niedziela, 7 września 2014

número seis

XAVI
  Jeszcze kilkoro z nas zostało w szatni po treningu, leniwie się przebierając. Trener dziś nas nie oszczędzał, bo następny trening miał być dopiero jutro popołudniu.
   - Nie wiem jak wy, ale ja bym gdzieś dziś wyszedł - mruknął Pique, drapiąc się po brzuchu.
   - Shakira cię puści? - zaśmiał się Alba.
   - Jest w Stanach z Milanem, więc robię za słomianego wdowca - odparł roześmiany obrońca. 
   - W sumie to ja też - zauważył Andres.
   - To gdzie podziałeś swoje kobietki? - zapytałem, naciągając T-shirt przez głowę.
   - Pojechały na kilka dni do rodziców Anny, więc zapraszam panów do siebie. Który chętny? Albo inaczej - zaśmiał się. - Który może?
   - To ja pierwszy! - wydarł się Gerard, unosząc dwa palce do góry.
   - Więc ja też wpadnę - odezwałem się.
   - Leo, to jak? Ja przywożę do was Daniellę z dzieciakami czy ty do nas Anto z Thiago? - Cesc szturchnął łokciem Messiego, po czym zaczęliśmy się śmiać. I kolejny walor tego, że jest się samemu, nie muszę się nikogo pytać o zgodę na wyjście! Na zaproszenie Andresa przystali również Jordi i Pinto, Jose jako nierozłącznik z Lionelem, a z Jordim trzymał zawsze każdy, taki typ.
  Wracałem do domu samochodem, kiedy rozdzwonił się mój telefon. Czyli norma. Zawsze tak było, że gdy prowadzę to ktoś odczuwa pilną potrzebę skontaktowania się ze mną. Spojrzałem na wyświetlacz. Mama, czyli musiałem odebrać. Zmieniłem bieg i włączyłem rozmowę na głośnik.
   - Halo?
   - Cześć synku. Już po treningu?
   - Tak, właśnie wracam. Stało się coś? - zmarszczyłem brew. Wnioskowałem to po jej tonie głosu.
   - Angelica jest w szpitalu. Godzinę temu zabrała ją karetka z domu. Ernesto właśnie dzwonił. Jedziemy tam z ojcem.
   - Zawiozę rzeczy do domu i też jadę - odpowiedziałem natychmiastowo.
   - Tylko ostrożnie, Xavi - powiedziała i się rozłączyła. Dobrze wiedziała, że jak coś jest na rzeczy, będę pędził jak na głupotę.

  Zajechałem pod dom przyjaciela już chyba jako ostatni. Zapukałem do drzwi, a po chwili w progu stanął gospodarz, zapraszając mnie do środka. Od razu przeszliśmy do salonu pełnego piłkarzy, którzy mieli być.
   - No to mów co z tą ciotką - zarządził od razu Pique, podając mi odkapslowaną butelkę z piwem.
   - No to przyjechałem tutaj właśnie prosto z Manresy, z tego szpitala. Miała zawał, leży pod tymi aparaturami, jest przytomna, ale oczywiście dobry humor się jej trzyma i jeden jedyny temat nie opuszcza - zaakcentowałem i upiłem łyk piwa.
   - Nawet na łożu śmierci namawia cię do ślubu? - zaśmiał się Cesc.
   - Już ją wpędzasz do grobu? Zawał to nie od razu śmierć - zauważył Iniesta.
   - Ale obstawiam po minie Xaviego, że się tym przejął, bo widział ciotkę w szpitalu - dodał Leo.
   - A że Xavi zawsze wszystkim się przejmuje... - zaczął Jose.
   - Halo! Ja tutaj jestem! - zawołałem.
   - Chciałem tylko dokończyć, że się przejmujesz i pewnie zacząłeś myśleć o ślubie - dopowiedział bramkarz.
   - Tak Jose, ze zmiotką, a łopatka będzie nam drużbować - mruknąłem. - Nie pomyślałem o tym, bo nie mam z kim się żenić, a poza tym, ciotka Angelica przeżyje nas wszystkich - dodałem.
   - Taki jesteś pewien? - Geri uniósł brew. - Ciociusia miała już jeden zawał, czyli jej zdrówko się sypie i nie wiadomo czy dożyje szczęśliwego momentu ożenku jej kochanego siostrzeńca - zatrzepotał rzęsami. Bierze lekcje od Shakiry?
   - Z tego co zawsze opowiadasz, nie przyjmuje do świadomości tego, że raczej zostaniesz starym kawalerem - wyszczerzył się Pinto.
   - Stary kawaler? Nie, nie. Ja po prostu uważam, że na wszystko przychodzi pora - machnąłem ręką.
   - A nie lepiej tak po prostu zadowolić ciotki i hajtnąć się z byle kim, byle była szczęśliwa na stare latka?
   - Pique, ty się słyszysz? - zmierzyłem go wzrokiem.
   - Ej, niegłupi pomysł - zawtórował tamtemu Fabregas. - No, ale nikt nie musi mówić o ślubie. Przedstawisz kogoś cioci, mówiąc że to twoja wybranka i tak dalej.
   - Jasne - przewróciłem oczami. - Po pierwsze, może nie wpaść jej w gust, z resztą tak jak wszystkie inne moje dziewczyny, które miała okazję poznać, a jeżeli już, to co powiem, jeżeli nagle przestanę się z nią spotykać? A poza tym... Jak ona leżała tak w tym szpitalu – skrzywiłem się. - Powiedziałem jej, że się z kimś spotykam.
   - Nieźle! - zagwizdał Jose. - Wkopałeś się, Xavi!
   - No nie żartuj!
   - Więc będziesz się z nią tylko spotykać na potrzeby ciotki Angelici i wszyscy będą zadowoleni - wyszczerzył się Geri. - Andres, masz coś do pisania? - zwrócił się do przyjaciela, a on od razu podał mu notes i długopis, który wyciągnął z szuflady komody. - Więc... Jakie są wymagania pani Angelici Creus? - spojrzał na mnie.
   - Gerard - spojrzałem na niego litościwie. - Wiem tylko, że nie spodobały się jej moje dwie ostatnie dziewczyny.
   - Więc zaczynamy od wyglądu? - zarzucił Alba.
   - Okej - Pique zaczął coś notować. - Kolor włosów.
   - Pamiętam, że Elsa była ciemną blondynką - odezwał się Leo.
   - A Nuria miała ciemne, brązowe włosy - dorzucił jego najbliższy przyjaciel.
   - Zanotowane - trójka skinęła głową. - Wzrost?
   - Nikt nie zapomni faktu, że Nuria była wyższa - zaśmiał się Andres, a ja spojrzałem na niego. - A Elsa? - zapytał mnie jakby nigdy nic.
   - Byliśmy równi - mruknąłem. 
   - Racja. Dorzucamy fakt, że Elsa była też w tym samym wieku, a Nuria rok młodsza - dodał Pinto.
   - Czyli szukamy jeszcze młodszej, no albo rówieśniczki dla cioci - wyszczerzył się Pique. Serio? Błagam, zapłacę miliony, ale teleportujcie mnie stąd! - A charakter? Xavi, opowiedz nam o tym, jakie obie były na spotkaniach z ciotką? - Pique podparł brodę o dłoń.
   - Gerard, wyglądasz trochę jak terapeuta ze spotkania AA z pociągami do pedofilii - stwierdził Fabregas.
   - Bądź cicho! Wczuwam się! - pokręcił głową. - Więc? - spojrzał na mnie wyczekująco. 
   - Były normalne, Gerard - odpowiedziałem z litością. - Tak się składa, że akurat znałeś obie. 
   - Akurat byłem przypadkowym światkiem, kiedy Elsa po raz pierwszy spotkała się z mamą Xaviego - Andres uniósł dwa palce ku górze. - Chciała wypaść za dobrze, plątała się, jąkała i na końcu strzeliła gadkę o sławie Xaviego. I opowiadałeś, że przy Angelice było tak samo, nie? - spojrzał na mnie. 
   - Panowie, teraz będziecie się nabijać z moich byłych? - spojrzałem po nich, oni po sobie i każdy jak jeden mąż, pokiwali głowami. Rozumiem, ze chcą mi kogoś znaleźć na siłę i byle ten ktoś nie był podobno do którejś dziewczyny, z którą się już spotykałem... Nie ma to jak przyjaciele! 
   - Xavi, zdradź nam coś, a damy ci już później spokój, naprawdę! - zapewniał Gerard. 
   - Obie starały się być miłe dla ciotki, ułożone, grzeczne, w sumie czasem to nawet za bardzo - podrapałem się po głowie. - Ale później ciotka twierdziła, że są nudne - dopowiedziałem.
   - Czyli szukamy kogoś z pasjami - zanotował Pique. 
   - Charakterkiem - dodał Alba. 
   - Swoim własnym zdaniem - zauważył Andres. 
   - O tym, że ma być ładna, nie muszę dodawać, tak? - zaśmiał się Pinto. 
   - I żeby nie żerowała na sławie naszego Maestro - odezwał się Leo. 
   - No i najlepiej była samodzielna, nie czekała aż ktoś jej coś da za darmo - dorzucił Fabregas. 
   - Jasne, a teraz - klasnąłem w dłonie. - Ideał według waszej skali spada nam z nieba - dokończyłem ironicznie i wtedy usłyszeliśmy zamykające się frontowe drzwi i w progu salonu pojawiła się Shelley. 
   - Hej, pukałam, ale nikt nie słyszał. Było otwarte, więc weszłam... - dokończyła, unosząc jedną brew. W sumie to też poczułbym się dziwnie na jej miejscu, wchodząc do pomieszczenia z siódemką mężczyzn, którzy wbijają w nią teraz wzrok. 
   - Czy wy też pomyśleliście o tym samym co ja? - Pique odwrócił się do nas, unosząc i opuszczając brwi. Okej, Cesc miał rację. Pique czasem faktycznie wygląda dziwnie gdy na coś wpadnie... 
SHELLEY
  Anna była u swoich rodziców od dwóch dni. Ja też miałam zamiar wybrać się do rodzinnego miasteczka, ponieważ zbliżają się imieniny mojej mamy. Na szczęście wypadło to w takim czasie, gdzie nie miało być żadnego meczu naszych chłopaków, więc jutro z samego rana wsiadam w samochód i jadę do rodziców, by spędzić tam calutki dzień. Dostałam jednak jeszcze telefon od Anny z prośbą bym zabrała coś z jej domu, bo na śmierć zapomniała zabrać swojej sukienki, którą miała ze sobą zabrać właśnie na imieniny mojej mamy. 
 To nie był żaden problem, bo i tak musiałam jechać po zakupy. Po godzinie spędzonej w dużym centrum handlowym, zapakowałam cały bagażnik. To nie tylko było jedzenie, ale również i inne przedmioty do mojego mieszkania, dla którego w końcu muszę znaleźć odrobinę czasu by go ostatecznie urządzić. 
 Zaparkowałam samochód przed domem Iniesty, ale ledwo co, bo podjazd i chodnik przed nim był już pozajmowany przez inne, niezłe samochody, a to oznaczało, że po prostu Andres zrobiło sobie dziś męski wieczór z chłopakami z klubu. Z daleka widziałam, ze świeci się tylko u nich w salonie. Podeszłam do wejścia i zapukałam kilka razy, ale po drugiej stronie było cicho. Ponowiłam to, ale nadal nic. Norma u facetów, ich mega ważne tematy wyciszają ich słuch na wszystko inne. Po prostu weszłam, a z salonu usłyszałam głosy chłopaków. Ruszyłam tam.
   - Hej, pukałam, ale nikt nie słyszał. Było otwarte, więc weszłam... - powiedziałam, unosząc jedną brew. To było dziwne, bo wszyscy na raz spojrzeli na mnie, nagle cichnąc.
   - Czy wy też pomyśleliście o tym samym co ja? - pierwszy odezwał się Pique, spoglądając na przyjaciół. 
   - Nie chcę wam przeszkadzać. Wpadłam tylko, bo Anna poprosiła mnie bym wzięła coś dla niej, więc... - wskazałam na schody. 
   - Jej włosy mieszczą się w przedziale od ciemnego blondu do ciemnego brązu. Czekaj, Shell! - zawołał nagle Cesc i wstał ze swojego miejsca. Podbiegł do mnie i pociągnął za sobą, usadowił na krześle, na którym sam siedział i stanął za mną, opierając dłonie na tyle krzesła. 
   - Co tutaj się dzieje? - spojrzałam na Andresa, który w tym momencie wybuchnął śmiechem. 
   - Shelley, mogłabyś nam powiedzieć ile masz wzrostu? - zapytał Gerard, wcześniej zaglądając w zeszyt, który trzymał. Wyglądał na śmiertelnie poważnego.
   - Metr sześćdziesiąt pięć - wydukałam zdezorientowana. Wszyscy patrzyli na mnie jak na jakieś nowe znalezisko.
   - Wiek? - drążył obrońca, a ja otworzyłam szerzej oczy. 
   - Andres - spojrzałam na przyjaciela. - Mówiłeś, że twoi koledzy z klubu czasem są gorsi niż dzieci, ale... Przerażacie mnie - kiwnęłam głową. - A poza tym kobiet o wiek się nie pyta - uniosłam głos. 
   - Kąśliwa. Geri, zanotuj - odezwał się Jordi, ale zignorowałam to. 
   - Z pasjami, jest - odhaczył coś na liście. - Z charakterkiem, ze swoim własnym zdaniem i ma bardzo dobrą pracę - wyszczerzył się się. 
   - I oczywiście piękna - powiedział Messi. Gdyby nie ta cała sytuacja, pewnie zaczęłabym skakać i mdleć za razem, że dostałam taki komplement od najlepszego piłkarza na świecie.
   - Nie leci na sławę, a poza tym wisi przysługę Xaviemu - zaśmiał się Andres.
   - Przysługę Xaviemu? - Gerard aż zatarł dłonie. - No to jesteśmy w domu! 
   - Shell, nie słuchaj ich, oni majaczą - warknął na nich Xavi. - Zapomnij. 
   - Okej - przeciągnęłam. - Udam, że mnie tutaj wcale nie było i idę po tę sukienkę - wstałam i szybko pobiegłam na górę do sypialni Andresa. Zgodnie z instrukcją jego żony, podeszłam do szafy i otworzyłam drzwi, a w tym momencie ktoś wszedł za mną do pokoju. Oczywiście Iniesta. 
   - Sorry za nich - zaśmiał się. - A sukienka jest tutaj, wyjąłem ją przedtem - wziął czarny pokrowiec, który leżał na oparciu wiklinowego fotela i mi go podał. 
   - Okej, ale co to tak właściwie miało być? - zapytałam. 
   - Szukają dziewczyny dla Xaviego - zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego niepewnie, ale ten pokiwał głową, potwierdzając. - Zanim przyszłaś było jeszcze zabawniej.
   - I wiesz co? Chyba nie chcę znać szczegółów - pokręciłam głową. - Uciekam, miłego wieczoru i dobranoc - dodałam i razem z sukienką w pokrowcu wyszłam z sypialni, kierując się schodami w dół. - Miłego wieczoru! - krzyknęłam jeszcze i już miałam wychodzić z domu...
   - Shell, poczekaj chwilkę - z salonu wypadł Xavi, tak jakby cała reszta wypchała go stamtąd siłą.

***
Mój ulubiony rozdział, zdecydowanie! 

9 komentarzy:

  1. ale to mi przypomina film "Nie kłam kochanie"!
    chyba jak na razie najlepszy rozdział jaki tutaj napisałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hahahahaha, jacy kochani! nareszcie zaczyna się coś dziać :) no, jestem ciekawa, jak Shelley zareaguje na propozycję Xaviego, bo zgaduję, że właśnie po to ją zatrzymał. przyznaję, że czekałam, aż zaczniesz to opowiadanie i teraz totalnie mnie wciągnęło :D czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super piszesz uwielbiam twój blog:*

    OdpowiedzUsuń
  4. To mój uuuuuluuuubioooooonyyyyy rozdział! ;)
    Shell bądź dziewczyną Xaviego! On jest taki knjidhdh!!!!! ;P
    Rozdział cudny!
    Pique to taki duuuży terapeuta! Chłopaki powalają mnie na kolana!
    Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Co za mega rozdział! :D Jeszcze się nigdy tak nie ubawiłam jak dziś gdy czytałam :D Szybko pisz kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham to opowiadanie ^.^
    I czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. no nieźle nieźle :D oni to zawsze coś wymyślą ;D
    troszeczkę mi przypomina : "Nie kłam kochanie"
    Bardzo mi się podoba, czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział niesamowity, jak zwykle zresztą. Ahhh te teksty Pique <3 Ciekawe czy Xavi wyjaśni sytuację.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniały jak zawsze kochana. Nie mogę nadziwić sie twoim talentem pisarskim. Wszystko jest tak spójne. No już nie wspomnę o fabule idealnie @love_hariana :D

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy