to nie będzie odwrotu - wskazałem na duże, drewniane frontowe drzwi.
   - Panie Hernandez, ja nie boję się niczego - powiedziała pewnie. - Od teraz zachowujemy się jak normalna para - uśmiechnęła się szeroko i objęła mnie ręką w pasie, a ja ją ramieniem. Przeszliśmy tak kawałek i weszliśmy do środka, gdzie w holu czekał już na nas lokaj ciotki.
   - Dzień dobry, panie Hernandez - ukłonił się lekko i uścisnął moją dłoń. - Miło widzieć pana i piękną towarzyszkę - dodał.
   - Ja też się cieszę - uśmiechnąłem się. - To jest Shelley, moja dziewczyna - powiedziałem, no ale aż tak dziwnie mi się zrobiło. Mam nadzieję, że przy ciotce trochę ochłonę. Zaczynam się denerwować przy Ernesto, a co będzie dopiero przy ciotce, a mi się ochłaniać zachciewa! - Shelley, to jest Ernesto. Pracuje u mojej ciotki odkąd tylko pamiętam.
   - Miło mi poznać - Shell uścisnęła dłoń starszego mężczyzny.
   - Pani Angelica czeka na państwa w salonie, zaprowadzę - skinął głową i ruszył pierwszy w kierunku wielkiego łuku. Przekroczyliśmy próg dużego pokoju, gdzie na jednej z kanap siedziała starsza kobieta w siwych włosach. Gdy tylko nas zauważyła, podniosła się z uśmiechem i podeszła do nas.
   - No w końcu jesteście - zawołała. - Xavi, wyczekiwałam was już od rana - powiedziała.
   - Dzień dobry, ciociu - przytuliłem ją na powitanie i ucałowałem w policzek. - Mówiłem, że przyjedziemy na obiad.
   - No tak, tak - pokiwała głową i spojrzała na stojącą obok Shell. - Nazywam się Angelica Creus - wyciągnęła dłoń do niej.
   - Shelley Calderon, miło mi panią poznać - odpowiedziała pewnie Shelley, drygnęła lekko i uścisnęła jej dłoń. Początek jak każdy inny, już przy przedstawianiu się, ciotka musiała obejrzeć ją sobie od góry do dołu. Identycznie jak każdą inną moja partnerkę. Zaraz po tym poszliśmy we trójkę do jadalni, gdzie czekał już na nas obiad. Lubiłem tutaj jadać, bo gosposia ciotki była naprawdę bardzo dobrą kucharką. Najpierw odsunąłem krzesło ciotce by usiadła, później Shell, a ja usiadłem jako ostatni. Wtedy dostaliśmy obiad. Pierwszym pytaniem ciotki było oczywiście to, od ilu się znamy. Odpowiedzieliśmy jej tak, jakbyśmy ćwiczyli tę kwestię od bardzo dawna. Wypadło to dobrze, choć ciotka nadal podchodziła z dystansem do dziewczyny. Wiedziałem, że do czegoś się zaraz doczepi, ale jeszcze nie wiedziałem dokładnie do czego.
   - Shelley, dziecko, ty jeszcze studiujesz czy może już pracujesz? Mieszkacie razem? - zapytała, przyglądając się wyczekująco Shell. I teraz zauważyłem kolejną różnicę pomiędzy nią, a moimi byłymi. Tamte od razu przez to spojrzenie miękły i zaczęły się jąkać, plątać i musiałem ratować sytuacje, odpowiadając za nie, a Calderon była nieugięta.
   - Skończyłam już studia, dwa kierunki, a teraz pracuję - odpowiedziała pewnie. - Mam swoje mieszkanie w Barcelonie - dodała, a ciotka skinęła głową.
   - Można wiedzieć co studiowałaś? Czymś się interesujesz?
   - Wychowanie fizyczne i psychologię - odpowiedziała. - A zainteresowania podzielam z Xavim, prawda kochanie? - położyła swoją dłoń na mojej i spojrzała na mnie. Shell świetnie odgrywała swoją rolę. To ja jeszcze nie mogłem się w to wkręcić.
   - Tak... - wydukałem. - Shell pracuje jako drugi trener z chłopakami w Barcelonie B - wytłumaczyłem.
   - Czyli piłka nożna, to świetnie. Sama grałaś?
   - Jak byłam młodsza, a później trenowałam młodszych chłopców w moim miasteczku. Ojciec i bracia są kibicami, więc piłka nożna w domu była praktykowana od małego - uśmiechnęła się, a ciotka miała zamyśloną minę. Czego chciała się wyszukać i przyczepić?
   - A przypuszczając, tak w przyszłości, powiedzmy że jesteście po ślubie, dzieci i tak dalej. Nadal byś pracowała czy wolałabyś być w domu? - zapytała, a ja otworzyłem szerzej oczy.
   - Ciociu, a nie za wcześnie na takie rozmowy? - zaśmiałem się nerwowo.
   - Zapytałam z przypuszczeniem, prawda?
   - W porządku - uśmiechnęła się lekko Shelley. - Jeżeli wszystko byłoby w porządku, chciałabym pracować.
   - Wiesz, że nie musiałabyś - zmarszczyłem brew. To było pierwsze co przyszło mi do głowy.
   - Ale źle bym się z tym czuła, wiedząc, że nie jestem niezależna i z przymusu jestem na czyimś utrzymaniu, cokolwiek by się nie działo - powiedziała i odwróciła głowę do mnie. Puściła do mnie oczko i uśmiechnęła się, by ciotka nie zauważyła. Mam rozumieć, że chce z tego zrobić przedstawienie? Shell coraz bardziej mnie zaskakuje, naprawdę!
   - Głupoty - machnąłem ręką.
   - To nie są głupoty. Kobietom nie powinno się zabraniać pracować, jeżeli tego chcą - stwierdziła.
   - Shell, później o tym porozmawiamy, dobrze?
   - Czemu? - uniosła brew, a w jej oczach zauważyłem to, że to wszystko ją nieźle bawi.
   - Może wyjdziemy na zewnątrz? - zaproponowałem, a ona skinęła głową. - Nie będziemy się sprzeczać przy cioci - zwróciłem się do siostry mojej mamy, która na to przystanęła. Wyszedłem z Shell na taras i stanąłem tyłem do okien.
   - To było boskie - powiedziała, ale miała minę jakby była na mnie zła i nadal chciała się kłócić. Ręce miała skrzyżowane na piesiach.
   - Chcesz się może zamienić miejscem by móc się zacząć śmiać - zaśmiałem się.
   - Nie, dam radę - spuściła lekko głowę, śmiejąc się cicho.
   - Ciotka była w lekkim szoku, ale sam muszę przyznać, że to było ciekawe - pokiwałem głową.
   - Ona wcale nie jest taka zła. Chce po prostu dla ciebie dobrze.
   - Serio?
   - Ja jestem po psychologii czy ty? - uniosła brew.
   - No dobra, to wracajmy już do środka, pogodzeni, dobra?
   - Okej, ale najpierw mnie pocałuj - spojrzała na mnie poważnie, a ja się mocno zdziwiłem. - Angelica stoi w oknie i nas obserwuje - powiedziała. W sumie to miała rację, bo zazwyczaj gdy ludzie się kłócą, to na końcu jest buziak na zgodę. Tylko szkoda, że w tym momencie poczułem się tak jakbym miał to zrobić po raz pierwszy w życiu! Zrobiłem krok w jej stronę, położyłem dłoń na pasie i przysunąłem twarz.
   - Buziak na zgodę? - uśmiechnąłem się lekko, a ona zrobiła to samo. Pocałowałem ją. Taki szybki, zwyczajny buziak. Nic takiego.
   - No i możemy wracać - stwierdziła i ruszyliśmy do środka. Zauważyłem tylko jak poruszała się firanka, czyli faktycznie ciotka nas podglądała! Wróciliśmy do jadalni, a ciotka właśnie siadała na swoje miejsce, więc żadnych wątpliwości nie było. Uśmiechała się do nas. Znów odsunąłem krzesło Shell, a gdy ja miałem siadać, usłyszałem jak dzwoni mój telefon. Przeprosiłem je obie i wyszedłem przed dom. Dzwonił trener, więc musiałem odebrać.

***
Oznajmię wszem i wobec, że skończyłam pisać to opowiadanie i algo-me-gusta-de-ti, teraz zostało tylko udostępnianie :) Chciałabym także Was poprosić o pomoc w wyborze opowiadania, które pisałabym następne. Wystarczy, że zagłosujecie w ankiecie na mojej podstronie - link. 

sobota, 15 listopada 2014

número once

SHELLEY
  Każdy rodzic gdy widzi, że dzieci spełniają swoje własne marzenia i ich przy okazji, skakaliby ze szczęścia i rozpierałaby ich duma... Mój ojciec, gdyby wiedział, że spełniam akurat to jego marzenie - oj, wolę nie myśleć co byłoby ze mną!
  Dziś jakoś szybciej wyrobiliśmy się z treningiem niż pierwsza drużyna. Stoję właśnie na parkingu przy samochodzie Xaviego, ponieważ tak jak się zaoferował, ma mi pomóc z zakupami do mieszkania. Wracając do marzenia... Gdyby ojciec, wielki maniak i fan Xaviego Hernandeza, dowiedziałby się z kim umawiam się by wybrać się na wspólne zakupy, właśnie z jego idolem - urwałby mi głowę. W sumie to i tak mi ją urwie, bo nic mu o tym nie powiedziałam. Na jedno wychodzi. Sprawa tyczy się tego, że on go nie poznał pierwszy, a ja tak.
 Gdy odpisywałam na SMS od Evelin, z korytarza wyłoniło się kilku piłkarzy FC Barcelony. Dwóch z nich, od razu ruszyło w moją stronę, wcześniej żegnając się z pozostałymi, czyli Andres z Xavim, pożegnali się z Pedro, Victorem oraz Ibrahimem i podeszli do mnie.
   - Cześć - uśmiechnęłam się do nich. Odpowiedzieli tym samym.
   - No to was zostawiam, udanych zakupów - zaśmiał się Iniesta i nacisnął guziczek przy swoich kluczach, a samochód stojący tuż obok zaświecił i cicho zapiszczał.
   - Pozdrów dziewczyny - zawołałam do niego, gdy ten wsiadał do samochodu. Zapalił silnik i odsunął szybę, wychylając się jeszcze do nas.
   - Słuchajcie, może wpadniecie wieczorem? Rozpalimy sobie grilla, posiedzimy.
   - Nie mam żadnych planów, więc pewnie będę - pokiwałam głową.
   - Ja pewnie też - dodał starszy piłkarz.
   - No to ustalone. Do zobaczenia wieczorem - pomachał do nas i odjechał.
   - To my jedziemy na podbój sklepów? - zaśmiał się Xavi i otworzył mi drzwi od strony pasażera.
   - Jeżeli już mam towarzysza do tego, to tak - uśmiechnęłam się i wsiadłam do środka, a on zamknął za mną drzwi. Okrążył swoje duże audi i zasiadł na miejscu kierowcy.
   - Wiesz już za czym będziesz się rozglądać? - zapytał, zapiął pasy i wyjechał z miejsca parkingowego.
   - Muszę sobie w końcu wyposażyć sypialnie. Po woli mam dosyć spania na pompowanym materacu - westchnęłam.
   - Oj, współczuję - skrzywił się. - No to zaraz znajdziemy jakiś meblowy sklep - dodał i dodał gazu, wyjeżdżając z podziemnego parkingu.

  Chodziłam razem z Xavim po dziale z sypialniami, a każdy ze sprzedawców czy klientów się za nami oglądał. To znaczy, za Xavim.
  Muszę przyznać, że spodobał mi się jeden komplet z jasnego drewna. Duże łóżko, dwie szafki nocne, duża szafa z lustrem i komoda. Był bardzo ładny i jego cena była przystępna. Stwierdziłam, że raczej to kupię, ale Xavi namówił mnie byśmy obejrzeli jeszcze kolejne. Im szliśmy dalej, tym widzieliśmy coraz to droższe komplety, a im droższe tym bardziej mi się nie podobały. Były po prostu dziwne.
  Na samym końcu wystaw, był jeden komplet, który mi się spodobał. Większe łóżko niż w tym co sobie upatrzyłam, dwie szafki, troszeczkę większa szafa z lustrem i komoda z drugim lustrem. Wszystko białe. Podeszłam i położyłam się na łóżku, wypuszczając powietrze z płuc.
   - Pomiędzy tymi poduchami czuję się jak w hotelowym pokoju - zaśmiałam się, a Xavi wtedy usiadł na drugiej połowie łóżka, ponaciskał dłonią na materac i sam położył się obok. - Jest bosko, ja tutaj zostaję - dodałam.
   - Masz rację - odezwał się. - Wnioskuję, że ci się podoba?
   - Jest ładne - rozejrzałam się jeszcze po tej wystawie. I w sumie pasowałoby do szarych ścian w mojej sypialni - zamyśliłam się. - W sumie to zależy od... - przerwałam i sięgnęłam po kartonik z ceną, który leżał w nogach łóżka. - Ceny - mruknęłam. - Jednak kupuję tamten.
   - Czemu? Pokaż - wziął ode mnie kartkę. - No przecież nie jest tak źle - spojrzał na mnie.
   - Wiem, ale od zawsze byłam uczona by pieniędzmi zarządzać z głową. Kupię tamten, a w przyszłym tygodniu znów się wybiorę na zakupy i kupię coś kolejnego do mieszkania. Proste - zauważyłam.
   - Ale to ci się bardziej podoba niż tamto - drążył.
   - Tamten był też ładny, Xavi. Zdecydowałam. Wolę kupić tamto tańsze - kiwnęłam głową.
   - Serio? Jesteś chyba pierwszą kobietą, którą znam, która woli kupić coś tańszego.
   - I nie lubi zbytnio zakupów - dodałam, a ten spojrzał na mnie zdziwiony.
   - Unikat, nie kobieta - otworzył szerzej oczy.
   - Oj, przestań - chwyciłam poduszkę i cisnęłam nią w niego.
   - No ej, tak się nie bawimy! - zaśmiał się i on zrobił to samo. Zachowywalibyśmy się tak dalej, gdyby nie jeden chłopak, który tutaj pracował. Podszedł do nas i odchrząknął, a dopiero wtedy zauważyliśmy jego obecność. Poczułam, że się palę ze wstydu. Xavi za nas przeprosił, a pracownik od razu poprosił go o autograf dla siostrzeńca. Zmyliśmy się od razu z tamtego miejsca i wróciliśmy do tamtego jasnobrązowego kompletu. Kupiłam go, a później Xavi zaprosił mnie na obiad. Zjedliśmy w małej knajpce, którą Xavi podobno uwielbia. Kelner przywitał się z nim jak ze starym znajomym, więc to oznaczało, że był tu stałym bywalcem. Było całkiem miło, przytulnie i smacznie, a gdy powiedziałam o tym Xaviemu, ten był zaskoczony, ale pozytywnie, czym lekko i zaskoczył mnie. Nie chciał niestety zdradzić dlaczego.
  Pomagałam Annie przygotować jedzenie na grilla, a chłopaki byli na tarasie. Gdy przyszłam do Iniestów, Xavi już tutaj był.
 Smarowałam pokrojoną bagietkę rozpuszczonym masłem z czosnkiem, co było moim przysmakiem z grilla i co chwila byłam wołana przez Valerię, która siedziała przy kuchennym stole i rysowała elfy oraz krasnoludki.
   - Ciociu, ciociu, a porysujesz ze mną? - zapytała mała, a wtedy Anna wróciła z tarasu z pustym talerzem, bo zanosiła chłopakom rzeczy by położyć już je na grill.
   - O nie, moja droga. Ty już idziesz spać - zaśmiała się kobieta, a jej córka zrobiła kwaśną minkę. - Pożegnaj się z ciocią, idź powiedz tacie i wujkowi dobranoc i na górę.
   - No dobraaaa - przeciągnęła i ucałowała mnie w policzek, po czym pobiegła do ogrodu. Po chwili wróciła i razem z Anną wyszła na piętro. Ruszyłam więc na zewnątrz, a tam Andres z Xavierem siedzieli obaj na ławce i o czymś dyskutowali. Usiadłam na krześle obok nich i usłyszałam, że rozmawiają o jutrzejszym meczu z Celtą. Właśnie, a o czym innym by mieli?
Po trzydziestu minutach dołączyła do nas Anna, narzekając na córkę, że kiedy nie trzeba, nigdy nie może zasnąć. Usiadła na drugim krześle i od razu zabrała się za pieczony chleb, który był już dawno gotowy. Wtedy jeszcze Andres zaczął się chwalić jakie to dobre wino ma w domu, więc narobił nam wszystkim smaka. Szczególnie swojej żonie, która ze względu na jej stan, nie może no i Xaviemu kierowcy. Przyniósł, cztery kieliszki, wino i sok porzeczkowy. Sok nalał tamtej dwójce, a mnie wino. Sam powiedział, że wypije tylko troszeczkę na smak, bo w końcu jutro mają mecz. 
   - A tak właściwie, ustaliliście coś w kwestii waszego związku? - Anna zaczęła temat.
   - Poznaliśmy się dzięki wam w zeszłym roku - odparł Xavi.
   - Mieliśmy kontakt ze sobą cały czas, a gdy przyjechałam do Barcelony zaczęliśmy się spotykać na poważnie - dodałam.
   - Całkiem niezłe - przyznał Andres. - Oj, dałbym wszystko żeby zobaczyć tę całą szopkę przed panią Angelicą - zaśmiał się.
   - Mam podsłuch zamontować specjalnie dla ciebie? - zapytał rozbawiony vice kapitan Barcelony.
   - Czemu nie? Mógłbym się wtedy poczuć jak prawdziwy agent!
   - Anna, później może sprawdź czy twój mąż się czasem aby gorączki nie nabawił, co? - powiedział z ironią Xavi.
   - Jasne, sprawdzę - zachichotała. - Słuchajcie, jest jeszcze jeden waży wątek tego wszystkiego - poruszyła brwiami, a my spojrzeliśmy na nią pytająco. - No wiecie, niby będziecie parą, a pary się przytulają i całują.
   - Moja wspaniała żona zawsze ma rację - wyszczerzył się. - Możecie wykonać próbę generalną - spojrzał najpierw na przyjaciela, a później na mnie.
   - Jasne! Andres, może odstaw już to wino, co? Widzę, że zaszumiało ci w głowie - skomentował to Katalończyk i wstał by sprawdzić jak ma się nasza kolacja na grillu.
   Było już późno, a my nadal siedzieliśmy na tarasie Iniestów. Zrobiło się odrobinkę chłodno, więc Andres zaopatrzył mnie i Anne w swoje bluzy. W pewnym momencie stwierdziłam, że powinnam już wracać i zadzwonię po taksówkę. Jednak Xavi zaoferował się, że mnie podrzuci do domu, bo też się już zbiera. Zostawiłam na oparciu bluzę Iniesty i pożegnaliśmy się z gospodarzami. Wsiadłam do samochodu Xaviego, ale nadal było mi chłodno.
   - Trzymaj - powiedział, podając mi z tylnego siedzenia swoją złożoną bluzę.
   - Dzięki - uśmiechnęłam się i naciągnęłam ją na siebie. Całej drodze towarzyszyło nam włączone radio, a niedaleko już mojego bloku usłyszałam w głośnikach nową piosenkę Yandela z solowej płyty. Uśmiechnęłam się sama do siebie i lekko pogłośniłam.
   - Obstawiam, że lubisz tę piosenkę? - zaśmiał się.
   - To mało powiedziane. Uwielbiam każdą piosenkę tego gościa, samą jego osobę i jeszcze drugiego, z którym ma zespół - uśmiechnęłam się z dumą i wtedy Xavi zatrzymał samochód na wolnym miejscu pod budynkiem. - Dziękuję za podwózkę i dzisiejszy dzień. Życzę powodzenia ma meczu i do zobaczenia w czwartek.
   - Nie ma za co, nie dziękuję żeby nie zapeszyć i tak, widzimy się w czwartek. Przyjadę po ciebie o jedenastej, może być?
   - Jasne - pokiwałam głową i nagle coś mnie podkusiło i pocałowałam go w policzek. - Próba generalna Andresa, pa - uśmiechnęłam się lekko i wysiadłam z samochodu. Zapewne gdyby nie Andresowe wino, nie zrobiłabym tego, no ale co tam!

piątek, 31 października 2014

número diez

XAVI
  Gdy wyszedłem spod natrysków, już gotowy Andres właśnie miał wychodzić. Pożegnałem się z przyjacielem i zabrałem za ubieranie się. Z szatni wyszedłem z lekko wilgnymi włosami, ale to nic, bo była świetna pogoda. Wsiadłem do samochodu i odczytałem SMS od Shell z adresem jej mieszkania. Jeżeli chcę wyjść na punktualnego to mam niecałe 15 minut na dotarcie do celu. Niestety nie wyszło, bo skręciłem sobie nie w tę ulicę co trzeba i musiałem wrócić się do głównej drogi i wjechać w drugie osiedle. Na szczęście w końcu dotarłem pod dobry adres. Zaparkowałem samochód na ostatnim wolnym miejscu pod blokiem i ruszyłem do klatki. Drzwi do niej były szeroko otwarte, więc nie musiałem dzwonić domofonem. Już miałem wchodzić schodami na górę, kiedy usłyszałem głośne przeklniecie dobiegające zza uchylonych drzwi do piwnicy. Zajrzałem tam i zobaczyłem Shell, próbującą zabrać się z dwoma dużymi kartonami.
   - Może jednak pomóc? - zapytałem, a ona wtedy uniosła wzrok i spojrzała na mnie.
   - O, cześć! Spokojnie, poradzę sobie - odpowiedziała.
   - Na pewno? - uniosłem brew. Nie wiem czemu, ale jak tak próbowała iść po schodach z dwoma pudłami, miałem dziwne wrażenie, że zaraz...
   - Cholera! - syknęła. Ledwo skończyłem swoją myśl, a ona potknęła się o schodek i upadła. Gdyby nie to, że podtrzymała się się ściany, byłoby źle.
   - Shelley! - przestraszyłem się. Zbiegłem do niej. - Nic ci nie jest?
   - Nie, jest okej, ale będzie siniak - krzywiła się, wstając ze schodka na którym wylądowała na pupie. - Jednak jakbyś mógł wziąć jedno... - wskazała na kartony. Zaśmiałem się cicho i najpierw pomogłem jej wstać, a później zabrałem to większe i cięższe pudło.
   - No to prowadź - powiedziałem, przepuszczając ją pierwszą. Nie liczyłem na które piętro wyszliśmy, ale po chwili byliśmy już w mieszkaniu dziewczyny. - Masz jeszcze coś do przeniesienia? - zapytałem z uśmiechem.
   - Nie, te były ostatnie. Dziękuję - odstawiła na karton na podłogę, a ja robiąc to samo, rozejrzałem się po mieszkaniu. Z małego korytarza wychodziło się do otwartego, dużego pomieszczenia, w którego kącie znajdował się niewielki aneks kuchenny, którego od salonu oddzielała wysepka z trzema barowymi krzesłami. Tuż obok niego dalej rozciągał się korytarz od którego odchodziło trzy pary drzwi. To co zobaczyłem było naprawdę skromne. Czuć było świeżą farbę ze ścian, a jedyne wyposażenie mieszkania, które widzę to wieszak i niska szafka na buty w korytarzu, w pokoju: sofa, szklany stolik, telewizor, a w kuchni meble kuchenne, mikrofala, elektryczny czajnik i lodówka. - Tak to na razie wygląda - odezwała się. - Nie mam za dużo czasu ani chęci na chodzenie po sklepach - pokręciła nosem.
   - Wszystko w swoim czasie. Ja też wyposażałem swój dom stopniowo, a poza tym... Jesteś pierwszą dziewczyną od której słyszę, że nie ma chęci na zakupy - zaśmiałem się.
   - To jeszcze wiele rzeczy nie słyszałeś. Czasem dobrze być wyjątkiem - puściła do mnie oczko i ruszyła do kuchni. - Siadaj. Kawa, herbata? - zapytała. Wybrałem pierwszą opcje i usiadłem sobie wygodnie na sofie. Na stoliku leżało kilka gazet. Jakiś wczorajszy szmatławiec, katalog z farbami i dwa z meblami. Tym raczej ostatnio zajmowała się Shell, prócz trenowaniem chłopaków.
   - A jak wczorajszy wieczór? - zapytałem głośniej.
   - W porządku. Chłopaki nieźle naciągnęli biednego Gomeza za tę kolację - zaśmiała się. Spojrzałem w jej stronę. Właśnie wyjmowała z szafki dwa kubki i słoik z kawą.
   - Zakład to zakład, a że była was czwórka na jednego... - wstałem i podszedłem do wysepki, siadając na krześle. - Poza tym, polubili cię i słyszałem, że Sacristan jest zadowolony, że zostałaś jego asystentką. Znasz się na tym.
   - Grałam w szkole średniej w takiej mało ważnej drużynie i liznęłam tego czy owego w futbolu - uśmiechnęła się. - Zrezygnowałam dla studiów, a później trenowałam młodziki. Dlaczego przestałam ich trenować już wiesz - wzruszyła ramionami.
   - To dlaczego zrezygnowałaś? Nie chciałaś tego jakoś pogodzić ze sobą?
   - Miałam do tego mały powód, z resztą nieważne - pokręciła głową i wyłączyła czajnik. Zalała wrzątek do kubków i razem z nimi, na blat wysepki postawiła cukier i śmietankę do kawy, a sama usiadła na ukrytym krześle po drugiej stronie. - Mieliśmy coś ustalać co do naszej umowy - zauważyła.
   - No tak, a więc rozmawiałem dziś z ciotką, która napiera na to bym przyjechał do niej, a najlepiej z moją nową dziewczyną, czyli tobą. Słyszałem coś, że czwartek ma być wolny od treningu.
   - A no też mi się obiło o uszy. Więc proponujesz by pojechać wtedy?
   - Raczej tak - skinąłem głową. - No chyba, że masz już jakieś plany?   
   - Miałam w końcu rozejrzeć się po sklepach za czymś do mieszkania, ale to poczeka. Sama to odwlekam, Evelin nie chcę zawracać głowy, bo ona ma teraz kocioł na studiach, a Anna ma dziś dopiero wrócić od rodziców.
    - Jak chcesz to ja ci mogę pomóc. I tak zwykle po treningach nie mam co robić, a publiczne pokazanie się razem nie jest złe. Zawsze ciotka może pomyśleć, że ukrywam cię przed światem.
   - Masz rację - zauważyłam. - To może jutro? Muszę zacząć od sypialni, bo dziwnie się śpi, gdy w pomieszczeniu stoi tylko materac, a wokoło leżą tylko torby z ubraniami.
   - No to jesteśmy umówieni. I naprawdę dziękuję, że mi pomagasz.
   - Spokojnie, Xavi - zachichotała. - Nie zapominajmy o tym, że ty przed moimi rodzicami też zagrasz któregoś dnia. A i pomożesz mi przy zakupach - uśmiechnęła się. - Więc ile się znamy? Jak długo jesteśmy razem? 
   - Ile się znamy... - zamyśliłem się. - Wystarczająco by być razem - palnąłem.
   - Widać, że nie jesteś specem od wymyślania love story? - zaśmiała się i upiła łyk swojej kawy. No tak jakby nie jestem kobietą i nie oglądam oklepanych melodramatów i komedii romantycznych... Nikt mnie do tego aktualnie nie zmusza!
   - Więc co proponujesz? - zapytałem.
   - Może tak od roku? Mogliśmy się poznać przez Annę i Andresa, tak jak teraz z resztą.
   - Byłaś na ich ślubie? Może wtedy?
   - Niestety nie byłam, ale mieliśmy delegacje - uśmiechnęłam się. - Dom był wtedy na wymianie studenckiej, a ja musiałam zostać z rodzicami, bo mama nabawiła się anginy, a tato był zaraz po operacji kolana. Padło na mojego starszego brata i jego żonę, więc proponuję, że poznaliśmy się po ich weselu. Przyjechałam w odwiedziny i bla, bla, bla - machnęła ręką. - Mogliśmy mieć ze sobą jakiś kontakt przez ten czas, ale bardzo mały, bo z tego co wiem miałeś wtedy kogoś.
   - No tak, byłem z Nurią. Chyba "największą ulubienicą ciotki" - zaakcentowałem.
   - A no widzisz - zauważyła. - Powiedzmy, że na wakacjach byłam w Barcelonie i bardziej się zaprzyjaźniliśmy, bo w sumie byłam kilka dni wtedy... 
   - A ja już nie byłem z Nurią - wtrąciłem.
   - Ja wróciłam do domu, ale mieliśmy stały kontakt, niewinne flirty przez telefon, a gdy przyjechałam miesiąc temu za pracą, zaskoczyło i staliśmy się parą. The end, brawa dla mnie, autografy rozdaję później - ukłoniła się i szeroko uśmiechnęła. I jak tu nie lubić tak pogodnej i pomysłowej dziewczyny? Na dodatek jeszcze ładnej i mającej poczucie humoru. Jest całkiem inna niż moje poprzednie dziewczyny, jak to określiła reszta wtedy u Iniesty.
   - Wtedy padnie pytanie dlaczego nic nie mówiłem i dlaczego nie przywiozłem cię na urodziny ciotki.
   - Nie chciałeś zapeszać, bo to był dopiero początek. Moim rodzicom się powie, że... - zacięła się. - Cholera... Te wersje nie mogą od siebie bardzo odbiegać.
   - No więc twoja rodzina musi znać każdego twojego znajomego? - zapytałem.
   - Niby nie, ale mieszkałam z nimi, a poza tym, mogłam to mieć w tajemnicy, bo jeżeli ojciec i Mateo dowiedzieliby się, że znam takiego Xaviego... Oj, nie miałabym życia!
   - Czemu? - uniosłem brew.
   - Więc... Kojarzysz może coś takiego jak mieć obsesje na punkcie swojego idola? No to właśnie jest coś takiego. Uwielbiają cię - powiedziała i znów upiła łyk kawy.
   - O... Dobrze wiedzieć - uśmiechnąłem się lekko, ale z zaskoczeniem.
   - Ale spokojnie, potrafią się zachować. Gdyby tak nie było, zapewne mój brat na weselu Iniesty zacząłby cię nachodzić, a tak to jak tylko wrócił pojarał się twoją obecnością. I wiesz co? To całe udawanie wcale nie musi być takie straszne.
   - Dobra zabawa? - zaśmiałem się.
   - Sądząc po wyrafinowanym guście twojej ciotki, długo to nie potrwa - wzruszyła ramionami.
   - Jest jeszcze coś do ustalenia? 
   - Szczerze powiedziawszy, nie mam zielonego pojęcia. Nigdy wcześniej nie bawiłam się w udawane związki - pokręciła głową. 

środa, 15 października 2014

número nueve

SHELLEY
  O szesnastej chłopcy rozegrali prosty mecz ligowy z Deportivo Alavé. Łatwa i szybka wygrana z wynikiem trzy do jednego. W szatni wszyscy uwinęli się jak nigdy, ponieważ od razu z Mini Estadi pobiegliśmy na Camp Nou, gdzie pierwsza drużyna miała dziś rozegrać mecz ligowy z Realem Madryt. Razem z Planasem, Gomezem i Ille mieliśmy zarezerwowane miejsca w jednym sektorze, gdzie czekała już na nas Evelin. Poprzepraszaliśmy wiele osób, przedzierając się do naszych miejsc, ale w końcu dotarliśmy i usiedliśmy na krzesełkach. Ogromny zegar informował nas, że straciliśmy pierwsze siedem minut meczu, ale jak na razie nie było jeszcze żadnego gola, tylko Busi zarobił już żółtą kartkę. W naszej bramce bronił oczywiście Victor, a przed nim, swoje pozycje zajmowali Dani, Gerard, Javier oraz Adriano. W pomocy tradycyjne trio: Xavi, Sergio oraz Andres, a w ataku Neymar, Cesc i Leo.
   - Jaki wynik przewidujecie? - zapytał Sergi i wpakował do buzi garść prażonych orzeszków.
   - To oczywiste, że korzystny dla naszych - zaśmiał się Planas. - Obstawiamy? Kto będzie najdalszy wyniku stawia pozostałym kolację.
   - Okej, to może ja powiem, że będzie 2:0 dla Barcy - powiedziała Lina.
   - To ja 2:1 dla naszych - odezwałam się i spojrzałam na męską część.
   - 1:0 - skinął głową Carles.
   - To ja powiem remis, 2:2 - obstawił kapitan młodzików.
   - 4:3, o! - powiedział pewnie Gomez.
   - No to mamy, później zobaczymy kto płaci za jedzonko - klasnął w dłonie Carles. Siedzieliśmy nie odrywając wzroku od murawy, czekając na akcje. Ramos zaczął bawić się w faulowanie, dostał żółtą kartkę i można było grać dalej. Wtedy poczułam wibracje w kieszeni, ponieważ przy takim gwarze trudno było coś usłyszeć. Dzwoniła moja mama. Ona naprawdę ma cudowne wyczucie czasu... W domu pewnie wszyscy siedzą przed telewizorem, oglądając transmisje Gran Derbi, a ona do mnie dzwoni! Odebrałam, ale mało rozumiałam co do mnie mówiła. Wykrzyczałam do słuchawki, że jestem na meczu, nie mogę rozmawiać, bo jej nie słyszę i zadzwonię później, kiedy niżej, Andres pod samym polem karnym podał do Neymara, który zabawił się z obrońcami i z gracją wkopał piłkę do bramki.Wszyscy zerwaliśmy się z miejsc, krzycząc z radości. Dziewiętnasta minuta i już przeważaliśmy nad Realem!
 Nic nie działo się do momentu gdy Adriano dostał żółtą kartkę za to, że wciął się w Ronaldo. Następnymi ofiarami kartek byli kolejno - Bale, Khedira oraz Marcelo. Dalej już tylko padł gol dla Barcelony, którego zdobywcą był Alexis, zaraz później Ronaldo dostał żółtą kartkę i w samej dziewięćdziesiątej minucie, na 2:1 gola strzelił Jese. Najważniejsze i tak było to, że Barca zdobyła dodatkowe trzy punkty! 

  Zgodnie z umową padło na to, że Sergi stawia nam wszystkim kolację, ale zanim, panowie uparli się, że trzeba poczekać gdzieś na chłopaków i pogratulować im wygranej. Najbardziej z tego ucieszyła się oczywiście Evelin. Ciągle szeptała mi do ucha, że może w końcu uda się jej poznać Xaviego, mojego przyszłego udawanego chłopaka, o czym na razie mało kto wiedział.
 Wybraliśmy więc wszyscy parking, gdzie stały samochody piłkarzy. Poczekaliśmy kilka dłuższych chwil, kiedy w końcu zaczęli pojawiać się tam pierwsi bohaterowie dzisiejszego wieczoru.
 Do tej grupki zaliczali się Alves, Neymar, Alexis, Xavi i Andres. Chłopaki od razu obskoczyli Neya i Alexisa, a ja niewinnie przystanęłam przy Inieście i Hernandezie, pociągając za sobą Linę, która zaczynała być w niebie, pomimo tego, że tylko zobaczyła Maestro na żywo i jest obok. 
   - Piękna asysta - wyszczerzyłam się do przyjaciela, opierając się o jego ramię.
   - Nie chwaląc się, po prostu mi się udało - zaśmiał się.
   - Dziewczyny tam pewnie są z ciebie dumne. Pogratulują ci jak jutro wrócą do domu - uśmiechnęłam się. - I właśnie - spojrzałam najpierw na koleżankę i później na Xaviego. - Xavi poznaj Evelin, Evelin oto Xavi - wskazałam na nich, a ci podali sobie dłonie. Dziewczyna pewnie w tym momencie tam cała eksploduje od środka, no a ja cieszyłam się, bo pomogłam jej w spełnieniu marzenia. - Xavi, pamiętasz moją opcję przy zakładzie z szachami? - zapytałam, a on wtedy zmarszczył brew i spojrzał na Linę. Po chwili spuścił wzrok z lekkim uśmiechem, a Andres zaczął się śmiać pod nosem. Evelin już w ogóle nie wiedziała o co chodzi.
   - Pewnego dnia założyli się z Xavim i gdyby Shell wygrała, miałabyś załatwiony cały dzień z Xavim, ale niestety - tłumaczył młodszy pomocnik.
   - Przegrałam - dokończyłam.
   - Shelley! - jęknęła, patrząc na mnie z... złością, zaskoczeniem?
   - Tylko nie bij! - zasłoniłam się Andresem. I praktycznie na tym nasza rozmowa się zakończyła, bo Ille, Sergi i Carles podeszli do chłopaków, a my we dwie pierwsze ruszyłyśmy do wyjścia i na Mini Estadi, pod którym zostawiłam swój samochód.
   - Zrobiłaś ze mnie jakąś głupią przed Xavim - jęknęła Evelin.
   - Nie przesadzaj! - zaśmiałam się. - Wcale nie, a poza tym Xavi jest bardzo w porządku i gdybym przegrała, to faktycznie spędziłby z tobą trochę czasu.
   - Ale przegrałaś i jestem ciekawa co takiego musiałaś zrobić - wyszczerzyła się.
   - No, bo... - zaczęłam i wtedy poczułam jak na moim jednym ramieniu wiesza się Planas, który z pozostałą dwójką nas dogonił. - Opowiem ci przy okazji - puściłam do niej oczko.
   - To co drogie panie, włoszczyzna czy chińszczyzna? - zapytał kapitan młodzików.
   - Chodźmy na pizze! - zarządziłam i całą piątką ruszyliśmy na parking.
XAVI
 Razem z Andresem byliśmy sami w szatni, ponieważ zostaliśmy jeszcze po treningu chwilę na siłowni. Dobrze wiedziałem jaki temat chciał rozpocząć Andres, ale niestety na siłowni było kilku piłkarzy z młodszych drużyn, więc o to czy faktycznie Shell zgodziła się zostać moją udawaną partnerką zapytał gdy tylko przekroczyliśmy próg szatni.
   - Niby się zgodziła - pokiwałem głową. - No i na dodatek twoja ukochana żona pomogła w tym Shell, mówiąc jej rodzinie, że ona kogoś ma.
   - Coś mi się obiło o uszy - zaśmiał się. - A ustaliliście już cokolwiek? - zapytał.
   - Nie było kiedy, Andres - westchnąłem. - Powiedziała mi o tym po treningu, a później widziałem ją tylko po meczu na parkingu.
   - No tak. Teraz tylko trzeba przedstawić Shelley pani Angelice - uśmiechnął się lekko i chwycił za ręcznik i kosmetyczkę, by udać się pod prysznic. Wtedy z mojej szafki dobiegło mnie brzęczenie, jakie wydawały wibracje mojego telefonu, leżącego na twardej powierzchni. Sięgnąłem po niego.
   - O wilku mowa - mruknąłem pod nosem.
   - Shelley czy ciotka? - zapytał piłkarz.
   - Ciotka - powiedziałem i odebrałem, a on kiwnął, że idzie pod prysznic. - Halo? Ciocia już w domu?
   - Witaj, Xavi. Tak, ja już w domu od wczoraj. Nawet oglądałam wieczorem mecz.
   - Cieszy mnie to. I rozumiem, że jak zwykle Ernesto tłumaczył cioci co, jak, kto i kiedy - zaśmiałem się.
   - Wiesz jak to jest, swoje lata już mam, kibicuję całą sobą, ale czasem potrzeba męskiego wytłumaczenia co do tej szatańskiej gry - powiedziała żartobliwie, tak jak zwykle ona. - Słuchaj, a może wpadłbyś kiedyś, to znaczy w niedalekiej przyszłości, z tą twoją nową przyjaciółką do starej ciotki, co? - zapytała. No i przeszła do prawidłowego tematu jej telefonu. Skąd ja wiedziałem, że zaraz to zacznie?
   - Nie wiem kiedy wypadnie tak, że oboje będziemy mieć czas. Ona też pracuje - Podrapałem się po podbródku.
   - Oj, na pewno znajdziecie czas. Może środek tygodnia? W weekend pewnie grasz jakiś mecz.
   - W środę też. Jedziemy do Vigo, ale coś mi się obiło o uszy, że czwartek mamy mieć wolny, więc zapytam Shelley.
   - O, no i poznałam jej imię. No dobrze, więc dajcie znać czy przyjedziecie, dobrze?
   - Tak, oczywiście - pokiwałem głową. - Ciociu, muszę kończyć. Jestem po treningu, chciałbym wziąć prysznic i wrócić do domu.
   - Oczywiście. Zadzwonię do twojej mamy trochę poplotkować. Do usłyszenia - powiedziała i sama się rozłączyła. No to teraz raczej powinienem już porozmawiać o tym z Shell... Usiadłem wygodniej i wybrałem jej numer. Przyłożyłem telefon do ucha i wyczekiwałem na sygnał. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty i już miałem rezygnować, kiedy w słuchawce usłyszałem jej zziajany głos. 
   - Słucham? 
   - Cześć, tu Xavi. Możesz rozmawiać? - zapytałem. 
   - Jasne, tylko momencik - dodała i usłyszałem jak odkręca korek butelki i zapewne pije wodę. - Jestem - znów usłyszałem jej głos. - Wybacz, nosiłam rzeczy do mieszkania, a telefon miałam na górze. 
   - Nic się nie stało - rzekłem. - A może potrzebujesz pomocy? Zawsze służę, a poza tym dzwoniła moja ciotka i już nas zaprasza do siebie. 
   - Szybko - stwierdziła. - Z pudłami dam radę, ale jak chcesz to możesz przyjechać. Musimy coś uzgodnić w związku z tym wszystkim. Podeśle ci adres SMSem, dobrze? 
   - Nie ma sprawy. Będę za jakieś czterdzieści minut. Do zobaczenia. 
   - Na razie - powiedziała, a ja się rozłączyłem. Wtedy spod prysznica wyszedł Andres. 
   - Z kim to się tak umawiałeś? - zaśmiał się.
   - Z Shelley, jadę do niej żeby to wszystko obmówić, bo ciotka już życzy sobie audiencji - skrzywiłem się i zabrałem ręcznik oraz żel pod prysznic. 
   - Dobra, to w razie czego informujcie nas. Musicie mieć kogoś wiarygodnego w zeznaniach. 
   - Oj żebyście się czasem w nich nie poplątali - pokręciłem głową i ruszyłem pod prysznic.

***

środa, 8 października 2014

número ocho

SHELLEY
  W końcu wszyscy się ulotnili, a ja pociągnęłam za sobą Annę. Weszłyśmy do mojego pokoju, gdzie na łóżku spała od godziny zmęczona Valeria. Ortiz usiadła na fotelu, a ja na szerokim parapecie.
   - Zwariowałaś? - zapytałam, a ona się zaśmiała.
   - No co? Przynajmniej twoja ciotka nie prawiła ci kazań, że w twoim wieku jej córeczka wychodziła za mąż.
   - Racja, ale moi rodzice też się na to złapali! Co im powiem? Sorry, ale nie mam żadnego faceta?
   - A Xavi? I tak będziesz grać przed jego rodziną, więc i on może zagrać przed twoją. Proste - stwierdziła.
   - Hola, hola! Ja się na nic jeszcze nie zgodziłam!
   - Ale ja cię znam i wiem, że poszłabyś na to prędzej czy później. Jesteś za bardzo miłosierna. Nie opuścisz człowieka w potrzebie. A wracając do Angelici Creus... Pytałaś dlaczego to jej ma się podobać wybranka Xaviego! Kobieta jest wdową, miała już kilku mężów i jest obrzydliwie bogata, ale to ciepła kobieta i przede wszystkim, nie jest zepsuta i taka jak twoja ciotka. Nie ma swoich dzieci, więc przelewa to wszystko na te swojej siostry, a że Xavi jako jedyny z nich jeszcze się nie ożenił, to chce znaleźć mu kogoś idealnego.
   - Co jej się nie podobało w jego poprzednich dziewczynach? Przecież o ile mi wiadomo, to tam z jakimiś się publicznie pokazywał.
   - A ja wiem co jej się podobało? Musiałabyś sama się jej o to zapytać. Wiem tylko, że po każdej wizycie z kimś nowym mówiła Xaviemu, że to nie kobieta dla niego, a gdy ten się sprzeciwiał i nadal z nią był, to później i tak im nie wychodziło. Tak mi Andres opowiadał.
   - Czyli ja będę kolejną, którą odeśle z kwitkiem. W takim razie wchodzę w to, bo nie mam się o co martwić - wzruszyłam ramionami i wtedy drzwi do mojego pokoju się otworzyły i do środka wpadł Dominic.
   - To z chłopakiem to podpucha, prawda? - zapytał od razu.
   - Zamknij się! - uciszyłam go, bo po pierwsze spała tu Valeria, a po drugie ktoś z zewnątrz mógł to usłyszeć. Zamknął za sobą drzwi i usiadł na rogu łóżka.
   - Podpucha? - zapytał ponownie i najpierw spojrzał na Annę, a później na mnie.
   - Podpucha, ale jak się wygadasz... - pogroziłam mu palcem.
   - Come on, siostra! My się zawsze kryliśmy, to Mateo wszystko mówił matce - obruszył się Dom.
   - No więc co myślisz o udawanym chłopaku lub dziewczynie? - zapytałam.
   - Może być zabawnie, no nie powiem. W razie czego będę się zachowywał jakbym myślał, że to twój prawdziwy ukochany - zaśmiał się, a Anna wtedy ziewnęła.
   - Młody, dziś śpię u ciebie - zakomunikowałam. - Dziewczyny tu śpią.
   - Przestań, zaraz przeniosę Val do nas - wskazała przez okno na dom obok.
   - Jest już późno, weź coś ode mnie - uśmiechnęłam się. - Dom ma największe łóżko w tym domu, a nie raz przyłaził żebym z nim spała, bo się boi - pokazałam mu język.
   - Kiedy to było?! Ostatnio jak miałem... - zamyślił się.
   - Trzynaście lat - zachichotałam. - Tata wkurzał się, że w tym wieku do nich przyłazisz.
   - To zmieniłem taktykę i angażowałem ciebie. Dobra, chodź - kiwną na mnie.
   - Dobranoc - powiedziałam do Anny i zabrałam swoją piżamę. Oboje z Dominiciem wyszliśmy z pokoju. Po drodze przebrałam się w łazience i poszłam do brata. - Mam nadzieję, że zmieniłeś pościel na czystą, nie chcę spać po jakiejś twojej kochance - zaśmiałam się i wsunęłam pod kołdrę na wolnej połowie łóżka.
   - Spokojnie, mama wczoraj zmieniała w całym domu - pokazał mi język. - Dobra, siostra! Teraz poproszę więcej szczegółów w temacie o udawanym chłopaku.
   - Wiedziałam, że nie odpuścisz - pokręciłam głową. - Znajomy poprosił mnie żebym była podstawioną dziewczyną dla jego rodziny, po prostu. Jeszcze mu nie odpowiedziałam, a dziś Anna wyjechała, że ja też mam chłopaka!
   - To było naprawdę dobre - zaśmiał się. - Więc teraz nie masz wyjścia i on też. Ty zagrasz dla niego, a on dla ciebie. Kto to w ogóle jest? Jakiś znajomy Anny i Andresa?
   - Tak jakby - przeciągnęłam.
   - A jaśniej? Chcę wiedzieć co to za gagatek, imię, nazwisko, adres, numer buta, grupa krwi?
   - Głupi jesteś! - nakryłam się kołdrą po same uszy. - Idź spać!
   - No ej! Zaraz mi tu z jakimś Banderasem wyskoczysz!
   - Z Banderasem to może nie, ale z Xavim tak - mruknęłam, a on automatycznie odgarnął kołdrę z mojej twarzy.
   - Ale, że ten Xavi? Xavi Hernandez? Xavi z Barcelony? Xavi, drugi kapitan drużyny - zakryłam mu usta ręką, bo inaczej nadal by wymienił kim jest Xavi.
   - Tak, ten Xavi! - skarciłam go wzrokiem.
   - To dobrze, że się na razie nie wygadałaś przed Mateo i przed ojcem - zauważył.
   - I ty też na razie będziesz siedział cicho, dobranoc - warknęłam i odwróciłam się. On zrobił to samo i zgasił lampkę. Dlaczego na razie będę się z tym kryła przed ojcem i Mateo? Proste! Wielki Xavi Hernandez dla tej dwójki to tak jakby bóg footballu. Niech na razie sobie pożyją w niewiedzy, bo inaczej zaczną wariować.

 Z samego rana Anna z Valerią wyszły do siebie, a ja zjadłam śniadanie wspólnie z Dominiciem, Mateo i Carol. Na szczęście ani starszy brat ani jego żona przy jedzeniu nie zaczynali tematu mojego domniemanego faceta. Rodzice zeszli akurat wtedy, gdy skończyłam jeść. Torbę miałam już przy wejściu, bo chciałam się szybko zwinąć. Miałam zamiar wrócić do Barcelony, zabrać z mieszkania rzeczy i zdążyć na trening moich chłopaków.  
   - Shelley kochanie, wczoraj nie było czasu, ale może opowiesz nam coś więcej o swoim chłopaku. Na razie wiemy tylko tyle, że jest zapracowany - uśmiechnęła się do mnie mama, nalewając sobie kawy z ekspresu. 
   - Mamuś, jeszcze o tym porozmawiamy - ucałowałam ją w policzek. - Muszę już jechać - dodałam i zabrałam się za wiązanie sznurówek w butach. 
   - No, ale wiesz, że ja jestem zawsze ciekawa jeżeli chodzi o wasze nowe miłości - dodała, patrząc na mnie i Dominica. 
   - Nie naciskaj, będzie chciała to sama powie. Pewnie na razie nie chce zapeszać, bo to początek - zabrał głos tato. 
   - Strzał w dziesiątkę - teraz ucałowałam tatę w policzek. - Trzymajcie się - pomachałam do rodzeństwa i zabrałam torbę. Wyszłam z domu, szybkim krokiem kierując się do swojego samochodu. Zajęłam miejsce, torbę rzuciłam na tył i mogłam jechać. To było prawdziwe szczęście, że wyminęłam się od pytań o chłopaka! Włączyłam głośno muzykę i zaczęłam tworzyć tercet razem z Wisinem i Yandelem.
XAVI
  Kiedy my już biegaliśmy, zauważyłem, że na boisku obok chłopaki z Barcy B dopiero się zbierali. Dziś i my i oni grali mecz, więc nie można było się obijać, a i trening mieliśmy oddzielny. Gdy byłem bliżej, zwróciłam uwagę również na to, że była tam już Shell. Rozmawiała z Sacristanem i dwójką młodzików. Uśmiechała się i rozmawiając, odgarniała ciągle grzywkę do tyłu, a gdy już wszyscy się pojawili, związała włosy w kucyk. Że ja zauważałam takie szczegóły, zamiast skupiać się na treningu? Jak nie ja! 
 Gdy my kończyliśmy trening, tamtych jeszcze trwał, a szkoda, bo chciałem złapać Shell zanim pojedziemy do hotelu. Bądź co bądź miała mi po powrocie odpowiedzieć na moją prośbę. Co prawda byłem przygotowany na to, że powie mi bym szukał innej chętnej, ale spytać nie zaszkodzi. 
 Martino przytrzymał nas wszystkich jeszcze w szatni i dopiero gdy wyszedł, mogliśmy się zacząć przebierać. 
 Pierwsi w stronę drzwi rzucili się gotowi Pique z Fabregasem, śmiejąc się z czegoś pod nosem. Wyszli, zrobili krok i wtedy usłyszałem jak jeden zagwizdał. 
   - Ej, el capitano - kiwnął na mnie Cesc. - Pośpiesz się, bo ktoś tu na ciebie czeka - dodał, a ja szybko narzuciłem na siebie T-shirt, zamknąłem szafkę i zabrałem torbę. Wyszedłem z szatni i zobaczyłem Shell, opartą o ścianę za drzwiami ze swoją torbą. 
   - Hej - uśmiechnęła się lekko. - Masz chwilkę? - zapytała. 
   - Jasne. I tak mamy jechać do hotelu, a zanim wszyscy się wygramolą - powiedziałem i oboje wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę kolejnych korytarzy. - Jak było rodziców? - zapytałem. 
   - W porządku - skinęła głową. - I możesz dziękować Annie, bo przez nią lub dzięki niej mogę zostać twoją podstawioną dziewczyną - powiedziała na jednym wdechu. 
   - Przez Annę? - zmarszczyłem brew. 
   - Powiedziała całej mojej rodzinie, że się z kimś spotykam, więc ty się sam w to wkopałeś, a mnie wkopała przyjaciółka - spojrzała na mnie. 
   - Czyli w tej sytuacji rozumiem, że pomagamy sobie nawzajem? 
   - Na to wygląda, ale jeżeli zmieniłeś zdanie czy coś, to pewnie pogadam z Planasem - odparła automatycznie. 
   - Nie, nie. W porządku. Nadal chcę żebyś mi pomogła, a jeżeli i ty zostałaś praktycznie wkopana w to samo, to czemu nie? Coś za coś, prawda? - uśmiechnąłem się. 
   - Też racja - przytaknęła. - Więc jeżeli coś to daj mi znać, okej? Ustalimy coś i tak dalej. 
   - W takim razie, do zobaczenia - odparłem. Byliśmy już na parkingu, gdzie stał bus, a przy drzwiach do niego stali Cesc i Gerard. 
   - Powodzenia na meczu - powiedziała dziewczyna i ruszyła do swojego samochodu, a ja w stronę kolegów. Wszedłem za nimi do busa, by zająć dobre miejscówki. 
   - Czekajcie, jak to było? - zaczął od razu Fabregas, drapiąc się po głowie. Do busa właśnie wchodził Leo, Jose i Jordi. - Ostatnio dzieci oglądały Króla Lwa - ciągnął dalej, a wszyscy obecni spojrzeli wtedy na niego. - Mam! Xavi, to coś dla ciebie - wyszczerzył się. Andres razem z Pedro właśnie wchodzili do pojazdu, a ja nadal patrzyłem pytająco na pomocnika. - To leciało tak... Miłość roośnie wokół nas - zaczął śpiewać, a Pique zachodził się ze śmiechu. Uderzyłem się w czoło i oparłem o tył siedzenia. 
   - O co chodzi? - zaśmiał się Iniesta, siadając obok mnie. - Rozmawiałeś z Shell? Widziałem jak szliście przodem.
   - No i właśnie dlatego Cesc bawi się w śpiewaka piosenek z disnejowskich bajek - wywróciłem oczami. - Jeżeli o to chodzi, to tak zgodziła się.
   - Okej. Pogadamy później - zaśmiał się, bo kolejni zapełniali autobus.

Obserwatorzy