wtorek, 23 września 2014

número siete

XAVI
   - Xavi... I na co ty czekasz? - westchnął Gerard, a ja spojrzałem na niego pytająco.
   - W sensie? - uniosłem brew.
   - W sensie dlaczego jeszcze nie poprosiłeś Shell żeby zagrała chwilę twoją dziewczynę? Sam mówiłeś, że żadna nie podoba się twojej ciotce, więc niewiele tracisz - odezwał się Cesc. - Jedno spotkanie i będziesz wiedział, że przynajmniej próbowałeś, nie?
   - Później znajdziemy ci kolejną - zaśmiał się Pinto.
   - Jesteście jak... - zacząłem.
   - Wrzody na tyłku? - wtrącił Jordi.
   - Miałem powiedzieć, że jak rzepy uczepione do psiego ogona, ale takie określenie też może być - stwierdziłem.
   - Oj Xavi, po prostu się o ciebie troszczymy - wyszczerzył się Gerard. - A ty tak po prostu odrzucasz naszą pomocną dłoń! - dodał.
   - Hej, nie poproszę Shell żeby została moją fikcyjną dziewczynę! - oburzyłem się.
   - A złożysz się? - środkowy obrońca uniósł powiekę.
   - Nie, Pique. Nie będę się o nic zakładał, szczególnie nie z tobą! - wstałem, ponieważ poczułem nagłą potrzebę udania się do toalety.
   - O! Odważyłeś się! Brawa dla Hernandeza - zaśmiał się Messi.
   - Nie, Leo. Mam zamiar iść do toalety! Myślę, że chyba nie chcesz mi tam towarzyszyć - zaśmiałem się.
   - Xavi, noo! - jęknął Cesc. - Nie możesz tak po prostu jej o to zapytać? Jest idealna jak na tę rolę!
   - Nasz el capitano tchórzy - wyszczerzył się Gerard. O nie! Pique trafił w czuły punkt! No ej, nie jestem tchórzem! - Gdak, gdak, gdak! - zaśmiał się obrońca.
   - Gerard, ogarnij się! Wcale nie tchórzę, jeżeli tak bardzo chcecie to pójdę i zapytam - spojrzałem po nich, a oni zrobili nieco zdziwione miny.
   - Tak, chcemy - odparł poważnie Jordi. Muszę wspominać o tym, że w duchu myślałem, że mi odpuszczą?
   - Emmm, okej - mruknąłem i usłyszałem jak tamci schodzą po schodach.
   - Miłego wieczoru! - usłyszeliśmy, gdy dziewczyna była już przy drzwiach. 
   - Shell, poczekaj chwilkę - wypadłem z salonu, a ona otwierając już drzwi, spojrzała na mnie pytająco. - Możemy porozmawiać? - zapytałem i wtedy zauważyłem, że stoi za mną Andres.
   - No to ja może wrócę do chłopaków - wskazał na wejście do salonu, a był lekko zmieszany. Spojrzał jeszcze raz na Shelley i na mnie, po czym zniknął w pomieszczeniu. 
   - Chyba tak - zmarszczyła czoło. 
   - Więc odprowadzę cię do samochodu, może być? - zaproponowałem, a ona przytaknęła. Oboje wyszliśmy z domu i bardzo powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę podjazdu przed bramą. - Chodzi o to... - podrapałem się po podbródku. - Głupia sprawa.
   - Związana z tym przepytywaniem przez resztę? - zapytała. 
   - Tak, właśnie - skinąłem głową. - Chodzi o moją ciotkę - teraz podrapałem się po głowie. Ja zabiję kiedyś ich wszystkich jeżeli będą mi kazać znów być w takiej sytuacji! - Można powiedzieć, że bardzo liczy na to żebym kogoś miał, ale muszę przyznać, że jest mi dobrze samemu - mówiłem. - Dziś wylądowała w szpitalu i z rozpędu powiedziałem, że się z kimś spotykam - wydusiłem, wypuszczając z siebie całe powietrze. 
   - I niech zgadnę, skłamałeś?  
   - I dlatego ta cała szopka. Uparli się, że znajdą dla mnie idealną kandydatkę, którą mógłbym jej przedstawić, na jakiś czas. Ona i tak nie akceptuje żadnej mojej partnerki, więc... No i wtedy weszłaś ty - skończyłem i spojrzałem na nią. 
   - Mam rozumieć, że prosisz mnie o pomoc? Żebym została twoją podstawioną dziewczyną? - przystanęła, bo dotarliśmy już pod jej samochód. 
   - Tak jakby - powiedziałem niepewnie, a ona cicho się zaśmiała. 
   - Nie uważasz, że to trochę zabawne? Nie możesz po prostu powiedzieć ciotce prawdy? 
   - Shell, nie znasz jej - pokręciłem energicznie głową, a ona uniosła jedną brew. - Tylko jedno spotkanie, obiecuję. 
   - Xavi, to mi przypomina takie sytuacje z filmów dla nastolatków, naprawdę - uśmiechnęła się. 
   - Tak, wiem, te lata dawno minęły - przewrócił oczami. - Ale sam nie myślałem, że wplącze się w coś takiego. Shell, pomożesz mi? - spróbowałem zrobić minę na wzór tego rudego kota ze Shreka. 
   - Musze na to teraz odpowiedzieć? - zapytała, układając sukienkę Anny na tylnym siedzeniu. 
   - Nie, oczywiście, że nie od razu - zareagowałem od razu. 
   - Więc dam ci znać gdy wrócę od rodziców, dobrze?
   - Okej - pokiwałem głową. 
   - Więc powodzenia i dobranoc - odparła z lekkim uśmiechem i obeszła swój samochód. 
   - Dobranoc - powiedziałem, a ona wsiadła do auta, odpaliła silnik i odjechała. Zrobiłem w tył zwrot i ruszyłem z powrotem do domu Andresa. Spojrzałem w okno od salonu i... Firanka latała w te i wewte, a oni uciekali od okna... Dzieci! Wszedłem do domu i od razu skierowałem się do salonu. Oparłem się o framugę i spojrzałem na nich. 
   - I jak? Zgodziła się?! - zapytał Gerard. 
   - No, więc... - zacząłem. - Ale zanim... Błagam was, tak na przyszłość - spojrzałem na Jordiego. - Na razie ciebie to nie dotyczy - skinąłem głową. - Jeżeli macie zamiar podglądać swoje dzieci przez okno, to nauczcie się to robić odrobinę dyskretniej, dobrze?
   - Dobrze, tatooo - przeciągnął Cesc. - Mów jak rozmowa z Shell! 
   - Powiedziała, że się zastanowi, tyle! I koniec tego tematu na dziś, jasne? - spojrzałem po nich, a oni niechętnie się zgodzili. 
SHELLEY
   Wjeżdżając do rodzinnego miasta od razu poczułam się jak w domu. Po drodze oczywiście minęłam boisko, gdzie właśnie biegało po nim z piłką kilku małych chłopców, a jeszcze niedawno ja sama trenowałam tam drużynę juniorów. Z jednej strony szkoda, że się rozpadła, a z drugiej... Gdyby się nie rozpadła, nie dostałabym pracy w Barcelonie, z której naprawdę jestem zadowolona.
 Zatrzymałam samochód najpierw przed rodzinnym domem Anny i podrzuciłam jej sukienkę, później zajechałam pod dom rodziców i zostawiłam samochód w cieniu wysokiego drzewa, czyli tam gdzie zawsze. Wysiadłam i auta i zabrałam swoją torbę, ruszyłam w stronę budynku, a po drodze przydreptał do mnie gruby, rudy kot, ulubieniec mojej mamy. Osobiście nie cierpię kotów, ale ona ma do nich słabość. Jedyna w tym domu!
 Wyskoczyłam po kilku schodkach i wpadłam do środka. Było cicho, bardzo cicho. Sobota, przed południem, więc pewnie rodzice są na zakupach, Dominic śpi, a Mateo jest w pracy.
   - Halo! Jest ktoś?! - zawołałam, zostawiając torbę w korytarzu.
   - W kuchni! - usłyszałam głos bratowej. Uśmiechnęłam się i od razu tam ruszyłam. Zobaczyłam niewysoką blondynkę, która sprzątała blat.
   - Tradycyjna sobota? - zaśmiałam się i usiadłam na krześle przy stole, a ona pokiwała głową. - Czyli Dom śpi?
   - To przecież śpioch, a ostatnio wywiesił na drzwiach swojego pokoju "W razie pożaru, nie budzić, przenieść w bezpieczne miejsce" - akcentowała Carol.
   - To jest kretyn, a nie śpioch - pokręciłam głową. - Zobaczysz, zaraz wstanie i będzie z nami sprzątał! W końcu później ma się zjechać pół rodziny! - powiedziałam i ruszyłam w stronę schodów na piętro. Od razu uderzyłam na prawo do pokoju młodszego brata, który faktycznie miał na drzwiach kartkę z napisem, który chwilkę temu wyrecytowała Carolina. Oczywiście gdy weszłam, Dominic leżał zakopany w pościeli pośród tradycyjnego bałaganu. - Pobudka! Dochodzi jedenasta! - zawołałam i zdarłam z niego kołdrę.
   - Ooo, siostrzyczka przyjechała - zaśmiał się pod nosem. - Ale jest weekend, a wtedy jedenasta to dla mnie środek nocy, wiesz? - nakrył głowę poduszką.
   - Mało mnie to obchodzi - odsunęłam rolety w jego oknach. - Masz dziesięć minut, inaczej zastosuje to co zwykle - zawołałam i wyszłam z jego pokoju. Słyszałam tylko jak się od razu zerwał. No tak, po raz enty już chyba nie chciał mieć mokrego materaca. Na początku go tylko straszyłam, że wyleję na niego wiadro wody, a później przestałam straszyć, a zaczęłam działać!

  W salonie zrobiło się tłoczno i naprawdę głośno. Każdy rozmawiał z każdym, żeby to nie nazwać przekrzykiwaniem... Moi rodzice, ja, Dominic, Mateo z Caroliną, Valeria z Anna i jej rodzice oraz znienawidzona przez naszą trójkę siostra mamy wraz z mężem, ich córką, która przyjechała ze swoim mężem i ich trzyletnim synkiem. Ja ani moi bracia nie lubili jej, ponieważ zawsze uważała się za lepszą i kim to ona nie jest. Ojciec musiał ją znosić ze względu na mamę, ale my gdy tylko mogliśmy, ulatnialiśmy się z domu przed jej przyjazdem. Ja najczęściej do Anny albo na boisko.
  W pewnym momencie zaczęłam zbierać brudne  naczynia ze stołu i znosić je do kuchni. Anna zaoferowała się, że mi pomoże. Włożyłyśmy wszystko do zmywarki i zostałyśmy tam chwilę.
   - W końcu chwila oddechu - westchnęłam i usiadłam na blacie.
   - Aż tak źle? - zachichotała i usiadła na krześle. - Ja też mam chwilę, bo Valeria bawi się z małym Tonym.
   - Ukochana ciociunia magluje teraz chłopaków. Założę się, że jak tylko tam wrócimy to zacznie mnie o wszystko wypytywać - przewróciłam oczami. - Chociaż... - zaśmiałam się. - Zatka ją informacja o tym gdzie pracuję - wyszczerzyłam się.
   - Racja! I już masz powód do domy. A mów co tam się działo w Barcelonie ostatnio?
   - Nic takiego, prócz tego, że gdy wpadłam po twoją sukienkę to miałaś w domu pełno facetów.
   - Nic w tym nadzwyczajnego, że Andres wykorzystuje pusty dom i zaprasza kolegów - uśmiechnęła się.
   - No dobrze, ale ich tematy były naprawdę dziwne!
   - Shell, w końcu to faceci.
   - Szukali dla Xaviego fikcyjnej dziewczyny - dodałam.
   - Co?! - otworzyła szerzej oczy i po chwili zaczęła się śmiać.
   - Podobno jakaś jego ciotka wylądowała w szpitalu i na szybko szukają kogoś dla niego. Wszyscy uparli się na mnie!
   - Angelica w szpitalu? Wow - dziwiła się Ortiz. - Zgodziłaś się? - uśmiechnęła się szeroko.
   - To znaczy, na początku ich wyśmiałam, a później gdy Xavi za mną wyleciał i sam o to zapytał, powiedziałam mu, że się zastanowię.
   - Było się zgodzić! Xavi to świetny facet, a poza tym wisisz mu przysługę za szachy. Jego ciotka jest naprawdę wybredna co do partnerek Xaviego.
   - Ale co ma piernik do wiatraka? To ciotka! Gdyby to była jego matka to jeszcze rozumiem, ale ciotka? - mówiłam. Nie rozumiałam tego, naprawdę!
   - Shell, weź to drugie wino - w progu pojawił się mój starszy braciszek.
   - Później jeszcze o tym porozmawiamy - uśmiechnęła się Anna, a ja zabrałam butelkę. Obie wróciłyśmy do dużego pokoju i usiadłyśmy z wszystkimi.
   - Shelley, gdzie to uciekłaś? - zapytała słodko ukochana ciocia. Skąd ja to wiedziałam?
   - Byłyśmy w kuchni - odpowiedziałam.
   - No to może opowiedz coś? Rodzice coś tu wspominali, że wyjechałaś do Barcelony za pracą.
   - I nie dałaś mi skończyć, droga Mariso, bo miałem powiedzieć, że została trenerem w FC Barcelonie - wtrącił tata.
   - Naprawdę?! - zapytał głośno wujek razem ze swoim zięciem. Widziałam uśmieszki moich braci i to jak przybijają sobie piątkę pod stołem.
   - Jestem drugim trenerem młodszej grupy - dodałam z dumą.
   - To wspaniale - znów głos zabrała ciotka. - A mów jak tam te sprawy? Masz kogoś?
   - N... - zaczęłam, ale poczułam jak przyjaciółka kopie mnie w kostkę.
   - Naturalnie - zaśmiała się Anna. - W końcu jeden zdołał ją usidlić.
   - Shell i nic nie mówiłaś?! - zawołała moja mama, a ja poczułam, że robię się czerwona. Spojrzałam wrogo na Annę, która nadal się uśmiechała.
   - Miałam wam dziś powiedzieć - mruknęłam. Anna, wielkie dzięki!
   - Czemu z nim nie przyjechałaś? - zapytała Carol.
   - Jest bardzo zapracowany, ale to wspaniały człowiek - wyręczyła mnie Ortiz.
   - Następnym razem ma przyjechać z tobą - zarządził tato. - Musimy go poznać!
   - Na pewno przyjedzie - uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam wymownie na przyjaciółkę. Gdyby nie jej stan... Anna, nie żyjesz!

10 komentarzy:

  1. Kochani przyjaciele zawsze pomogą. Zwłaszcza w kwestiach miłości.
    Na pewno się zejdą przez to, ale już tak na serio serio.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahahaha, jejku, jacy oni są porządnie jebnięci XD No ale jednak kochani, nie ma to jak podglądanie c: Z kolei Annę mam ochotę w tym momencie do siebie przytulić - miejmy nadzieję, że kiedy Shelley przyciągnie naszego Hernandeza do domu, to ten już będzie JEJ, JEJ I TYLKO JEJ!
    Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ah te przyjaciółki! Hahaha. Ale coś czuje, że bd ciekawie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. No to już wszystko jasne! Teraz tylko czas na teatrzyk!
    Anna chyba ma przechlapane! ;)
    Xavi jaki ty nieśmiały! ;P
    Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały jak zawsze kochana. Nie mogę nadziwić sie twoim talentem pisarskim. Wszystko jest tak spójne. No już nie wspomnę o fabule idealnie @love_hariana :D

    OdpowiedzUsuń
  6. O matko jakie ty cuda piszesz kobieto... Umm...nie wiem co powiedzieć poprostu brak mi słów w pozytywnym słowa znaczeniu;D nie mogę doczekać wie nn pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Super blog i rozdział . Naprawdę podziwiam kreatywność szacunek w Twoja stronę :D

    OdpowiedzUsuń
  8. No proszę, teraz Ana będzie nalegała, żeby Shell przyjęła propozycję Xaviego :D Ciekawa jestem, co z tego wyniknie ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. No no, to się będzie działo dużo ciekawego xD jestem ciekawa jak bd wyglądało to spotkanie z jego ciotką xD pisz szybko, czekam !!
    pozdro ;)

    ~ Angi

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy